Żydzi sprzeczali się między sobą mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało
na pożywienie?” Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli
nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego,
nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma
życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym
pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i pije
krew moją, trwa we Mnie, a Ja w nim. To powiedział ucząc w synagodze w
Kafarnaum. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto
Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił. Nie
jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa
ten chleb, będzie żył na wieki”.
Mili Moi…
Nie będziecie mieli życia w sobie… Martwią mnie duchowi anorektycy. Ci, którzy
tak nieświadomie pozbawiają się duchowego dobra, którym jest spożywanie
Eucharystii. Jest ich tak wielu. Musze przyznać, że mam tydzień smutku w tym
temacie. Jakby udzieliła mi się odrobina tęsknoty Jezusa, który chce się dawać,
a nie ma komu wziąć. Oczywiście ci, którzy przychodzą, są pewnie dla Niego
wielką radością i ich przekonywać do tego nie trzeba. Ale jak przekonać
nieobecnych? Nie wiem… Nie mam sukcesów na tym polu. Misje, które niedawno
głosiłem, a w których proboszcz prosił o podkreślenie Eucharystii, bo nie
przychodzi w dni powszednie prawie nikt, nie wydały owocu w tym względzie.
Proboszcz twierdzi, że nic się nie zmieniło. Rzecz jasna nie chodzi o „sukces”,
tylko o nakarmienie głodnych, którzy nie zdają sobie nawet sprawy ze swojego
głodu. A w tle życie wieczne, które można zyskać, albo stracić… Porażająca
jasność, z którą to widzę… Do tego stopnia, że dziś miałem myśl, żeby wejść do
zatłoczonego kebaba i grzecznie przypomnieć katolikom czym jest piątkowa
wstrzemięźliwość. Powstrzymałem się jednak. Bo w ten sposób przecież nikogo się
nie pozyska.
Wybaczcie długą nieobecność. Ale to chyba ten wewnętrzny smutek. Nie
chciałem specjalnie Was nim obciążać. Od niedzieli jestem w Bydgoszczy. Głoszę
rekolekcje dobrym siostrom Klaryskom od Wieczystej Adoracji. Jutro kończę i
wracam do domu. Po raz kolejny jestem oczarowany Bydgoszczą. Choć pogoda nie
nastraja do spacerów, to jednak jestem w centrum i połaziłem nieco wokół.
Imponujące zmiany. Pięknie odnowione i oświetlone kamieniczki. Czysto. Zielono.
Chyba naprawdę można tu już spędzać urlopy – jest się czym ucieszyć.
W niedzielę skupienie dla sióstr Nazaretanek w Gdyni, w poniedziałek dwa
przeglądy techniczne auta, a we wtorek już kurs do Leżajska, gdzie spotkanie
formacyjne dla sióstr Boromeuszek mam naznaczyć Słowem Bożym. Nie do końca jeszcze
wiem co będę mówił, choć jest prośba o szczególne uwzględnienie błogosławionej Rodziny
Ulmów, bo te dni mają być połączone z nawiedzeniem miejsc z nimi związanych.
Czytam więc coś o nich, a przynajmniej się staram, bo nieodmienną częścią rekolekcji
są też rozmowy duchowe, które nigdy nie są krótkie i zwykle dość obciążające. A
nocy do pracy nie wykorzystam…
W zeszłym tygodniu przeżywaliśmy Biały Tydzień małej grupki dzieci w naszej
parafii. Miałem okazję głosić im codziennie krótkie słowo. Pan jakoś
poprowadził. Ale jedno z dzieciaków przyjmowało komunię o zmniejszonej ilości
glutenu, więc rodzice przynosili specjalny komunikant przed Mszą w małym cyborium.
Jednego dnia towarzyszyło mi przy ołtarzu kilku mikroministrantów. I jeden z
nich przed Mszą zapytał co jest w tym pudełeczku. Na co jego mikrokolega, zanim
zdążyłem zareagować, udzielił odpowiedzi – to taki wariant dla wegetarian. Kurtyna…
Tyle anegdoty… A Ciało naszego Pana jest PRAWDZIWE. I Jego Krew jest
PRAWDZIWA. I to największy codzienny
cud, w którym uczestniczę. I Was do tego zachęcam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz