czwartek, 27 listopada 2014

karabin przy skroni...


zdj:flickr/Abode of Chaos/Lic CC
(Łk 21,12-19)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie.

Mili Moi...
No dziś po raz pierwszy Ameryka wyprowadziła mnie z równowagi. Otóż zamówiliśmy 150 krzeseł do sali pod kościołem. Wczoraj zadzwoniła do mnie sympatyczna dama z pytaniem, kiedy je przywieźć, czy jutro, czy w przyszłym tygodniu? Ja jej na to - zadzwoń za 10 minut, bo muszę zobaczyć, czy uda się zorganizować ekipę do wyładunku. Dobrze, nie ma sprawy, zadzwoni za 10 minut. Zadzwoniła. Ja jej mówię, że mam ekipę, więc może być jutro, ale byłoby miło przed godziną 11. Na co ona, że owszem jutro, ale między 10, a 2. Na co ja, że w porządku. Więc jutro? Jutro... No to czekam dziś, a ekipa ze mną. Po drugiej dzwonimy i okazuje się, że jakieś nieporozumienie, bo oni mają zapisaną dostawę w... poniedziałek. No myślałem, że się wścieknę, bo mój angielski może jest i słaby, ale "tommorow" od "Monday" to nawet przez telefon jestem w stanie odróżnić... Szkoda ludzi, którzy stracili czas na bezcelowe oczekiwanie.

A poza tym dobrze... Czyli na nic nie mam czasu. W sobotę mam wygłosić dwie konferencje, z których nie mam jeszcze ani jednej. Więc jutro pobudka o 4 rano. Bo wówczas nie dzwonią telefony, nie przyjeżdżają kurierzy i nie wystawia się zaświadczeń. Może coś uda się zrobić. O ile uparty bank z Polski nie będzie znów dzwonił o 3 rano. Liczę próby i podziwiam wytrwałość...

A Słowo mnie dziś sprowokowało do przemyśleń na temat bezpieczeństwa w wyznawaniu wiary. Bo jakby nie podszedł do tematu, to wciąż do kościoła przyjść można i nadal się z wyznawaniem wiary żadne nadmierne niedogodności nie wiążą. Myślę rzecz jasna o takich krajach jak Polska, czy USA. Możemy się spierać, czy doświadczamy jakichś prześladowań moralnych, czy duchowych. Ale tych fizycznych, materialnych raczej nie. A gdyby tak wodze wyobraźni popuścić i odwrócić nieco rozkład sił na świecie, co przecież nie musi przynależeć do sfery fantasy. I gdyby tak w krótkim czasie przy mojej skroni znalazła się lufa karabinu trzymanego przez sympatycznego, choć niekoniecznie uśmiechniętego, brodatego pana muzułmanina, który wcale nie delikatnie, za to całkiem stanowczo, przedstawiłby mi taką alternatywę - wolisz zostać muzułmaninem, czy raczej umrzeć? Co wówczas? Co wtedy, kiedy wiara to lęk przed każdym pukaniem do drzwi? Co wtedy, gdy kościół wcale nie jest bezpiecznym miejscem? Co, gdy dialog religijny staje się czymś równie fikcyjnym, jak przekonanie, że wszystkie religie są równie prawdziwe? Co wtedy?

Łatwo się mówi o wielkich rzeczach, ale znacznie trudniej postawić je sobie przed oczy i "wziąć w nich udział". Mam takie przekonanie, że obrona wiary aż po śmierć dla wielu z nas nie mieści się w głowie. Bo nikt nie zechce umierać za tradycję, a przecież dla wielu chrześcijan wiara nie jest niczym więcej. Są jednak i tacy, dla których Jezus jest Kimś, jest jedynym sensem życia. Nie chodzi o to, że są w jakikolwiek sposób lepsi, ale są niewątpliwie znacznie lepiej zmotywowani do umierania za wiarę. Czy zdołaliby? Czy odważyliby się?

A może inaczej - czy zdołałbym? czy odważyłbym się? Nie wiem? Ależ wiem... Łatwo to sprawdzić. Na jakiej podstawie? Ano na podstawie ofiar do jakich jestem zdolny dla Jezusa obecnie, w czasie pokoju. Jeśli nie jestem zdolny do żadnych, to próżno myśleć, że niebezpieczeństwo coś zmieni i nagle stanę się zdolny do największych. Wszelkie męczeństwo jutra zaczyna się bowiem od ofiarności dziś... A zatem... Jak jest?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz