(Mk 8, 11-13)
Faryzeusze zaczęli
rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego
znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i rzekł: "Czemu to plemię domaga się
znaku? Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu".
A zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.
Mili Moi…
Już dawno się tak nie
zaniedbałem, jeśli chodzi o mojego bloga. Wybaczcie, ale luty okazał się dla
mnie niesamowicie trudnym miesiącem. Wziąłem sobie na głowę chyba nieco za
dużo. Wciąż mi się wydaje, że udźwignę wszystko, a okazuje się, że siły nie są
już takie jak dawniej. Wydarzeń mnóstwo i właściwie następujące po sobie bez
żadnych przerw. Wpadałem do domu, wymieniałem walizkę na większą, albo
mniejszą, w zależności od potrzeby i gnałem w kolejne miejsce. Po misjach Maryjnych
pod Gnieznem, wygłosiłem kolejne Maryjne rekolekcje w Darłowie, po nich
wyskoczyłem na kilka dni do Niemiec, głosić braciom Chrystusowcom, wróciwszy,
natychmiast udałem się do Radia Niepokalanów, nagrać kolejne audycje, a od
niedzieli głoszę rekolekcje maryjne w naszej, franciszkańskiej parafii w
Gnieźnie, próbując i ją przygotować na przybycie kopii Jasnogórskiej ikony.
Kończymy w najbliższy piątek, a już w sobotę rozpoczynam rekolekcje dla sióstr
Misjonarek dla Polonii Zagranicznej w Morasku, koło Poznania. No i jeszcze
internetowe rekolekcje wielkopostne, które zaczynamy nagrywać pojutrze i też
pewnie ze trzy dni nam z tym zejdzie, a to dość ciężka praca. Na pierwszy rzut
oka być może nie wygląda to dramatycznie, ale pomiędzy jest całe mnóstwo
drobiazgów, o których nie pisze, bo przecież to nie kronika. A oprócz tego,
przecież kiedyś trzeba te rekolekcje obmyślać, omadlać, spisać – po prostu
przygotować. Ostatnie dni zatem to pobudka o trzeciej nad ranem i praca… A
potem chwytanie godzin w ciągu dnia i pilnowanie, żeby nie zasnąć w fotelu. I
nadal mam jakieś zaległości. Powtarzam więc dobie – oby dożyć do początku
Wielkiego Postu. Tam pracy wcale nie będzie dużo mniej. Ale odbywać się ona będzie
w przewidywalnym rytmie, treści są gotowe, więc paradoksalnie… w Wielkim Poście
nieco odpocznę.
Myślicie już o tym jak przeżyć
ten święty czas przygotowania do Świąt Paschalnych? Ja nieustannie… Zbieram się
do jakiegoś poważniejszego postu żywieniowego. Kiedyś byłem w stanie. Dziś widzę
w tym swoją wielką słabość. Ale może, z pomocą łaski Bożej, uda mi się wejść w
jakieś wyrzeczenie. Tak bardzo chciałbym towarzyszyć mojemu Panu w Jego
zmaganiu, w Jego dźwiganiu krzyża! Mój sposób życia mi w tym nie pomaga. Jak
już wspominałem, moja obecność w różnych miejscach zwykle wiąże się z „dużym jedzeniem”.
Bo albo mnie ktoś tak wiat, albo mnie żegna, albo mi dziękuje. I w ewentualnym
poście nawet nie chodzi o to, że musiałbym się powstrzymać, musiałbym okazać
silną wolę – choć to wcale nie mały problem. Ale to dodatkowo duże napięcie, bo
rozczarowanie gospodarzy czasem jest dla mnie bardzo obciążające. Nie pomagają
tłumaczenia. Polska gościnność nie przewiduje odpowiedzi – nie, dziękuję… Proszę
więc Pana, żeby wskazał mi właściwe rozwiązanie i sposób, który zaboli mnie, a
mniej moich wielkopostnych gospodarzy.
A dziś zatrzymuje mnie to
westchnienie Jezusa… Co w nim widzę (słyszę)? Zawód, rozczarowanie, smutek?
Tyle już objawił, tak bardzo dał się poznać, dopuścił wszystkich
zainteresowanych do nadzwyczajnej bliskości. I wciąż są tacy, dla których to za
mało. Czy jednak zmieni się coś w nich, jeśli da im więcej? Czy jest jakaś
granica, ku której zmierzają i uczciwie powiedzą wreszcie – dość, to nam już
wystarczy? Czy chodzi raczej o swoiste „przeciąganie liny”, które w nieskończoność
będzie odwlekało decyzję. Bo decyzja rodzi zobowiązania, a tych, zdaje się,
zainteresowani chcą uniknąć. Rozeznają więc i domagają się ustawicznie większej
ilości danych, twierdząc, że te dostępne są zbyt skąpe i niemożliwym jest na
ich podstawie opowiedzenie się za Jezusem…
Opowiadając wczoraj o
scenie Zwiastowania, zwróciłem uwagę słuchaczy na to, że Maryja miała raczej dość
skąpe dane o tym, co ją czeka w związku z decyzja, której od Niej oczekiwał
anioł. A jednak nie domaga się „znaków”, nie wpływa na przebieg wydarzenia
swoimi dociekaniami i domysłami, nie rozeznaje w nieskończoność. Podejmuje
decyzję, która również rodzi westchnienie. To westchnienie ulgi całego stworzenia.
Być może również westchnienie uszczęśliwionego Boga, którego stworzenie nie
zawiodło; Boga, który zaufał człowiekowi. Faryzeuszy już na to zaufanie nie
stać. A nas???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz