zdj:flickr/Eden-Lys/Lic CC
(Łk 8,19-21)
Przyszli do Jezusa Jego Matka i bracia, lecz nie mogli dostać się do Niego z
powodu tłumu. Oznajmiono Mu: Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się
widzieć z Tobą. Lecz On im odpowiedział: Moją matką i moimi braćmi są ci,
którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je.
Mili Moi…
Za mną cudowny
weekend… Odetchnąłem pełną piersią… Znów mogłem być księdzem na pełen etat.
Zniknęły tematy podwieszanych sedesów w remontowanych łazienkach kościelnych,
aplikacje synchronizujące nową klimatyzację w kościele, czy zagadnienie tego
kto za kim będzie szedł w procesji. To oczywiście ważne kwestie –
administracyjne. A przez te trzy dni byłem po prostu księdzem, głosicielem.
Stawałem naprzeciw ludu, który po prostu chciał słuchać. Nic więcej i nic mniej…
I okazało się, że to wystarczy, żeby uczynić mnie szczęśliwym.
Bardzo intensywne
dni. Piękna, nowa przyjaźń z Marcinem, młodym człowiekiem, z którym
prowadziliśmy to Charyzmatyczne Forum w Chicago. To jest zupełnie niezwykłe,
kiedy ludzi łączą sprawy Boże. I nagle wiele rzeczy staje się zupełnie jasnych,
zrozumiałych. Nie trzeba wielu słów. Pojawia się pokój i zrozumienie. Urzekła
mnie pokora i skromność tego niezwykle obdarowanego przez Pana człowieka.
Pochylenie się nad człowiekiem… I to tym potrzebującym, cierpiącym, biedakiem…
Wizyty u chorych w domu. W szpitalu. I godziny spędzone w kościele, na
modlitwie, na wstawiennictwie… Załączam pod spodem pierwszą próbkę nauczania z
tego czasu. Jeśli ktoś ma dwie godziny do dyspozycji, zapraszam do posłuchania…
Powrót trudny… Do
wielu rzeczy, które już czekają i wciągają w wir działania… Ważne rzeczy. Potrzebne
rzeczy. Proboszczowskie wyzwania, w których wciąż szukam siebie i pytam Pana –
w jaki sposób ocalić moją kapłańską posługę wśród tak wielu zajęć, które z
kapłaństwem nie mają nic wspólnego? Jak z tym wszystkim zdążyć? Zaczynam dzień
o 4.30 i ciągle nie mam czasu… Aby wystarczająco długo się modlić. Aby oddawać
się lekturze duchowej. Aby doskonalić warsztat kaznodziejski. Aby poszerzać
swoją wiedzę. Aby spotkać się z każdym, właśnie wówczas, kiedy on potrzebuje.
Aby oddzwonić na wszystkie telefony, odpowiedzieć na wszystkie pytania… Taka
moja bieda… Moja – proboszcza, zakonnika, franciszkanina…
Ale za to
pokrzepia mnie dzisiejsze Słowo. Bo kiedy zastanawiałem się rano, jakie
pragnienia ono we mnie budzi, zdałem sobie sprawę, że potęguje się we mnie
pragnienie bliskości z Jezusem. Takiej tęsknoty, jaką odczuwam za Nim dziś, w
tych dniach, nie czułem chyba nigdy dotąd. Być może ostatecznie zrealizuje się ona
dopiero w mojej śmierci. Ale czuję ją całym sobą. Być blisko Niego… Wobec tego szaleństwa
świata. Wobec całego, przygnębiającego zmęczenia. Być z Nim… A On mi na te
pragnienia odpowiada, że to możliwe. Powiada, że gotów jest ze mną tworzyć
relacje najściślejsze, najbliższe, intymne… Potrzeba tylko mojego słuchania i
zachowywania Słowa. Niby niewiele, a jednak bardzo wiele. Bo to walka.
Codzienna walka o priorytety. Nie wolno mi zapomnieć o tym kim jestem i po co
jestem. Pomiędzy nowymi sedesami, klimatyzacjami ustawieniami procesji… Jestem
Jego… Należę do Niego… A On jest mój… I nic ponad to… Nic…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz