Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął
miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył
wpierw rąk przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: "Właśnie wy,
faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze
wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca
zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest
wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste".
Mili Moi…
Czas mam rzeczywiście
niezwykle szalony… W miniony czwartek zwizytowałem po bratersku wspólnotę
Rycerzy Niepokalanej przy naszej franciszkańskiej parafii w Kołobrzegu. Jak
zawsze miłe chwile wspólnego bycia. Wróciłem do domu w piątek, żeby już w
sobotę udać się do Inowrocławia na Święto Prowincji – doroczne spotkanie braci
w którymś z naszych klasztorów. To tez było dobre spotkanie.
W niedzielę natomiast rozpocząłem
rekolekcje maryjne w Gdańsku Brzeźnie. To, musze przyznać, kolejne doświadczenie
cudu w moim życiu. Takie rzeczy tylko z Maryją… Właśnie przed chwilą rekolekcje
zakończyłem. Frekwencja była niezła. Ale wstrząsu doznałem, kiedy dziś
zaprosiłem tych, którzy chcą oddać się Maryi w duchu św. Maksymiliana przystępując
do Rycerstwa… Kiedy w dzień „dziergałem” medaliki (innymi słowy zawieszałem je
na długich kawałkach wełny), przygotowałem ich sto, sądząc, że wystarczą mi
pewnie na trzy tury takich rekolekcji… Kiedy natomiast dziś ludzie w kościele
zaczęli wychodzić z ławek, to bałem się, że ich zabraknie. Zostało może z
piętnaście. Oznacza to, że do Rycerstwa przystąpiło około osiemdziesiąt pięć
osób. Dla mnie to nieprawdopodobne żniwo…
W poniedziałek zaś miałem
kurs do Krynicy Morskiej, gdzie odwiozłem o. Macieja, naszego zakonnego
rekolekcjonistę, bo rozpoczęła się druga i ostatnia w tym roku tura naszych
rekolekcji zakonnych. Zawiozłem więc tam braciom wodę mineralną i ciastko do
kawki. A jutro muszę tam wrócić, żeby zebrać opłaty i rozliczyć się z domem
rekolekcyjnym.
W czwartek chwila przerwy,
a w piątek ruszam już do Cieszyna, do sióstr elżbietanek, na kolejną już sesję
formacyjną o ofiarnym posłuszeństwie. Od nich zaś, w niedzielę, kurs do Ołdrzychowic
Kłodzkich i tydzień rekolekcji dla sióstr boromeuszek. Och, jak dobrze, że mam
takie wydarzenia przed sobą. Tam najlepiej duchowo odpoczywam – wśród tych
kobiet, które się modlą i słuchają… Ale, jak widzicie, nudy nie ma...
Dziś pomyślałem czy
podobnie jak Jezus mam czas dla konkretnego człowieka, czy siadam z nim do
stołu? Innymi słowy – czy świat się zatrzymuje wobec takiego czy innego mojego
spotkania. I wczoraj miałem okazję się przekonać. Mając chwilę na spacer w
Gdańsku, wybrałem się nad Motławę i zaczepiła mnie babuleńka sprzedająca kwiaty…
Zaczęło się klasycznie – a nie potrzebuje księżulek kwiatków do kościoła?
Księżulek nie potrzebował, ale zatrzymał się przy babuleńce… I stał. Przez
dwadzieścia pięć minut. I słuchał… O stryjku, który umarł w 1945, a był bardzo
dobrym człowiekiem, o zębie, który babci wyrwano, kiedy miała pięć lat, o
mądrych sentencjach rodzonej babci tejże babci, która rozmawiała ze mną…
Ekstremalna samotność, która mówić nie przestaje. A ja nie odczuwałem wielkiego
zniecierpliwienia. Słuchałem bez znudzenia. Serdecznie. A kilka minut później człowiek
przebrany za klauna, który robił dzieciakom zwierzątka z balonów również wszedł
ze mną w dłuższy, przyjazny dialog… Stwierdziłem, że „wariaci” lgną do siebie
(wszak i ja ubrany byłem w strój daleki od codziennych standardów spacerowiczów
nad Motławą).
Niemniej zdałem sobie po
raz kolejny sprawę, że ludzie mnie nie męczą i nie drażnią. Choć niestety nie
na wszystkich tak samo mi zależy. I to jest dość zawstydzający wniosek. Myślę
tu również o wczorajszych spotkaniach z kilkoma parami homoseksualnymi, które w
zasadzie potraktowały mnie z całkowitą obojętnością. Ze smutkiem stwierdziłem,
że one dla mnie też były całkowicie obojętne. Muszę się
jeszcze wiele nauczyć od Jezusa, bo obojętność z pewnością nie jest tym, co powinienem
mieć w sercu. A po co o tym piszę??? Bo każdy z nas ma swoje wewnętrzne walki. Każdy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz