wtorek, 12 października 2021

z Maryją...


(Łk 11, 37-41)
Pewien faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: "Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz wszystko będzie dla was czyste".

 

Mili Moi…
Czas mam rzeczywiście niezwykle szalony… W miniony czwartek zwizytowałem po bratersku wspólnotę Rycerzy Niepokalanej przy naszej franciszkańskiej parafii w Kołobrzegu. Jak zawsze miłe chwile wspólnego bycia. Wróciłem do domu w piątek, żeby już w sobotę udać się do Inowrocławia na Święto Prowincji – doroczne spotkanie braci w którymś z naszych klasztorów. To tez było dobre spotkanie.

W niedzielę natomiast rozpocząłem rekolekcje maryjne w Gdańsku Brzeźnie. To, musze przyznać, kolejne doświadczenie cudu w moim życiu. Takie rzeczy tylko z Maryją… Właśnie przed chwilą rekolekcje zakończyłem. Frekwencja była niezła. Ale wstrząsu doznałem, kiedy dziś zaprosiłem tych, którzy chcą oddać się Maryi w duchu św. Maksymiliana przystępując do Rycerstwa… Kiedy w dzień „dziergałem” medaliki (innymi słowy zawieszałem je na długich kawałkach wełny), przygotowałem ich sto, sądząc, że wystarczą mi pewnie na trzy tury takich rekolekcji… Kiedy natomiast dziś ludzie w kościele zaczęli wychodzić z ławek, to bałem się, że ich zabraknie. Zostało może z piętnaście. Oznacza to, że do Rycerstwa przystąpiło około osiemdziesiąt pięć osób. Dla mnie to nieprawdopodobne żniwo…

W poniedziałek zaś miałem kurs do Krynicy Morskiej, gdzie odwiozłem o. Macieja, naszego zakonnego rekolekcjonistę, bo rozpoczęła się druga i ostatnia w tym roku tura naszych rekolekcji zakonnych. Zawiozłem więc tam braciom wodę mineralną i ciastko do kawki. A jutro muszę tam wrócić, żeby zebrać opłaty i rozliczyć się z domem rekolekcyjnym.

W czwartek chwila przerwy, a w piątek ruszam już do Cieszyna, do sióstr elżbietanek, na kolejną już sesję formacyjną o ofiarnym posłuszeństwie. Od nich zaś, w niedzielę, kurs do Ołdrzychowic Kłodzkich i tydzień rekolekcji dla sióstr boromeuszek. Och, jak dobrze, że mam takie wydarzenia przed sobą. Tam najlepiej duchowo odpoczywam – wśród tych kobiet, które się modlą i słuchają… Ale, jak widzicie, nudy nie ma...

Dziś pomyślałem czy podobnie jak Jezus mam czas dla konkretnego człowieka, czy siadam z nim do stołu? Innymi słowy – czy świat się zatrzymuje wobec takiego czy innego mojego spotkania. I wczoraj miałem okazję się przekonać. Mając chwilę na spacer w Gdańsku, wybrałem się nad Motławę i zaczepiła mnie babuleńka sprzedająca kwiaty… Zaczęło się klasycznie – a nie potrzebuje księżulek kwiatków do kościoła? Księżulek nie potrzebował, ale zatrzymał się przy babuleńce… I stał. Przez dwadzieścia pięć minut. I słuchał… O stryjku, który umarł w 1945, a był bardzo dobrym człowiekiem, o zębie, który babci wyrwano, kiedy miała pięć lat, o mądrych sentencjach rodzonej babci tejże babci, która rozmawiała ze mną… Ekstremalna samotność, która mówić nie przestaje. A ja nie odczuwałem wielkiego zniecierpliwienia. Słuchałem bez znudzenia. Serdecznie. A kilka minut później człowiek przebrany za klauna, który robił dzieciakom zwierzątka z balonów również wszedł ze mną w dłuższy, przyjazny dialog… Stwierdziłem, że „wariaci” lgną do siebie (wszak i ja ubrany byłem w strój daleki od codziennych standardów spacerowiczów nad Motławą).

Niemniej zdałem sobie po raz kolejny sprawę, że ludzie mnie nie męczą i nie drażnią. Choć niestety nie na wszystkich tak samo mi zależy. I to jest dość zawstydzający wniosek. Myślę tu również o wczorajszych spotkaniach z kilkoma parami homoseksualnymi, które w zasadzie potraktowały mnie z całkowitą obojętnością. Ze smutkiem stwierdziłem, że one dla mnie też były całkowicie obojętne. Muszę się jeszcze wiele nauczyć od Jezusa, bo obojętność z pewnością nie jest tym, co powinienem mieć w sercu. A po co o tym piszę??? Bo każdy z nas ma swoje wewnętrzne walki. Każdy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz