wtorek, 16 lipca 2024

miasta...


(Mt 11,20-24)
Jezus począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły. Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły. Toteż powiadam wam: Tyrowi i Sydonowi lżej będzie w dzień sądu niż wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałaby aż do dnia dzisiejszego. Toteż powiadam wam: Ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż tobie.

 

Mili Moi…
Miasta grzechu. Miasta łaski. Miasta wybrane przez Pana. Miasta, które lubił. Miasta, które mijał po drodze. Miasta, za które modlił się do swojego Ojca. Jego ukochane Kafarnaum. Miasto – symbol - Sodoma. Miasta pogan – Tyr i Sydon. Wszędzie tam są ludzie. Skupiska ludzi, którzy w lepszy czy gorszy sposób próbują przeżywać swoją codzienność, odnajdywać się w tym świecie, budować swoją teraźniejszość i przyszłość. Ocierają się o Pana – widzą Go, słyszą, jedzą z Jego ręki, widzą wskrzeszenia i uzdrowienia. I co? No właśnie nic… Albo niewiele…

Te nasze złudzenia – gdybym ja widział, słyszał, dotknął Jezusa, to już na pewno… Im dłużej żyję, tym częściej myślę sobie, że jeśli człek utknie w emocjonującym świecie znaków, poruszeń, cudów i doświadczeń, to bardzo trudno iść mu w kierunku pogłębionej formacji, w kierunku krzyża i zmartwychwstania. Potupać, poklaskać, łzę uronić… I tak co tydzień, bo musi być stały dopływ paliwa emocjonalnego…

I chcę być dobrze zrozumianym – nie krytykuję ruchów czy stylów duchowości, ile raczej ślepe uliczki, które w każdym z nich mają swoje miejsce. Te emocjonalne są chyba szczególnie niebezpieczne, bo po pierwsze oznaczają uzależniającą przyjemność, a po drugie mamią przekonaniem, że jest się wówczas szczególnie blisko Boga. Gdy tymczasem może być dokładnie odwrotnie. A bliskość buduje się nie z Bogiem, ale z samym sobą – potrzebami, pragnieniami, duchowymi impulsami. Żeby przeczytać książkę, trzeba się zgodzić na przerzucanie stron. Wiara to droga – zbawieni mają zostać ci, którzy po niej idą, a nie ci, którzy próbują na niej mieszkać. Doświadczenie to jeszcze nie wiara. Wiara to decyzja, której krytykowanym przez Jezusa „miastowym” wciąż brakowało – choć doświadczeń mieli w bród. 

W sobotę o poranku opuściłem Rzym. Dziewięć godzin później przywitałem się ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej. Ostatnia faza mojego urlopu. Dwa tygodnie relaksu w gronie dobrych, wypróbowanych przyjaciół. Z braćmi. Wśród dobrych, duchowych rozmów. Planując zimowe aktywności. Oczywiście nie o narty w Aspen idzie, ale o rekolekcje dla polskich sióstr benedyktynek, które mam tu wygłosić w styczniu. A jak się okazuje, przy tej okazji chyba uda się zorganizować weekend dla kobiet w Clifton i dzień skupienia dla małżeństw w Bridgeport. Kilka pieczeni na jednym ogniu – a dla mnie radość – bo nie tylko okazja do głoszenia wonnych słów mojego Pana, ale dodatkowo do własnego rozwoju – wszak trzeba będzie się jakoś do tego wszystkiego przygotować…

Na razie jednak… Książka, klimatyzowany pokój, zimny napój i radość z każdego spotkania… Przypominam pierwszą zasadę urlopową – nigdzie się nie spieszymy.

1 komentarz:

  1. Ewangelia ktora mocno mnie dotknęlą ..bo skierowana do mnie ..tyle cudow...cudow w moim zyciu a ja -chwila proby doswiadczenia ,zatrzymuje się ,zawracam albo poprzez grzech odwracam się plecami..
    Dziękuję Panu aBoga za cierpliwosc ..bo On ciagle czeka i wybacza.....dotarlo do mbie ostatnio ,ze moze mi piwiedziec ...biadaCi...

    Dziekuje za te ewangelię i krociutkie rozważanie.. pdpoczynku i blogoslawionego czasu na "wakacjach"za "wielką wodą"

    OdpowiedzUsuń