wtorek, 29 października 2013

z Holy Landu słówko




Notka z wczoraj bo internet się wyprowadził :)  ale już wrócił... a raczej ja zmieniłem hotel :)

Mili Moi...
No niezwykłe rzeczy dzieją się w moim życiu... Dziś na przykład było... Boże Narodzenie... Rozpoczęliśmy dzień od Eucharystii w Kościele św. Katarzyny. To zaledwie dwa kroki od groty narodzenia Pana Jezusa... Od rana śpiew kolęd... Potem godzina stania w kolejce i nawiedzenie tego miejsca, gdzie przyszedł na świat nasz Pan... Przy tym niemiłe wrażenia... Kiedy nasz przewodnik czytał opis narodzenia, gwałtownie zaprotestował jakiś prawosławny... Bo czytaliśmy na ich terenie... Nie wolno... Można opowiadać sprośne dowcipy... Ale nie wolno czytać Pisma Świętego. Takich absurdów jest tu niestety więcej. Przy okazji - za nami rosyjska grupa. Ich przewodnik zamiast zwrócić się do nich - stał twarzą w naszą stronę. Mało to profesjonalne... Oni nie słyszeli tego, co powinni, my słyszeliśmy to, czego nie chcieliśmy... Jakiś kosmos... Potem miejsce życia i pracy świętego Hieronima... I zaczął się ścisk i tłok... Mdlejący ludzie, nerwowo... Ziemia Święta... Gdzie modlitwa, gdzie skupienie, gdzie refleksja?

Idziemy dalej... Grota mleczna... Według tradycji kropla karmiącej Maryi barwi na biało jej wnętrze. I tu największe wzruszenie. Właściwie nie wiem dlaczego, ale nie chciało mi się stamtąd wychodzić. Może to opowieści o licznych cudach wyproszonych przez Jej wstawiennictwo, a może po prostu jak zawsze... w domu Matki... Poruszony i rozmodlony... Był czas na przeczytanie wszystkich poleconych mi intencji, które symbolicznie spoczęły dziś również w  miejscu narodzenia Jezusa i św. Jana Chrzciciela...

Potem Pole Pasterzy... Śpiewane pastorałki i wizyta w ślicznym, małym kościółku... Lunch... No i przejazd do Yad Vashem. Tam najbardziej poruszające miejsce upamiętniające dzieci uśmiercone podczas II Wojny Światowej. Kilka luster i kila świec... A efekt piorunujący...

A potem już tylko kościół Nawiedzenia i Narodzenia św. Jana Chrzciciela... Piękne miejsca, choć w pośpiechu nawiedzane... Grupa zdyscyplinowana i raczej sędziwa. Ludzi młodych mało... Ale i ja zaliczam się do starszyzny :) Dziś przekonało mnie o tym jedno zdarzenie. Otóż w sklepiku z pamiątkami jedna z pań poprosiła mnie o rozszyfrowanie napisu na jakimś medaliku. Napis maleńki, więc przeprosiłem, że chyba nie pomogę... Na co ona - to pójde do tego młodego księdza, może on pomoże... (a jednym z uczestników jest ksiądz Grzegorz, który jest święcony dokładnie w tym samym roku, co ja, i ma tyle samo lat - no starość, to starość).

My dziś wokół Słowa z Bożego Narodzenia...  A ono mówi o Słowie, które przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli... To jest jakiś największy chyba dramat ludzkości, człowieka, któremu wydaje się, że jest niezależny, silny i całkowicie dający sobie radę z rzeczywistością. Tymczasem rzeczywistość jest tak bardzo inna... Wielu "Janów" próbuję o tym przekonywać, sam Pan próbuje dowodzić, że jesteśmy tylko stworzeniem, które potrzebuje Stwórcy... Ale wciąż tak wielu w to nie wierzy. Wciąż tak wiele pychy i wzgardy wobec Boga... Tego Dobrego Boga... Smutne zdanie w tej cudownej nowinie, którą zwiastuje nam święty Jan Ewangelista... Nie przyjęli Go... I do dziś, Go nie przyjmują... A ja błogosławię Pana, że pozwolił mi uczestniczyć w tych rekolekcjach w tym miejscu, bo inaczej trudno to nazwać... Może dzięki temu, jeszcze bardziej z Nim związany, będę mógł jeszcze skuteczniej wołać na pustyni tego świata - Twoją jesteśmy własnością i do Ciebie należeć chcemy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz