środa, 27 sierpnia 2025

jestem...


(Mt 23, 27-32)
Jezus przemówił tymi słowami: "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy, bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych oraz mówicie: „Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków”. Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków. Dopełnijcie i wy miary waszych przodków!"

 

Mili Moi…
Chyba nikt z nas nie lubi słowa „biada”. I choć nie jest ono w codziennym użyciu, to jednak chwarszczy nam w uszach i odsuwamy je od siebie jak najdalej. Z drugą częścią wypowiedzi Jezusa jest jakby łatwiej. Wszak nie budowaliśmy grobowców prorokom, więc to jakby nie o nas. Taka lokalna i ograniczona czasowo wypowiedź… Czy rzeczywiście? A nie chodzi tu zwyczajnie o stosunek do przeszłości, od której często i chętnie się odcinamy, jednocześnie doskonale powielając jej schematy? Czy nie sądzimy naiwnie, że gdyby to o nas chodziło, to my nigdy byśmy… Ewentualnie – my byśmy zupełnie inaczej (postąpili, zachowali się, zadziałali).  Zresztą dziś też… Wszystko byłoby inaczej, gdyby nie trudne czasy. Bo dawniej nie mieli (i tu następuje cała lista tych rzeczy, spraw zagrożeń, których to dawniej nie mieli). Mój Boże, jakie to proste tłumaczenie. Przy jednoczesnej pewności, że dawniej, to my byśmy im pokazali jak należy. Trudno mi uwierzyć, że tak naiwne myśli mogą rodzić się w tak doskonale wyedukowanych i dojrzałych, współczesnych głowach.

A może jednak są jakieś tajemnice serca, których nie znamy. W nas – nie w innych. Być może nie zaglądamy w te mroki grobowców, bo nas samych zaduch zniechęca i niszczy. Być może wolimy zawiesić jakiś kolejny, dekoracyjny obrazek i udawać, że wcale nie cuchnie. A kiedy już trudno udawać, bo ktoś zdecydował się nas zdemaskować, wówczas trzeba zakrzyknąć głośno – ale u innych cuchnie bardziej…! I krzyczymy… Byle się sobą nie zająć. Byle nie odkryć i nie uznać prawdy. Bo ta, być może, domagałaby się jakichś konkretnych ruchów, działań, zmian z naszej strony i z naszym udziałem. Więc lepiej nie. Bo człek ani czasu, ani energii na to nie ma. Niech więc już będzie tak, jak jest. A mogłoby być przecież inaczej…

Ja od poniedziałku łażę pod upalnym słońcem po Rzymie. Kilka dni urlopu, które spędzam w naszym gościnnym domu generalnym. Pan Jezus nie oszukiwał, kiedy mówił, że idąc za Nim zyskujemy wielu braci, domów i misek z zupą w tychże domach. Wietrzę umysł… Nie mam żadnej głębokiej myśli. Wszedłem w tryb intelektualnej oszczędności. Patrzę, słucham, chłonę. Ale nie analizuję i nie wnioskuję. Po prostu jestem. Do soboty w Itali..

poniedziałek, 18 sierpnia 2025

więcej...


(Mt 19, 16-22)
Pewien człowiek podszedł do Jezusa i zapytał: "Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?" Odpowiedział mu: "Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowuj przykazania". Zapytał Go: "Które?" Jezus odpowiedział: "Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego". Odrzekł Mu młodzieniec: " Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?" Jezus mu odpowiedział: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!" Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

 

Mili Moi…
Kiedy czytam słowo o bogatym młodzieńcu, zawsze odczuwam to drapanie w duszy – chcę czegoś więcej. Cały czas mam wrażenie, że w moim życiu za bardzo polegam na sobie. Bo tak wiele spraw potrafię ogarnąć, załatwić, kupić… A przecież nieustannie deklaruję Jezusowi, że ster mojego życia chcę oddać Jemu. Kiedy jednak przychodzi do konkretów… Jakiś pat. Mechanizmy działania, które biorą górę. Zanim zdążę się zastanowić już zrobiłem coś „jak zawsze”. I może nie jest to zrobione źle, ale z pewnością nie „doskonale”. A tego przecież pragnę ponad wszystko. Tak strasznie wolno dokonują się zmiany w sposobie myślenia. Czasem ogarnia mnie na to złość. Ale to pewnie też wymiar uczenia się pokory. Bo ta bezradność jest już uderzeniem w mechanizm – ja sobie sam poradzę, wymuszę na sobie to czy owo. Otóż nie da się. I choćbym się ugryzł w pępek, to nie jestem w stanie natychmiast myśleć i działać inaczej. Potrzeba długotrwałej pracy nad sobą i dojrzewania w Bożym świetle. A zatem wchodzę w ten dzień z nadzieją, że może jakiś maleńki element dziś zadziała lepiej.

Chwila oddechu… Miniony tydzień był bardzo intensywny, choć wydawało się, że przecież to tylko mikrorekolekcje… Ale zarówno w Toruniu, jak i w Szczecinie, włożyłem w moje działania sporo wysiłku. W Szczecinie może nawet więcej fizycznego, niż duchowo-intelektualnego. Odbyliśmy bowiem niedługą, dziewięciokilometrową pielgrzymkę do Binowa, kościoła filialnego, gdzie celebrowaliśmy odpust św. Maksymiliana. Niby dystans niewielki, ale teren dość trudny, więc dostałem w kość. Ale radość wielka bo około 120 osób zawierzyło się Niepokalanej. I dla takich chwil warto ponosić trud.

A to był już początek drugiej części mojego urlopu, którą przeżywam w rodzinnym Sztumie. Przewagą tego miejsca jest całkowita niezależność, nawet w wymiarze podstawowym – jem kiedy chcę i jeśli chcę itp. Mogę pobyć w ciszy i… Popracować. No niestety tego uniknąć nie zdołam. Rekolekcje o świętym Franciszku same się nie napiszą, a nagrania już z początkiem września, żeby mogły hulać w internecie od jego święta, czyli od 4 października. Ale obiecuję nie zaniedbywać spacerów i lektury wietrzącej zwoje mózgowe… A dokładnie za tydzień na kilka dni do Rzymu… Tam już nie będzie pracy. Tylko wchłanianie dźwięków i obrazów. Tam odpocznie duch.

poniedziałek, 11 sierpnia 2025

dzieje się...


 4 Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. 5 Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. 6 Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. 7 Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. 8 Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. 9 Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! 10 Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. J 15, 4-10

 

Mili Moi…
Wielka to rzecz zrozumieć, że bez Niego nic nie możemy uczynić. Zastanawiam się dziś czy jestem blisko tej łaski. Bo oczywiście w swej naiwności wciąż łapię się na myśleniu – ile to ja robię dla Jezusa, ile Mu oddaję… Jakbym to ja niemal był Jego dobrodziejem, a nie On moim… Dopiero w dni, takie jak dziś, kiedy zatrzymuję się na prawdzie, że bez Niego nie otworzyłbym oczu o poranku, a na ambonie nie wypowiedział ani jednego słowa (nie wspominając już o słowie sensownym). Budzi się we mnie coraz większe pragnienie bycia tylko dla Niego, działania w pełni dla Jego chwały – jeszcze bardziej, jeszcze mocniej… Ale już nie tak chaotycznie, nie „jak  młodziak”, ile raczej z tym bogactwem, które On mi już dał, reagując na każdy Jego gest, słowo, natchnienie. Być dla Niego nieustannie, zawsze, a nie tylko wówczas, kiedy mam siłę, kiedy jest jakaś okazją, kiedy ja zdecyduję… Nie… To On ma decydować… Myślę o świętej Klarze... Ona właśnie taka była - zawsze dla Pana... Na zawsze...

Dzieje się we mnie… Od czasu wizyty w Akicie, dzieje się we mnie… Przestrzeń, szerokość serca, słodycz Obecności, spokój z jakim to wszystko się dokonuje… Nie umiem jeszcze opisać, nie umiem ogarnąć. Stoję wobec tej łaski i czuję się taki szczęśliwy…

Zamieściłem Wam u góry piosenkę, którą dziś znalazłem „przypadkowo” szukając czegoś zupełnie innego. Bardzo mnie wzruszyła… Bardzo. Dziś po raz pierwszy poczułem… smutek z powodu kapłanów i osób konsekrowanych odchodzących od Jezusa. Do tej pory dominował gniew i złość. Dziś lejąc łzy na Koronce do Miłosierdzia pytałem Jezusa - jak to możliwe, że oni odeszli, jak mogli Cię zostawić??? Co piękniejszego i lepszego poza Tobą? Jak to jest możliwe??? Nie próbuję zrozumieć, chcę cierpieć razem z Tobą…

Od soboty przygotowuję parafię św. Maksymiliana w Toruniu do uroczystości odpustowej… Wczoraj siedem Mszy, a po nich niemal godzinne spotkanie z zainteresowanymi. Przyszło 25 osób. To duża radość. Dziś zakończenie, zawierzanie Maryi i… prośba proboszcza, aby znów za rok… Część Niepokalanej i chwała Najwyższemu Bogu…

A jeśli Pan pozwoli mi dziś dojechać do Sztumu, to spędzę tam jutro pierwszy dzień urlopu… A w środę pojadę do Szczecina. Tam też opowiadać o Niepokalanej i Jej Szaleńcu… A potem już tylko odpoczynek (no chyba, że coś „wyskoczy”).

niedziela, 3 sierpnia 2025

więzienie...


(Łk 12, 13-21)
Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: "Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem". Lecz On mu odpowiedział: "Człowieku, któż Mnie ustanowił nad wami sędzią albo rozjemcą?" Powiedział też do nich: "Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia". I opowiedział im przypowieść: "Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał w sobie: „Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów”. I rzekł: „Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty u Boga".

 

Mili Moi…
Ja, moje, sobie – oto jedno z największych niebezpieczeństw wynikających z gromadzenia bogactw. Egoizm i egocentryzm, zamknięcie w sobie, traktowanie innych, jako potencjalnych konkurentów do tego, co jeszcze mógłbym zdobyć. Powiecie oczywiście – no ale przecież są szlachetni bogacze. W rzeczy samej… Dlatego Jezus nie umieszcza źródła niebezpieczeństwa w bogactwie, ale w człowieku, który potrafi stracić miarę. A nawet jeśli jej nie traci, to bardzo często nie potrafi być zadowolony z tego, co ma i wciąż oczekuje na coś więcej. Przyznam szczerze, że niewielu spotkałem ludzi, którzy szczerze cieszyli się swoim stanem posiadania (może to taka nasza polska przypadłość) – zwykle wszystkim jest bardzo źle i kryzys niszczy radość życia. Gdzie ten kryzys – myślę sobie – patrząc na ludzi, którzy dwa wózki jedzenia wywożą co sobotę ze sklepu. Boją się, że będą głodni? A może prawdziwie głodni, bo przecież i tacy żyją wokół nas, część z tego jedzenia znajdą na śmietniku. Będzie nienapoczęte…

A Pan wcale nie o pieniądzach…. Ale o wolności mówi nieustannie. Serce, które jest zniewolone, nie potrafi się cieszyć i nie znajdzie szczęścia. Będzie się obijać o „pocieszanki” i wyobrażać sobie za każdym razem, że to teraz, że już, że właśnie za tym rogiem czeka szczęście. A tam? Kolejne rozczarowanie. W efekcie? Brak wiary w możliwość bycia szczęśliwym. Gdy tymczasem problemem jest metoda – powtarzana i nieskuteczna. Wolność w Bogu, który daje tyle, ile potrzeba… Jaki to życiodajny oddech… 

Kończę powoli rekolekcje dla dobrych sióstr Franciszkanek w Częstochowie. We wtorek rano wsiadam w auto i mknę do Pniew, gdzie siostrom Urszulankom mam poopowiadać o tożsamości zakonnej, a następnego dnia gonię do Radia Niepokalanów na nagrania. Cały dzień pracy, a wieczorem innego rodzaju praca radiowa – nagrania komentarzy ewangelicznych na tydzień dla Programu 2 Polskiego Radia. Na chwilę do domu i zaczną się harce „przedmaksymilianowe” – to znaczy przygotowania do święta naszego o. Kolbego. W tym roku głoszę w Grudziądzu i w Szczecinie. A potem chwila urlopu-nie urlopu… Bo czas zająć się internetowymi rekolekcjami o św. Franciszku. Nagrania na początku września… 

A Was Czytelnicy Drodzy o Zdrowaś proszę… Wątroba okazuje się moją piętą Achillesową… Wyniki wskazują na długoletnie nadużywanie alkoholu… I choć do tego rodzaju przypuszczeń mogę się najwyżej uśmiechnąć, niczym do kiepskiego żartu, to jednak doskwiera mi ten temat coraz mocniej i chyba będę potrzebował dużo większej uważności kulinarnej, co w moich warunkach posługi jest szalenie trudne. Niech więc Wasza modlitwa wesprze mnie w czekających mnie zmaganiach.

sobota, 26 lipca 2025

w sercu wiosna...


(Mt 13, 24-30)
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: „Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?” Odpowiedział im: „Nieprzyjazny człowiek to sprawił”. Rzekli mu słudzy: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” A on im odrzekł: „Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza”.

 

Mili Moi…
Od wizyty w Akicie moje serce bardzo przejęte jest wynagradzaniem Jezusowi za moje grzechy i grzechy całego świata… Jest ich bez liku… Media żyją księdzem, który w okrutny sposób zamordował człowieka (przynajmniej tyle, wydaje się, wiemy na dziś). Zgroza i wstrząs. W tle, jak to często bywa, pieniądze. A we mnie jakaś zmiana. Zwykle w takich sytuacjach bardzo się złościłem – na grzesznika, który dopuszczał się takiej czy innej zbrodni. Dziś współczuję… Współczuję temu człowiekowi, bo jest w ogromnym niebezpieczeństwie potępienia. Jak w przypadku każdego poważnego grzesznika – jego zbawienie jest zagrożone. I tak sobie myślę – jak wiele trzeba zrobić, żeby doprowadzić się do takiego stanu. Jak bardzo trzeba się oddalić od źródła światła, którym jest Bóg. I jak bardzo cierpliwy jest On sam, że nam na to pozwala. Nasza wolna wola „detronizuje” Boga, a przynajmniej może to zrobić. A kiedy mówimy Mu – odejdź, nie chcę Cię – On pokornie to czyni. A wówczas dostęp do nas zyskują najciemniejsze siły. I ta wolna wola, najcenniejszy dar naszego Boga, staje się naszym przekleństwem. Modlę się za ofiarę – za wszystkie ofiary ludzkiego grzechu. I błagam Boga o przebaczenie… Bo być może jest z nami jak z Sodomą i Gomorą, w których usłyszymy jutro – być może jesteśmy bardzo blisko zagłady… Chwast rośnie z wartościowym ziarnem – często splątany korzeniami. Czas sądu nadejdzie, ale to jeszcze nie dziś… Zmiłuj się nad nami Panie…

Wczoraj, późnym wieczorem, wróciłem z Polanicy. Zakończyliśmy rekolekcje dla ojców Sercanów Białych. Bardzo mnie budowali. Przede wszystkim, przez całe trzy doby, trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Ojcowie mieli dyżury i dzień i noc adorowali Pana. Ich adoracja ma również charakter wynagradzający – jest to wpisane w ich charyzmat. Podczas posiłków zachowywali milczenie i oddawali się duchowej lekturze, która i mną wstrząsnęła. „In sinu Jesu” – jest to pewien zapis objawień prywatnych i przesłań do kapłanów. Przyznam, że dostałem tę książkę już trzykrotnie, ale nie przeczytawszy, puściłem ją dalej. Nie mam „problemu” z objawieniami prywatnymi, ale rzadko je czytam, bo zwykle w kolejce coś tam stoi wyżej. Tym razem chłonąłem każde słowo, bo… jakbym czytał swoje myśli. To znaczy – tak bardzo ta treść rezonuje z etapem życia, w który mnie Pan nasz wprowadził jakiś czas temu, że natychmiast zapragnąłem tę książkę przeczytać. A ksiądz Kamil, przełożony miejscowy, natychmiast mi ją podarował.

Dzieje się ze mną coś dziwnego… Coś dobrego… Towarzyszy mi jedno słowo – WIĘCEJ. Dotyka ono moich pragnień – tam wybrzmiewa bardzo. Więcej Boga, więcej relacji z Nim, więcej Maryi, więcej modlitwy, więcej…

Niech Pan raczy kontynuować to dzieło, a Pani z Akity, moje Matka, niech raczy mi towarzyszyć…

A dziś proza życia – pranie, wielkie sprzątanie „stajenki” i powolne przygotowania do rozpoczynających się we wtorek rekolekcji dla sióstr w Częstochowie.



wtorek, 22 lipca 2025

Ojciec i Matka


(J 20, 1. 11-18)
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: "Niewiasto, czemu płaczesz?". Odpowiedziała im: "Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono". Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: "Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?". Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: "Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę". Jezus rzekł do niej: "Mario!". A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to znaczy: "Nauczycielu". Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie; jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: "Widziałam Pana i to mi powiedział".

 

Mili Moi…
Tęsknić jak święta Maria Magdalena… Ona wiedziała, że tej tęsknoty nie nasyci nic ziemskiego. Do tego stopnia, że nie rozpoznaje „ziemskich” postaci, które są w swej istocie nieziemskimi. Ale jej oczy są utkwione w obrazie z przeszłości. Ona widziała. I chciałaby znów zobaczyć. Choćby na chwilę, choćby jeszcze jeden raz… Jezus natomiast pokazuje, że nie zatrzymuje się w przeszłości. Nie ma dla Niego takich momentów, które byłyby „ulubione” i przy których utknął. On przychodzi codziennie na nowo. Idzie ku przyszłości. Konsekwentnie i odważnie. I chce nas zabrać w tę podróż. Żadna rana, ale i żadna pociecha nie powinny nas zatrzymywać. Ale najpierw trzeba odwrócić wzrok. Od grobu. Od swoich wyobrażeń. Od tego, co ja tak doskonale wiem, rozumiem i przewiduję. Od tego, czego nie wiem. Od tego, czego się boję.

Jest taka ładna scena w filmie „Chata”, w którym Bóg Ojciec objawia się najpierw bohaterowi jako… Matka. Dopiero kiedy uporządkują się trochę jego emocje i kiedy ma się zmierzyć z najtrudniejszym doświadczeniem swojego życia (odnaleźć ciało swojej zamordowanej córeczki), Bóg przychodzi do niego jako Ojciec. I idą razem…

To mnie jakoś mocno dotyka, bo obrazuje, że On przychodzi do nas zawsze takim, jakim Go potrzebujemy. Maria Magdalena nie potrzebowała spotkania z martwym Ciałem, nie potrzebowała wspominania. To był czas pójścia o krok do przodu. Mały krok człowieka, ale wielki krok ludzkości. Przełom, którego nie znała historia. Pan Zmartwychwstał i jest z nami…

A ja, po kilku tygodniach powróciłem do Polanicy Zdrój. Tym razem do Ojców Sercanów Białych, aby wygłosić im krótkie rekolekcje. Jak wspominałem – ratuję sytuację, bo zaproszony przez nich rekolekcjonista zachorował. Piękne miejsce. O ile siostry Józefitki były w samym centrum Polanicy, o tyle Sercanie są właściwie już za miastem. W niesłychanie malowniczej lokalizacji. Zaczynamy wieczorem.

Dziesięć dni urlopu w Bytomiu minęło niezwykle szybko. W niedzielę głosiłem kazania odpustowe o świętej Małgorzacie i świętowałem wraz z Werbistami i ich maleńką parafią. Taki mój wyraz wdzięczności za gościnę mi okazaną. Wyspałem się, poczytałem, posiedziałem na świeżym powietrzu. I bardzo mnie cieszy, że już mogę zająć się czymś konkretnym i pożytecznym. Nie jestem stworzony do zbyt długiego wypoczynku. Ale dbam o niego, bo wiem, że to konieczne… Nikt nie jest wszechmogący poza naszym Panem.

A zatem do piątku Polanica. Potem trzy dni w Ostródzie. I Częstochowa – rekolekcje dla dobrych sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Do dzieła więc.

poniedziałek, 14 lipca 2025

człowiek...


(Wj 1,8-14.22)
Rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: „Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. Roztropnie przeciw niemu wystąpmy, ażeby się przestał rozmnażać. W wypadku bowiem wojny mógłby się połączyć z naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z tego kraju”. Ustanowiono nad nim przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami. Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i Ramses. Ale im więcej go uciskano, tym bardziej się rozmnażał i rozrastał, co jeszcze potęgowało wstręt do synów Izraela. Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie. Faraon wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: „Wszystkich nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki pozostawić przy życiu”.

 

Mili Moi…
Roztropnie przeciw nim wystąpmy… Wystąpmy przeciw nim jeszcze zanim zamieszkają w naszym kraju. Zróbmy wszystko, żeby im do głowy nie przyszło zbliżać się do naszych granic. Nic dobrego ze sobą nie przyniosą… Tak strasznie trudno uwierzyć, że człowiek jest człowiekiem. Niczym więcej i niczym mniej. Każdy wyszedł z ręki Boga i stając naprzeciw drugiego, nie można widzieć w nim wroga. Nie można natychmiast przyjmować postawy obronnej.

Wczorajsza Ewangelia i dzisiejsze pierwsze czytanie rezonują we mnie niezgodą na obecne tak zwane „nastroje społeczne”. Mierzi mnie, że podkreśla się wyłącznie „kłopoty z migrantami”, a nie pisze się o tak wielu, którzy spokojnie i od lat żyją pośród nas. Pracują i mają szacunek do wszystkiego, co polskie. Nie, nie jestem ślepcem. Zdaję sobie sprawę z trudności. Może nawet bardziej niż wielu „wiedzących”. Obserwowałem te trudności z bliska zarówno w Irlandii jak i w USA. Ale czytam właśnie książkę Pawła Lisickiego „Luter. Ciemna strona rewolucji”, znakomitą zresztą. I trzeźwi mnie niezwykle w perspektywie manipulacji emocjami społecznymi. Nabieram przekonania, że wciąż podkręcane emocje znajdą wreszcie ujście. Czy to migranci, czy księża, czy politycy z opcji przeciwnej – ktoś dostanie po pysku. A może tak mocno, że się już nie podniesie. Nienawiść zawsze przynosi śmierć i zniszczenie. Jeśli nie zaczniemy żyć Ewangelią, wszyscy, my, nie jacyś mityczni „oni”, efekty będą bardzo bolesne. A „sprawiedliwi” będą musieli patrzeć na siebie w lustrze – niczym kapłan i lewita, którzy woleli nie widzieć. Modlę się o pokój. Dawno tak mocno się o pokój nie modliłem…

Próbuję odpocząć. Całkiem dobrze mi idzie. Śpię, czytam, spaceruję. Wśród przyjaciół. Czego chcieć więcej? Jestem w Bytomiu, w gościnnym domu księży werbistów, gdzie spędzę pierwszą część mojego urlopu. Przy okazji zostałem zaproszony do wygłoszenia słowa Bożego podczas niedzielnego odpustu ku czci świętej Małgorzaty, patronki tej parafii. A to dla mnie zawsze radość.

Oczywiście mój urlop będzie krótszy niż zakładałem. Wszystkiemu winien mój brak asertywności, a może po prostu miłość do Pana i posługi, którą mi zlecił. Nadrobię to w sierpniu. Jest tam kilka dni, które dokleję do drugiej części urlopu. A krócej, bo?.. Tuż po rekolekcjach dla sióstr w Polanicy Zdrój, zadzwonił do mnie o. Kamil, wiceprowincjał ojców sercanów białych, który siedział obok mnie na uroczystym obiedzie z okazji ślubów wieczystych s. Judyty, które wieńczyły nasze rekolekcje. Otóż o. Kamil przedstawił sytuację – ojcze Michale, nasz rekolekcjonista tegoroczny, poważnie chory kapłan, jednak nie zdoła wygłosić dla nas rekolekcji – pomóż… No i tym sposobem 22 lipca udaję się ponownie do Polanicy Zdrój, tym razem głosić słowo sercanom białym. Niech się dzieje Boże dzieło. Póki nogi noszą…

A u nas lipiec miesza się z październikiem i dzień do dnia niepodobny. Poza Lutrem zgłębiam poezję, dramaty i prozę Różewicza oraz „Paragraf 22” Hellera. Dobry początek literackiego urlopu…