Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby
ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: "Syn
Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech
dniach zmartwychwstanie". Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się
Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: "O
czym to rozprawialiście w drodze?" Lecz oni milczeli, w drodze bowiem
posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł,
przywołał Dwunastu i rzekł do nich: "Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech
będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich". Potem wziął dziecko,
postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: "Kto jedno
z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie
przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał".
Mili Moi…
Pokusa wielkości, której przeciwstawione jest dziecko. Sądzę, że ona czyha
na każdego z nas. Na mnie na pewno. I nie chodzi o nie wiadomo jakie obszary.
Wystarczy mi obszar „profesjonalizmu”, wystarczy mi, że będę uważany za „naprawdę
dobrego rekolekcjonistę”. A w konsekwencji zawsze spłynie na mnie ta słodka aż
do mdłości gratyfikacja „znakomitości, wspaniałości i uznania”. Bo „dawno już
czegoś takiego nie słyszałem”, bo „było jak nigdy dotąd”, bo „takich
rekolekcjonistów się już dziś nie spotyka”. Niewiele trzeba, żeby pogrążyć się
w rozmyślaniu nad swoją wyjątkowością i wielkością. A Pan mi dziś przypomina –
wszystko jest darem… Jedyna twoja zasługa to przyjęcie tego daru i współpraca
ze mną. Ale tym nie ma się co chlubić, bo jest to coś tak rozsądnego, że trudno
doszukać się tu jakiejś mojej zasługi.
A w opozycji dziecko, które dziś staje mi przed oczami, jako „chodzące
zainteresowanie i zachwyt”. Tak bardzo wycieka ze mnie zdolność cieszenia się
małymi rzeczami. Kiedyś była we mnie naturalna, dziś musze jej pilnować i
szukać w sobie. Chcę to robić, bo jest czymś zdumiewającym, że słońce znów dziś
rozproszy chmury, a ja byłem zdolny wstać o czwartej rano, żeby popracować, a
może nawet uda mi się pójść na spacer lub odpocząć w jakiś inny sposób. To
wcale nie są małe rzeczy, a jednak bardzo proste, codzienne. Budzą mój zachwyt,
kiedy się nad nimi zatrzymam. To prawdziwa wielkość – Bóg objawiający się w
prostocie…
Drugi miesiąc tego roku dobiega końca… Wyobrażacie sobie? W sobotę
skończyłem rekolekcje w Olsztynie. Cudownie było. Doświadczyłem wiele życzliwości
od sióstr. No i zaproszenie z rekolekcjami za rok… Pojechałem na kilka godzin
na Jasną Górę. Dobry to był czas modlitwy i skupienia. A potem już do
Smardzewic. Zaproszono mnie z kazaniami w ramach przygotowania do 250-lecia naszej,
franciszkańskiej parafii. Tam też trzynastu najmłodszych braci z wszystkich
trzech naszych franciszkańskich prowincji zakonnych przeżywa swój nowicjat.
Spędziłem i z nimi trochę czasu. Fajne chłopaki. Ufam, że będą trwać w swoim
postanowieniu służenia Bogu.
A teraz kilka dni odpoczynku… Jak zawsze czas na wszystko to, na co zwykle
go nie ma. Lekarze, banki, pranie, porządki… A już w sobotę ruszam do Poznania,
gdzie na rozgrzewkę przed Wielkim Postem, wygłoszę rekolekcje w naszym,
franciszkańskim kościele, poświęcone Maryi, naszej Matce. A potem? Aż strach
zaglądać w kalendarz…
PS. A poniżej twórczość s. Franciszki, która tak mnie widziała :)
🙏
OdpowiedzUsuń