piątek, 23 września 2016

moje wędrowanie...

zdj:flickr/Thomas Hassel/Lic CC
(Łk 9,18-22)
Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.


Mili Moi…
Nie ukrywam, że ciężko mi wrócić do rzeczywistości po chicagowskich doświadczeniach. Może dlatego, że od zawsze o takim właśnie życiu marzyłem – życiu wędrownego kaznodziei. Pewnie nieprzypadkowo wybrałem zakon franciszkański. Wszak święty Franciszek taki żywot właśnie wiódł. Rzecz jasna zdawałem sobie sprawę, że w obecnych czasach franciszkanie żyją nieco inaczej. Ale liczyłem na to, że coś z tego charyzmatu da się rzeczywiście współcześnie zrealizować. Nie pomyliłem się, bo jest to możliwe. Kiedyś intensywniej, dziś nieco rzadziej, ale kiedy wyruszam w drogę z Ewangelią, to każda komórka mojego ciała i cała moja dusza wypełnia się radością. Powroty? Zawsze były trudne – może to problem mojej nadaktywności – lubię być w ruchu. Choć wiem, że odpoczywać też trzeba…

Niestety odpoczynku brak… Bo wpadłem w wir przygotowań przedodpustowych. I każdy dzień to nowe zadania, które trzeba zrealizować. A na wszystko bardzo mało czasu. A jutrzejszy dzień to będzie jakiś prawdziwy armagedon. Zaplanowana każda godzina, więc chyba wieczorem padnę na pyszczek całkowicie wyczerpany. Ale mam nadzieję, że wszystkie te działania na chwałę Boża i ku pożytkowi ludzi… Stoimy wobec dużych wydarzeń. Poza odpustem mamy gościa. Już w poniedziałek zawita do nas znowu ksiądz Boshobora i będzie się z nami modlił. Tuz po odpuście rozpoczynamy kolejne rekolekcje ewangelizacyjne, które pochłoną wiele energii i domagają się również przygotowań. Mam jednak wielką nadzieję, że zmiany w życiu uczestników będą jak zawsze wielką nagrodą…

Wczoraj mieliśmy pierwsze spotkanie grupy małżeńskiej. Mam nadzieję, że i to bardzo młode dzieło w naszej parafii będzie się rozwijać. W tym roku zajmiemy się nieco przysięgą małżeńską. Mało kto ją rozważa przed ślubem, może więc warto do niej wrócić, aby jeszcze świadomiej nią żyć, odkryć ją i docenić… Dużo radości mam z tych wszystkich spotkań przy naszym kościele. Chciałbym, żeby ich było jeszcze więcej, ale sił może nie wystarczyć… Jutro pierwszy po wakacjach dzień skupienia… Ze Słowem… Z Jezusem…

Kolejna okazja, żeby pytać samego siebie – kim On jest? Nie da się uciec od tego pytania, bo On sam nam je dziś stawia. Trzeba się nad tym wciąż zastanawiać, bo od tego zależy całe życie. Poza wiedzą intelektualną, trzeba w odpowiedź zaangażować całe swoje serce, chęci, energię. Na nic bowiem się nie zdadzą gładkie słówka, jeśli nie zostaną potwierdzone uczynkami. Zawsze mi w tym kontekście wracają słowa samego Jezusa – nie każdy, kto mi mówi „Panie, Panie”, wejdzie do Królestwa… Nie każdy… Nie wystarczy więc chyba wyuczyć się odpowiedzi. Nie wystarczy uruchamiać ust w modlitwie. Potrzeba zjednoczenia serc. Potrzeba rzeczywistego odkrycia Jego misji – nie tylko wobec całego świata, ale nade wszystko wobec mojego osobistego życia. Wtedy dzieją się cuda… Moje, małe, osobiste cuda za przyczyną Jezusa, który również pragnie być „mój” – przyjęty i świadomie wybrany…

Na koniec kolejny fragment nauczania z naszego chicagowskiego forum… Jeśli ktoś ma chwilę, to zapraszam…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz