środa, 21 września 2016

zamknij mnie w sobie...

zdj:flickr/Eden-Lys/Lic CC
(Łk 8,19-21)
Przyszli do Jezusa Jego Matka i bracia, lecz nie mogli dostać się do Niego z powodu tłumu. Oznajmiono Mu: Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą. Lecz On im odpowiedział: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je.


Mili Moi…
Za mną cudowny weekend… Odetchnąłem pełną piersią… Znów mogłem być księdzem na pełen etat. Zniknęły tematy podwieszanych sedesów w remontowanych łazienkach kościelnych, aplikacje synchronizujące nową klimatyzację w kościele, czy zagadnienie tego kto za kim będzie szedł w procesji. To oczywiście ważne kwestie – administracyjne. A przez te trzy dni byłem po prostu księdzem, głosicielem. Stawałem naprzeciw ludu, który po prostu chciał słuchać. Nic więcej i nic mniej… I okazało się, że to wystarczy, żeby uczynić mnie szczęśliwym.

Bardzo intensywne dni. Piękna, nowa przyjaźń z Marcinem, młodym człowiekiem, z którym prowadziliśmy to Charyzmatyczne Forum w Chicago. To jest zupełnie niezwykłe, kiedy ludzi łączą sprawy Boże. I nagle wiele rzeczy staje się zupełnie jasnych, zrozumiałych. Nie trzeba wielu słów. Pojawia się pokój i zrozumienie. Urzekła mnie pokora i skromność tego niezwykle obdarowanego przez Pana człowieka. Pochylenie się nad człowiekiem… I to tym potrzebującym, cierpiącym, biedakiem… Wizyty u chorych w domu. W szpitalu. I godziny spędzone w kościele, na modlitwie, na wstawiennictwie… Załączam pod spodem pierwszą próbkę nauczania z tego czasu. Jeśli ktoś ma dwie godziny do dyspozycji, zapraszam do posłuchania…

Powrót trudny… Do wielu rzeczy, które już czekają i wciągają w wir działania… Ważne rzeczy. Potrzebne rzeczy. Proboszczowskie wyzwania, w których wciąż szukam siebie i pytam Pana – w jaki sposób ocalić moją kapłańską posługę wśród tak wielu zajęć, które z kapłaństwem nie mają nic wspólnego? Jak z tym wszystkim zdążyć? Zaczynam dzień o 4.30 i ciągle nie mam czasu… Aby wystarczająco długo się modlić. Aby oddawać się lekturze duchowej. Aby doskonalić warsztat kaznodziejski. Aby poszerzać swoją wiedzę. Aby spotkać się z każdym, właśnie wówczas, kiedy on potrzebuje. Aby oddzwonić na wszystkie telefony, odpowiedzieć na wszystkie pytania… Taka moja bieda… Moja – proboszcza, zakonnika, franciszkanina…

Ale za to pokrzepia mnie dzisiejsze Słowo. Bo kiedy zastanawiałem się rano, jakie pragnienia ono we mnie budzi, zdałem sobie sprawę, że potęguje się we mnie pragnienie bliskości z Jezusem. Takiej tęsknoty, jaką odczuwam za Nim dziś, w tych dniach, nie czułem chyba nigdy dotąd. Być może ostatecznie zrealizuje się ona dopiero w mojej śmierci. Ale czuję ją całym sobą. Być blisko Niego… Wobec tego szaleństwa świata. Wobec całego, przygnębiającego zmęczenia. Być z Nim… A On mi na te pragnienia odpowiada, że to możliwe. Powiada, że gotów jest ze mną tworzyć relacje najściślejsze, najbliższe, intymne… Potrzeba tylko mojego słuchania i zachowywania Słowa. Niby niewiele, a jednak bardzo wiele. Bo to walka. Codzienna walka o priorytety. Nie wolno mi zapomnieć o tym kim jestem i po co jestem. Pomiędzy nowymi sedesami, klimatyzacjami ustawieniami procesji… Jestem Jego… Należę do Niego… A On jest mój… I nic ponad to… Nic…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz