piątek, 19 kwietnia 2024

codzienny cud...


(J 6,52-59)
Żydzi sprzeczali się między sobą mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?” Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i pije krew moją, trwa we Mnie, a Ja w nim. To powiedział ucząc w synagodze w Kafarnaum. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił. Nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.

 

Mili Moi…
Nie będziecie mieli życia w sobie… Martwią mnie duchowi anorektycy. Ci, którzy tak nieświadomie pozbawiają się duchowego dobra, którym jest spożywanie Eucharystii. Jest ich tak wielu. Musze przyznać, że mam tydzień smutku w tym temacie. Jakby udzieliła mi się odrobina tęsknoty Jezusa, który chce się dawać, a nie ma komu wziąć. Oczywiście ci, którzy przychodzą, są pewnie dla Niego wielką radością i ich przekonywać do tego nie trzeba. Ale jak przekonać nieobecnych? Nie wiem… Nie mam sukcesów na tym polu. Misje, które niedawno głosiłem, a w których proboszcz prosił o podkreślenie Eucharystii, bo nie przychodzi w dni powszednie prawie nikt, nie wydały owocu w tym względzie. Proboszcz twierdzi, że nic się nie zmieniło. Rzecz jasna nie chodzi o „sukces”, tylko o nakarmienie głodnych, którzy nie zdają sobie nawet sprawy ze swojego głodu. A w tle życie wieczne, które można zyskać, albo stracić… Porażająca jasność, z którą to widzę… Do tego stopnia, że dziś miałem myśl, żeby wejść do zatłoczonego kebaba i grzecznie przypomnieć katolikom czym jest piątkowa wstrzemięźliwość. Powstrzymałem się jednak. Bo w ten sposób przecież nikogo się nie pozyska.

Wybaczcie długą nieobecność. Ale to chyba ten wewnętrzny smutek. Nie chciałem specjalnie Was nim obciążać. Od niedzieli jestem w Bydgoszczy. Głoszę rekolekcje dobrym siostrom Klaryskom od Wieczystej Adoracji. Jutro kończę i wracam do domu. Po raz kolejny jestem oczarowany Bydgoszczą. Choć pogoda nie nastraja do spacerów, to jednak jestem w centrum i połaziłem nieco wokół. Imponujące zmiany. Pięknie odnowione i oświetlone kamieniczki. Czysto. Zielono. Chyba naprawdę można tu już spędzać urlopy – jest się czym ucieszyć.

W niedzielę skupienie dla sióstr Nazaretanek w Gdyni, w poniedziałek dwa przeglądy techniczne auta, a we wtorek już kurs do Leżajska, gdzie spotkanie formacyjne dla sióstr Boromeuszek mam naznaczyć Słowem Bożym. Nie do końca jeszcze wiem co będę mówił, choć jest prośba o szczególne uwzględnienie błogosławionej Rodziny Ulmów, bo te dni mają być połączone z nawiedzeniem miejsc z nimi związanych. Czytam więc coś o nich, a przynajmniej się staram, bo nieodmienną częścią rekolekcji są też rozmowy duchowe, które nigdy nie są krótkie i zwykle dość obciążające. A nocy do pracy nie wykorzystam…

W zeszłym tygodniu przeżywaliśmy Biały Tydzień małej grupki dzieci w naszej parafii. Miałem okazję głosić im codziennie krótkie słowo. Pan jakoś poprowadził. Ale jedno z dzieciaków przyjmowało komunię o zmniejszonej ilości glutenu, więc rodzice przynosili specjalny komunikant przed Mszą w małym cyborium. Jednego dnia towarzyszyło mi przy ołtarzu kilku mikroministrantów. I jeden z nich przed Mszą zapytał co jest w tym pudełeczku. Na co jego mikrokolega, zanim zdążyłem zareagować, udzielił odpowiedzi – to taki wariant dla wegetarian. Kurtyna…

Tyle anegdoty… A Ciało naszego Pana jest PRAWDZIWE. I Jego Krew jest PRAWDZIWA.  I to największy codzienny cud, w którym uczestniczę. I Was do tego zachęcam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz