Jezus powiedział do swoich uczniów: "Słyszeliście, że powiedziano
przodkom: „Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej
przysięgi”. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest
tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo
jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet
jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie:
Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi".
Mili Moi…
Jakie to w gruncie rzeczy proste – tak, tak; nie, nie… Czyli odzieramy
naszą mowę z wszystkiego, co zbędne. A zostawiamy to, co istotne. I nagle okazuje
się, że na dwadzieścia cztery godziny na dobę, mówimy raptem… dwie. Czy to, co
istotne nie dałoby się zmieścić w takim właśnie czasie? No, ale powie ktoś,
przecież mówienie jest kulturotwórcze, buduje relacje, kształtuje świadomość.
To wszystko prawda. Ale czy te wszystkie wartości płyną z samego faktu mówienia,
czy jednak z tego, co się mówi? I znów wracamy do istoty. Ale, powie ktoś,
życie byłoby nudne bez ploteczek, kłamstewek, obmów, krytyk… Błogosławiona nudo
– nadejdź wreszcie! Obyś właśnie tam brała początek – w mądrym i wyważonym
słowie. Bo jeśli zaczniemy mówić do siebie w ten sposób, to nagle okaże się, że
nuda jest tylko pozorna, bo otworzą się przed nami światy o takiej głębi,
której powierzchowność języka, jego nieczystość i banał nigdy nie pozna. A
gdyby tak spróbować.
Zakończyłem w środę rekolekcje przed Jubileuszem naszej parafii w Gdyni.
Frekwencyjnie słabiutko. Mam jedynie nadzieję, że ci, którzy zdecydowali się
przyjść, skorzystali. A w piątek „zdobyliśmy” Ostródę. Nasze rzeczy przybyły
wraz z nami. Nie, nie zacząłem nagle mówić o sobie w liczbie mnogiej. Po prostu
z Gdyni do Ostródy przenosimy się we dwóch, z o. Franciszkiem. Więc razem
przeżyliśmy przeprowadzkę.
Muszę przyznać, że znów doświadczyłem łaski odchodzenia… Zawsze łatwo było
mi się przenosić. Nawet wówczas, kiedy łączyły mnie z ludźmi głębokie więzi
duszpasterskie. Zaburzyła mi to wszystko Ameryka, z której chyba jeszcze
całkiem nie odszedłem😊 Ale Gdynia pożegnała
mnie tak jak należy – raczej obojętnie. Choć muszę dodać, że żadnego
oficjalnego pożegnania nie było, więc tylko ci najbliżsi, którzy wiedzieli, że
to już, uśmiechnęli się na pożegnanie. Ale ja pożegnałem Gdynię… No właśnie –
tak jak dawniej. Z dużym spokojem i bez oglądania się za siebie. Zostawiłem
klucz w drzwiach, powiedziałem „a Dios” i odjechałem w siną dal. Ten etap
zakończony. Z dużą wdzięcznością rzecz jasna, bo jak to powiedziałem na koniec
rekolekcji – mam najlepsze wspomnienia z Gdyni, z początków kapłaństwa. A teraz
mi ich po prostu przybyło. Same dobre.
A w Ostródzie? Poczułem się od razu jak w domu. Choć poza braćmi nie
spotkałem jeszcze nikogo. Choć na razie muszę pomieszkać kilka tygodni w pokoju
gościnnym. Choć, żeby znaleźć dziś przedłużacz musiałem dwadzieścia minut
grzebać w kartonach. Wokół cisza i spokój. A jutro już pierwsze obowiązki
duszpasterskie. Nowe nadchodzi.
Właśnie wróciłem z festynu sióstr karmelitanek w Sopocie, gdzie sprawowałem
Eucharystię, już dawno umówioną. A w minionych dniach zostałem zaproszony do polskich
sióstr benedyktynek do Huntington, NY z rekolekcjami w styczniu i przyjąłem
kolejne misje parafialne – tym razem na 2026 rok w Radziejowie. Nuda więc nie
zamieszka tu ze mną…
Ojcze ,w Ostrodzie nie jest nudno dzieje się..jak pewnie juz zauwazyleś...
OdpowiedzUsuń"Rozrywkowe wspolnoty"🙃Nie da siepo prostu nudzic ..a i lud spragniomny gloszenia Slowa