zdj:flickr/Thomas Hassel/Lic CC
(Łk 9,18-22)
Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do
nich z zapytaniem: Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana
Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków
zmartwychwstał. Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za
Mesjasza Bożego. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym
nie mówili. I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony
przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego
dnia zmartwychwstanie.
Mili Moi…
Nie ukrywam, że
ciężko mi wrócić do rzeczywistości po chicagowskich doświadczeniach. Może
dlatego, że od zawsze o takim właśnie życiu marzyłem – życiu wędrownego
kaznodziei. Pewnie nieprzypadkowo wybrałem zakon franciszkański. Wszak święty
Franciszek taki żywot właśnie wiódł. Rzecz jasna zdawałem sobie sprawę, że w
obecnych czasach franciszkanie żyją nieco inaczej. Ale liczyłem na to, że coś z
tego charyzmatu da się rzeczywiście współcześnie zrealizować. Nie pomyliłem
się, bo jest to możliwe. Kiedyś intensywniej, dziś nieco rzadziej, ale kiedy
wyruszam w drogę z Ewangelią, to każda komórka mojego ciała i cała moja dusza
wypełnia się radością. Powroty? Zawsze były trudne – może to problem mojej
nadaktywności – lubię być w ruchu. Choć wiem, że odpoczywać też trzeba…
Niestety
odpoczynku brak… Bo wpadłem w wir przygotowań przedodpustowych. I każdy dzień to
nowe zadania, które trzeba zrealizować. A na wszystko bardzo mało czasu. A jutrzejszy
dzień to będzie jakiś prawdziwy armagedon. Zaplanowana każda godzina, więc
chyba wieczorem padnę na pyszczek całkowicie wyczerpany. Ale mam nadzieję, że
wszystkie te działania na chwałę Boża i ku pożytkowi ludzi… Stoimy wobec dużych
wydarzeń. Poza odpustem mamy gościa. Już w poniedziałek zawita do nas znowu
ksiądz Boshobora i będzie się z nami modlił. Tuz po odpuście rozpoczynamy
kolejne rekolekcje ewangelizacyjne, które pochłoną wiele energii i domagają się
również przygotowań. Mam jednak wielką nadzieję, że zmiany w życiu uczestników
będą jak zawsze wielką nagrodą…
Wczoraj mieliśmy
pierwsze spotkanie grupy małżeńskiej. Mam nadzieję, że i to bardzo młode dzieło
w naszej parafii będzie się rozwijać. W tym roku zajmiemy się nieco przysięgą
małżeńską. Mało kto ją rozważa przed ślubem, może więc warto do niej wrócić,
aby jeszcze świadomiej nią żyć, odkryć ją i docenić… Dużo radości mam z tych
wszystkich spotkań przy naszym kościele. Chciałbym, żeby ich było jeszcze
więcej, ale sił może nie wystarczyć… Jutro pierwszy po wakacjach dzień
skupienia… Ze Słowem… Z Jezusem…
Kolejna okazja,
żeby pytać samego siebie – kim On jest? Nie da się uciec od tego pytania, bo On
sam nam je dziś stawia. Trzeba się nad tym wciąż zastanawiać, bo od tego zależy
całe życie. Poza wiedzą intelektualną, trzeba w odpowiedź zaangażować całe swoje serce, chęci, energię. Na nic bowiem się nie zdadzą gładkie słówka, jeśli nie
zostaną potwierdzone uczynkami. Zawsze mi w tym kontekście wracają słowa samego
Jezusa – nie każdy, kto mi mówi „Panie, Panie”, wejdzie do Królestwa… Nie każdy…
Nie wystarczy więc chyba wyuczyć się odpowiedzi. Nie wystarczy uruchamiać ust w
modlitwie. Potrzeba zjednoczenia serc. Potrzeba rzeczywistego odkrycia Jego
misji – nie tylko wobec całego świata, ale nade wszystko wobec mojego
osobistego życia. Wtedy dzieją się cuda… Moje, małe, osobiste cuda za przyczyną
Jezusa, który również pragnie być „mój” – przyjęty i świadomie wybrany…
Na koniec kolejny
fragment nauczania z naszego chicagowskiego forum… Jeśli ktoś ma chwilę, to
zapraszam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz