wtorek, 25 marca 2025

Dziewica Maryja...


(Łk 1, 26-38)
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” Wtedy odszedł od Niej anioł.

 

Mili Moi…
Dziewicy było na imię Maryja… Te proste słowa mnie zatrzymały dziś na dłużej. Imię, które świadczy o tym, że człowiek jest, że niesie w sobie jakąś tajemnicę, że ma historię, czasem krótszą, czasem dłuższa, ale zaznaczył swój ślad na ziemi (i niekoniecznie chodzi o ślad węglowy). Dziewica Maryja. Dziewica – niczym nazwisko, niczym coś, co podkreśla wyjątkowość, niepowtarzalność i przynależność do tych właśnie, a nie innych. Zawsze w te uroczystości maryjne załącza mi się ogromna tęsknota za jeszcze większą bliskością z Nią, z Niepokalaną. Rozmyślam nad tym czy wystarczająco często o Niej mówię, proponuję innym zawierzenie Jej swojego życia, czy nie marnuję okazji? Tak bardzo chcę ją poznawać… Obecnie czytam o Akicie, wszak w maju jadę do Japonii i tam właśnie mam Ją nawiedzić. Ale za chwilę Regionalne Dni Skupienia dla Rycerstwa, więc kolejne katechezy maryjne do przygotowania przede mną. Dziewica Maryja. Kobieta mojego życia. 

A ja tymczasem w Szczecinie. Głoszę dla dorosłych i dla dzieci. Odbiór chyba dobry. Ludzi przychodzi dużo. Miejscowi duszpasterze zadowoleni. Dziś wybrałem się do fryzjera naprzeciwko kościoła i nie zapłaciłem, bo pani stwierdziła, że podśpiewuje sobie cały dzień pieśni z moich rekolekcji, bo słucha i do niej trafiam. Poprosiła o modlitwę za siebie i rodzinę. No jasne, że się pomodlę…

Jak zwykle, doświadczam wiele życzliwości. A jutro kończymy. Ale czy przyjmować dzieciaki do Rycerstwa, jak zawsze to robię? W poniedziałek ukazał się artykuł na jednym z portali o oburzonych rodzicach, bo ksiądz na rekolekcjach… ośmielił się pasować dzieci na giermków Niepokalanej. Nie wiem zresztą czy to był powód oburzenia, bo ignorancja autora i „oburzonych” była zatrważająca. Ale artykuł poparty zdjęciem… mojego proboszcza z Ostródy, który prowadził te rekolekcje pod Bydgoszczą. Dodajmy, że jedna matka, która „rozmawiała z innymi zaniepokojonymi rodzicami” wzbudziła całą aferę. Koszmarna głupota, z którą nawet trudno dyskutować… 

W czwartek ruszam do Poznania. Wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla sióstr zakonnych. Może powinienem się do nich ograniczyć. Tam przynajmniej nie ma obawy, że „zaniepokojone” będą szukać ratunku w mediach. Tak czy owak cieszę się wiosną i staram się nie złościć. Bo złość piękności szkodzi, a ja nie mam czym szastać 😊

środa, 19 marca 2025

cisza...


(Mt 1, 16. 18-21. 24a)
Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.

 

Mili Moi…
Cudowna przerwa wielkopostna dla świętowania tego patrona, który mnie osobiście dziś znów urzekł swoim milczeniem. Uświadomiłem sobie, że chyba nie spotykałem w życiu zbyt wielu „zdrowo” milczących mężczyzn. Albo byli to chorobliwi introwertycy, niemal bez kontaktu, albo tyrani i despoci, którzy milczeli w swoim własnym, urojonym świecie wrogów i pretensji. Dojrzałych, wyważonych, mądrych i niezbyt gadatliwych mężczyzn sam bardzo potrzebuję. Jako wzorca i umocnienia. Bo dla mnie samego taka postawa jest trudna. Jestem nadmiernie rozgadany, nie tylko słowem, ale na wielu innych płaszczyznach mojego życia, a skupione milczenie nie jest zbyt częstą praktyką w mojej codzienności. A przecież nie ma innej drogi, żeby świadomie przeżywać samego siebie, mieć „kontakt ze sobą”, znać swoje wnętrze, kształtować je. Dlatego dziś bardzo gorliwie wołam do Józefa, żeby przyjął mnie do swojej szkoły. Uczył mnie Jezusa, ale również był dla mnie ojcem, bo to wciąż wolne stanowisko w moim życiu…

Cieszę się, że kończymy rekolekcje z tym patronem. Powrót sióstr do codziennego życia będzie wzmocniony świadectwem tego umiłowanego przez Maryję, młodego mężczyzny, Niech on również te piękne kobiety uczy głębokiego obcowania z Jezusem. Odetchnąłem tu bardzo. To w zasadzie pierwszy raz, kiedy w Wielkim Poście przyjąłem rekolekcje dla sióstr. Zawsze parafie miały pierwszeństwo. Ale od jakiegoś czasu funkcjonuję w trybie „kto pierwszy, ten lepszy”. I nie odmawiam nawet w tym gęstym czasie. Rekolekcje zakonne to zupełnie inna dynamika niż parafialne. Więc dla mnie był to czas spokojnego zbierania sił przed kolejnymi atrakcjami, które przede mną…

Dziś wizyta u o. Macieja w Bytomiu, bo niejako „po drodze”, a jutro, razem ruszamy do Radia Niepokalanów na kolejne nagrania. Znów podjęliśmy decyzję o ich kondensacji na jeden, a nie, jak to zwykle bywa, na dwa dni. W ten sposób zyskam piątek i zdążę zrobić jakieś pranie, które będzie miało szansę nieco przeschnąć. Żebym w sobotę mógł wybrać się już do Szczecina, gdzie od niedzieli zaczynamy harce z dorosłymi i dziećmi.

Ale wcześniej, w sobotni poranek, konferencja dla sióstr Terezjanek, naszych sąsiadek z naprzeciwka i konferencja dla ostródzkiej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w ramach ich dnia skupienia.

A Was proszę o westchnienie za naszego o. Benedykta, który po długiej chorobie odszedł do Pana i w piątek zostanie pożegnany na tej ziemi. Miał zaledwie 64 lata. Pan zdecydował, a my przyjmujemy Jego wolę z wdzięcznością za Benka, który swoim humorem mógłby obdarzyć czterech innych. Niech Pan da mu niebo…



 

środa, 12 marca 2025

znakiem być...


(Łk 11, 29-32)
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: "To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz".

 

Mili Moi…
Trudno się dziwić Jonaszowi, który ma pójść do stolicy znienawidzonej Asyrii, agresora, który, w jego wyobraźni najpewniej odpowie lekceważeniem, a w bardziej ekstremalnych wizjach – nawet odrzuceniem i zabójstwem proroka. A jednak idzie… Z zamkniętym sercem, ale idzie. I staje się znakiem, na który miasto się nawraca. I zmienia losy „tego świata”.

Bycie znakiem nie jest łatwe. Bo nie każda historia kończy się jak ta Jonaszowa. I niewątpliwie potrzeba wielkiej odwagi, żeby w ogóle rozpocząć, otworzyć usta, dać zewnętrzny wyraz tego, co Bóg mówi wewnątrz mnie. Dziś, mówimy, to nie jest łatwe… Ale kiedy było łatwe? Kiedy był taki czas, że chrześcijanie byli powszechnie przyjmowani i słuchani. Gdyby był taki moment, to oznaczałoby, że zło udałoby się na zasłużony urlop. Demon nie zrezygnuje nigdy! Zniszczy, ile się da. Dotyczy to zarówno oblicza tej ziemi, jak i, nade wszystko, ludzkich dusz. Nie ma sensu spodziewać się spokojniejszego czasu. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że wszystko dzieje się jakby szybciej i z większym rozmachem, z większym okrucieństwem. Nie ma sensu czekać, bo jeśli nie dziś, to kiedy? Czas znaku i świadectwa jest dziś – my nim jesteśmy. My mamy nim być… 

Nie bronię się, choć wielu powtarza – odpocznij. Nie potrafię… W Murowańcu, gdzie właśnie skończyłem głoszenie, proboszcz od razu poprosił o Misje Parafialne w 2027 roku. Zgodziłem się oczywiście… Przedwczoraj rozpocząłem głoszenie u dobrych Sióstr Klarysek w Starym Sączu. Nie minęła godzina mojego pobytu i podczas naszej pierwszej rozmowy, przełożona poprosiła o wygłoszenie Nowenny prze Uroczystością św. Kingi w 2026 roku. Zgodziłem się oczywiście… To zawsze duże wyzwanie, bo materiałów wcale nie za wiele… Wczoraj, przy obiedzie, miejscowy kapelan obsługujący kościół, poprosił – Michał, weź kazania w niedzielę, Gorzkie Żale, Drogę Krzyżową – niech ludzie usłyszą kogoś innego niż mnie… Zgodziłem się oczywiście… 

Wciąż postrzegam to jako ogromną łaskę – że Pan otwiera moje usta w pośrodku Kościoła, że pozwala mi mówić o sobie, że wciąż ktoś chce słuchać, a ktoś inny mnie do tego dopuszcza, albo wręcz prosi. Może Pan udzieli mi łaski śmierci na ambonie. To byłoby dopełnienie misji mojego życia. Bo tak to chyba widzę – głosić, głosić, głosić. Dopóki sił, dopóki nogi noszą. Niech to będzie moja ofiara, niech Pan zechce ją przyjąć… 

A poza tym? Jest tu pięknie… Pogoda cudowna. Miasteczko ciche i spokojne. Jest gdzie łazić. Zajęć nie tak znowu wiele. Więc oddycham pełną piersią i staram się nie przemęczać 😊

środa, 5 marca 2025

45


(Mt 6, 1-6. 16-18)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie".

 

Mili Moi…
Kolejny Wielki Post… Nie mogę szczerze powiedzieć, że na niego czekałem. Chyba zbyt mało o nim myślałem. Ale niezmiernie cieszę się, że już nadszedł. Nieodmiennie lubię ten okres. Z jego śpiewami, nabożeństwami, refleksyjnością. I z wiekiem chyba na tę refleksyjność kładę większy nacisk. A może lepiej powiedzieć – na świadome, czujne i wrażliwe życie. W ramach postanowień wielkopostnych, właśnie takie słowa we mnie rezonują. Mniej odmawiania czy dokładania sobie, a więcej czystego, dobrego spojrzenia na drugiego człowieka, dostrzegania cudzych potrzeb, nie narzekania, modlitwy za mój Zakon… Wszystko to trochę trudniejsze, bo mniej uchwytne, subtelne – łatwe do nazwania, ale trudniejsze w ocenie. Będzie co robić na rachunku sumienia.

Dzisiejsze Słowo mówi o ukryciu… Dobrych uczynków, modlitw, postów – swoich własnych, codziennych wysiłków. Po co? Aby uczynić z nich dar wyłącznie dla Boga. To jakaś forma rezygnacji – z satysfakcji, wdzięczności, poczucia dobrze spełnionego obowiązku, aprobaty. Czyli z tego wszystkiego, co tak bardzo lubimy… Może warto próbować.

Wczoraj zakończyłem rekolekcje Maryjne w naszym, franciszkańskim kościele w Poznaniu – reklamowane jako jedyne w mieście rekolekcje przed-wielokopostne. Jak na nasze warunki sporo ludzi. Przyjąłem do MI pewnie około 50 osób. No i doznałem wiele życzliwości. Od Poznaniaków. Trudno było mi zrozumieć, kiedy pracowałem w Poznaniu coś, co odbierałem jako obojętność. Bywało, że ktoś otarł się o mnie w kościele, przychodził do nas codziennie, a nawet na mnie nie spojrzał, nie mówiąc już o jakimś geście przywitania. Dziwiłem się temu zawsze… Ale kiedy przyjechałem po latach, poczułem się przyjęty – tak bardzo serdecznie i przyjaźnie. Dobrze mi tam było przez te trzy dni.

W nocy dotarłem do Murowańca, koło Bydgoszczy, gdzie dziś rozpoczęliśmy rekolekcje wielkopostne. Miałem tu już dwa lata temu rekolekcje Maryjne, więc znam proboszcza i jego parafian. Tym bardziej miło wrócić… Pobędę tu do niedzieli, a w poniedziałek ruszam do Starego Sącza, głosić Siostrom Klaryskom.

A dziś kolejna rocznica urodzin… Wiele ciepłych słów usłyszałem. Wciąż sobie żartuję, że się starzeje, ale towarzyszą temu niewielkie emocje. Zaczynam traktować mijający czas, jak brata, z którym chcę żyć w zgodzie. A jednocześnie wykorzystać jak najlepiej to, co jeszcze przede mną… Oby Pan mi pozwolił służyć Mu w sposób, który dla Niego jest szczególnie miły i potrzebny…

wtorek, 25 lutego 2025

dzieci...


(Mk 9, 30-37)
Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: "O czym to rozprawialiście w drodze?" Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich". Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: "Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał".

 

Mili Moi…
Pokusa wielkości, której przeciwstawione jest dziecko. Sądzę, że ona czyha na każdego z nas. Na mnie na pewno. I nie chodzi o nie wiadomo jakie obszary. Wystarczy mi obszar „profesjonalizmu”, wystarczy mi, że będę uważany za „naprawdę dobrego rekolekcjonistę”. A w konsekwencji zawsze spłynie na mnie ta słodka aż do mdłości gratyfikacja „znakomitości, wspaniałości i uznania”. Bo „dawno już czegoś takiego nie słyszałem”, bo „było jak nigdy dotąd”, bo „takich rekolekcjonistów się już dziś nie spotyka”. Niewiele trzeba, żeby pogrążyć się w rozmyślaniu nad swoją wyjątkowością i wielkością. A Pan mi dziś przypomina – wszystko jest darem… Jedyna twoja zasługa to przyjęcie tego daru i współpraca ze mną. Ale tym nie ma się co chlubić, bo jest to coś tak rozsądnego, że trudno doszukać się tu jakiejś mojej zasługi. 

A w opozycji dziecko, które dziś staje mi przed oczami, jako „chodzące zainteresowanie i zachwyt”. Tak bardzo wycieka ze mnie zdolność cieszenia się małymi rzeczami. Kiedyś była we mnie naturalna, dziś musze jej pilnować i szukać w sobie. Chcę to robić, bo jest czymś zdumiewającym, że słońce znów dziś rozproszy chmury, a ja byłem zdolny wstać o czwartej rano, żeby popracować, a może nawet uda mi się pójść na spacer lub odpocząć w jakiś inny sposób. To wcale nie są małe rzeczy, a jednak bardzo proste, codzienne. Budzą mój zachwyt, kiedy się nad nimi zatrzymam. To prawdziwa wielkość – Bóg objawiający się w prostocie… 

Drugi miesiąc tego roku dobiega końca… Wyobrażacie sobie? W sobotę skończyłem rekolekcje w Olsztynie. Cudownie było. Doświadczyłem wiele życzliwości od sióstr. No i zaproszenie z rekolekcjami za rok… Pojechałem na kilka godzin na Jasną Górę. Dobry to był czas modlitwy i skupienia. A potem już do Smardzewic. Zaproszono mnie z kazaniami w ramach przygotowania do 250-lecia naszej, franciszkańskiej parafii. Tam też trzynastu najmłodszych braci z wszystkich trzech naszych franciszkańskich prowincji zakonnych przeżywa swój nowicjat. Spędziłem i z nimi trochę czasu. Fajne chłopaki. Ufam, że będą trwać w swoim postanowieniu służenia Bogu. 

A teraz kilka dni odpoczynku… Jak zawsze czas na wszystko to, na co zwykle go nie ma. Lekarze, banki, pranie, porządki… A już w sobotę ruszam do Poznania, gdzie na rozgrzewkę przed Wielkim Postem, wygłoszę rekolekcje w naszym, franciszkańskim kościele, poświęcone Maryi, naszej Matce. A potem? Aż strach zaglądać w kalendarz…

PS. A poniżej twórczość s. Franciszki, która tak mnie widziała :)









wtorek, 18 lutego 2025

coś z pychy...


(Mk 8, 14-21)
Uczniowie Jezusa zapomnieli zabrać chleby i tylko jeden chleb mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!" A oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chlebów. Jezus zauważył to i rzekł do nich: "Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chlebów? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiałe są wasze umysły? Mając oczy, nie widzicie; mając uszy, nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?" Odpowiedzieli Mu: "Dwanaście". "A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?" Odpowiedzieli: "Siedem". I rzekł im: "Jeszcze nie rozumiecie?"

 

Mili Moi…
A czym jest ten kwas faryzeuszów i Heroda? Zatrzymuje mnie to dziś… To musi być jakaś pochodna pychy, która zmienia całego człowieka, podobnie jak kwas zakwasza całe ciasto i bardzo trudno (o ile możliwe) ten proces odwrócić. Zakwaszony człowiek ma poczucie swojej władzy i siły (Herod) i swojej mądrości i wiedzy (faryzeusze). Co za tym idzie? Po pierwsze przekonanie, że dam sobie radę sam. Wszystko jest w moich rękach i wszystko zależy ode mnie. A jeśli świat pokazuje mi, że tak nie jest, tym gorzej dla świata. Zawsze znajdzie się ktoś słabszy (choćby pani na kasie w markecie) wobec kogo będę mógł okazać swoją moc i potęgę (a w rzeczywistości raczej swoją słabość i frustrację).

Po co mi wówczas Jezus? Mam tyle zmartwień, które mogę nawet z Nim omawiać. Oczywiście znam rozwiązania problemów świata i jestem gotów sugerować Mu, że za mało kocha Ukraińców, a za bardzo Rosjan; że pozwala wariatom zajmować najważniejsze stanowiska w świecie; że nie troszczy się wystarczająco o głodujących w Nigerii. Mógłby się wreszcie do czegoś przydać…

Pycha, która zawsze kroczy przed upadkiem. Jak bolesny on czasami musi być, żeby człek przekonał się, że nie jest bogiem! I chwał Jemu za każde przypomnienie nam o tym kto jest kim. Choć odzieranie ze złudzeń jest zwykle bolesne…

A ja, cóż, od soboty jestem już u dobrych Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi w Olsztynie koło Częstochowy. To, według moich zapisków, siedemdziesiąte piąte rekolekcje dla osób konsekrowanych, ale pierwsze dla sióstr bezhabitowych. Coś nowego - widzieć przed sobą kobiety ubrane po świecku (choć niezwykle elegancko) i pamiętać, że to siostry zakonne. Miejsce jest cudne, zresztą znane mi bardzo dobrze, bo już w tym domu głosiłem dla Sióstr św. Rodziny z Bordeaux w 2020 roku. Dużo wcześniej miałem w Olsztynie rekolekcje dla Sióstr Nazaretanek (trzy ulice dalej), a nawet dla postakademików z Poznania w diecezjalnym domu rekolekcyjnym (również po sąsiedzku).

A zatem głoszę, modlę się, czytam, spaceruję… Prawdziwe ferie. Próbuję oczywiście coś tworzyć, bo Wielki Post za pasem i, jak zwykle, strach zaglądać w kalendarz. Ale w tym roku będzie nieco lżej – dwa tygodnie spędzę na rekolekcjach zakonnych – dla Sióstr Elżbietanek w Poznaniu i dla Sióstr Klarysek w Starym Sączu. A to jednak inna dynamika, z pewnością mniej męczącą. Pan chyba bierze już powoli pod uwagę moje siły i czterdziesty szósty rok życia (który zaraz się rozpocznie) w dość dynamicznym jednak tempie 😊 Poza tymi miejscami będzie jednak również Murowaniec, Szczecin, Prabuty i holenderskie Groningen. Ale póki wystarczy sił… Niech się dzieje Jego wola…

poniedziałek, 10 lutego 2025

dary i Dawca...


(Mk 6, 53-56)
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go rozpoznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

 

Mili Moi…
Rozpoznać Jezusa… Nie zawsze będzie to takie proste, jak w  dzisiejszym słowie. Mamy takie powiedzenie – im dalej w las, tym więcej drzew. W naszym, ewangelicznym kontekście, im bliższa relacja z Jezusem, tym „trudniej”. Nie bez przyczyny umieszczam słowo trudniej w cudzysłowie. W pierwszym odruchu rodzi ono odruch obronny – bo któż z nas chce, żeby w czymkolwiek było trudniej? Ale z drugiej strony… Te najpiękniejsze rzeczy w naszym życiu kosztują zwykle najwięcej i są najtrudniejsze.

Pierwsze „rozpoznanie” Jezusa, które stanowi zaledwie zachętę, wprowadza nas w relację, w której robi się coraz ciemniej, a wrażeń jest coraz mniej – szczególnie tych zmysłowych. Deus abconditus – Bóg ukryty zaczyna nas prowadzić swoimi ścieżkami – kompletnie odmiennymi od dotychczas nam znanych. Ukrywa się? Ale po co? Ano po to, żeby wzmocnić naszą tęsknotę, żeby nas bardziej skłonić do szukania, żeby potęgować nasze pragnienia. Jeśli człek nie skapituluje, nie cofnie się, to nagle otwierają się przed nim zupełnie nowe światy. I wówczas już nie uzdrowienia i cuda takie czy inne są najważniejsze, że On sam – Ten, dla którego jestem gotów poświęcić wszystko… 

Myślę o tym na kolejnych rekolekcjach, podczas których znów spotykam siostry zapraszane do „dorosłej” wiary, które boją się uczynić krok w wierze, boją się ryzyka, boją się, że zostaną z niczym. Jakby zapominały, że rzecz dotyczy Boga samego, który nigdy nas nie zubaża, ale zawsze wzbogaca. Czy wszyscy tak czasem nie mamy? Czy nie boimy się, że stracimy coś, co tak lubimy – to ciepełko w relacji z Panem, te pociechy i wzruszenia? Czy nie przywiązujemy się do nich zbyt mocno? Bo może się po chwili okazać, że dary są ważniejsze niż Dawca… 

Dobry czas… Cisza i spokój gnieźnieńskiego klasztoru sióstr Pallotynek „pod lasem”. Dobre rozmowy, dużo modlitwy i tworzenie kolejnych konferencji w bardzo sprzyjającej atmosferze. Służba osobom konsekrowanym – widzę w tym jakieś powołanie w powołaniu, do którego Pan mnie zaprosił…