piątek, 13 listopada 2015

mój skarb...

zdj:flickr/nebojsa mladjenowic/Lic CC
(Łk 17,26-37)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi. W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Przypomnijcie sobie żonę Lota. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je. Powiadam wam: Tej nocy dwóch będzie na jednym posłaniu: jeden będzie wzięty, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć razem: jedna będzie wzięta, a druga zostawiona. Pytali Go: Gdzie, Panie? On im odpowiedział: Gdzie jest padlina, tam zgromadzą się i sępy.

Mili Moi…
Jestem już w Veronie… Wkrótce zaczynamy nasze rekolekcje, a na razie chłonę ciszę tego miejsca i karmię się życzliwością ojców salwatorianów. Rzadko spotyka się takich serdecznych braci… Naprawdę bardzo lubię tu przyjeżdżać. Fenomenem tego domu jest poczucie, które gospodarze umieją wytworzyć, a które określiłbym słowami – czekamy na ciebie… To szalenie miłe…

A przed południem odwiedziłem Matkę Cabrini… Dziś jej wspomnienie liturgiczne, a ciało tej patronki imigrantów znajduje się w jej sanktuarium na Bronxie. Tam znów doświadczyłem powszechności Kościoła i takiego przekonania, że można służyć tu i teraz, tak, jak się potrafi. Najpierw podszedł do mnie młody dominikanin prosząc o spowiedź. Odpowiedziałem, że oczywiście, jeśli tylko nie przeszkadza mu mój koślawy angielski. Stwierdził, że mu nie przeszkadza, a ja ucieszyłem się, że mogłem mu ogłosić to dotknięcie Bożej łaski, z którym Pan przychodzi w spowiedzi. Potem zaś podeszła do mnie, śliczna, czarnoskóra, młoda kobieta. Z drżącą brodą poprosiła mnie o modlitwę za swojego męża, który umiera na raka. Jego stan się pogarsza i wszystko postępuje tak szybko. Pierwsze co zrobiłem to ją przytuliłem i modliliśmy się razem… Ja tak jak umiałem… I pomyślałem sobie, że jeśli ja przeżywam w moim sercu tak głębokie wzruszenie nad tą drżącą, szlochającą w moich ramionach istotą, to o ileż bardziej musi się nad nią wzruszać nasz Ojciec w niebie… Modlę się za nich właściwie cały dzień… Takie proste spotkania pokazują mi jak bardzo potrzeba wcielać w świat Boże błogosławieństwo… Mówić o Nim… O Kochającym…

W dalszej drodze była jeszcze wizyta w księgarni katolickiej i zakup książki o pielgrzymce do Santiago de Compostella (to tak w ramach przygotowań do marszu), a potem wizyta w Clifton, u naszych braci. Oni również przyjęli mnie bardzo gościnnie i spędziliśmy razem nieco czasu… Niewykluczone, że wkrótce będę mógł tam wygłosić rekolekcje… Z jednej strony ogromna radość, wszak od tego jestem. Z drugiej niepokój – bo wizja pisania doktoratu znów się oddala…

A Słowo po raz kolejny stawia mi pytanie o mój związek z Jezusem.  W moim życiu, w zakonnym życiu powinien on być ścisły i całkowicie wyjątkowy. Z całą pewności nic innego nie może wyprzedzać Jezusa i nic nie może być dla mnie ważniejsze. I pewnie nie jest. Ale czy sama ta prawda nie staje się dla mnie banalna? Czy to przekonanie ma wciąż swoją siłę nośną w moim życiu? Czy mną wstrząsa? Bo jeśli powyższe słowa staną się sloganem, to mogę zacząć traktować Jezusa dokładnie tak, jak wiele innych sfer życia (żenili się, budowali, sprzedawali) – jako coś zupełnie zwyczajnego. Jezus wówczas stanie się jedną z wielu spraw, choć z nazwy nadal będzie najważniejszy. Co jednak różni jedną z wielu sprawa, choćby najważniejszą, od innych, którym oddane jest serce człowieka?

Czuję wyraźnie, że Jezus musi wykraczać poza to wszystko, co znaczą dla mnie sprawy tego świata. On musi dominować, musi je wszystkie ogarniać. One muszą kręcić się wokół Niego i On musi nimi zarządzać. Moje skupienie nad Nim nie może być porównywalne do skupienia nad dobrą książką, czy smaczną potrawą. On jest ponad wszystko…. Dopóki tego nie zrozumiem, będę tracił życie łudząc się, że jakoś je zyskuję. Jeśli to zrozumiem, to z pewnością nie zejdę z dachu, ani nie wrócę z pola… Bo nic ponad Jezusa… Nic…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz