Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne
jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie
spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł.
A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy
gospodarza przyszli i zapytali go: „Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na
swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?” Odpowiedział im: „Nieprzyjazny
człowiek to sprawił”. Rzekli mu słudzy: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali
go?” A on im odrzekł: „Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i
pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom:
Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś
zwieźcie do mego spichlerza”.
Mili Moi…
Umiejętność czekania i cierpliwego znoszenia tego, co złe. Jedno z
najtrudniejszych zadań, które Pan przed nami stawia. Niemożliwe czysto po
ludzku. A jednak w Bożej optyce tak jest lepiej. Muszę przyznać, że dla mojego temperamentu
jest to wielkie wyzwanie Łatwiej jest być kapelanem tych, którzy wyruszają na
krucjatę odebrać grób Pana niewiernym, niż troszczyć się o znękanych i
udręczonych, którzy z różnych przyczyn nie mogą zmienić swojej obecnej
sytuacji. Czasem pozostaje wyłącznie towarzyszenie. A ludzkie sytuacje bywają
nieraz nieprawdopodobnie skomplikowane.
A jednak Bóg mówi dziś – nie bój się, zwycięstwo dobra jest pewne. A
ostateczne rozstrzygnięcie, osąd i wymierzenie kary musi pozostać w Bożych
rękach, ponieważ my nie potrafimy tego zrobić właściwie. Zawsze brakuje nam pełnego
oglądu rzeczywistości. My mamy zwyczajnie odróżniać dobro od zła, nazywać
rzeczy po imieniu i zawierzać je Jezusowi. W przestrzeni międzyludzkich relacji
wolno nam również dyskutować, napominać, przekonywać. Ale nie wolno chwytać za
sierp (miecz, nóż, karabin czy cokolwiek innego, co zwiastuje ostateczne
rozwiązanie problemu zła). To bowiem jest wyłącznie sposób na jego pomnożenie,
a nie na wyplenienie.
Mój pobyt w USA powoli dobiega końca. Usiłuję odpoczywać, ale, jak to
wielokrotnie już pisałem, pracoholikom nie jest z tym łatwo. Ale pozwalam
sobie, mając za sobą nawet polecenie mojego Prowincjała, który każe mi
próbować. No więc próbuję. Ale muszę przyznać, że tęsknota za krajem i za moją
zwyczajną, codzienną posługą pożera mnie w sposób niezwykły. Jak to dobrze, że
tuż po powrocie wpadam w wir zajęć. Tuż po wylądowaniu jedziemy wraz z Maciejem
na nasze radiowe nagrania. A po nich właściwie natychmiast rozpoczynam
rekolekcje dla sióstr Franciszkanek w Ołdrzychowicach Kłodzkich – ostatnia,
trzecia seria. I dopiero jedenastego sierpnia trafię pod dach własnego, nowego
domu. Wówczas może wreszcie uda mi się wprowadzić do mojego pokoju i naprawdę
zamieszkać.
W minioną środę przeżyliśmy tu w Bridgeport, piękny wieczór ze świętym
Charbelem. W jego liturgiczne wspomnienie po Eucharystii prowadziliśmy wraz z
proboszczem modlitwę o uzdrowienie za jego przyczyną. Potem błogosławieństwo
jego relikwiami i namaszczenie olejem. Ludzi było bardzo dużo. A to, co
szczególnie mnie uderzyło, to wielki spokój, który towarzyszył temu spotkaniu,
wręcz atmosfera wyciszenia wewnętrznego. I może ten pokój był pierwszym owocem
naszej modlitwy. Byłem oczarowany łagodnym duchowym klimatem tego wieczoru. W
świecie, który nieustannie goni za nowościami, co przekłada się niestety
również na duchowość, nagle znaleźliśmy się w samym sercu Kościoła, wobec
doświadczeń i zjawisk, które od zawsze w nim są – kult świętych, wiara w ich
wstawiennictwo, wspólnotowa modlitwa, pełna ufności i wewnętrznego skupienia,
proste znaki oddziałujące na zmysły, na które wskazywał sam Jezus w
Ewangeliach. Posługa kapłanów przy ołtarzu i w konfesjonale. Na koniec oddanie
chwały Bogu, który działa w tajemniczy sposób w ludzkich ciałach i duszach. Wezwanie
opieki Niepokalanej (bardzo wiele osób w minionych dniach przyjęło tu Jej
szkaplerz). Do dziś doświadczenie tego wieczoru mnie duchowo niesie.