Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z
zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy
oczekiwać?”. Jezus im odpowiedział: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co
słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą,
trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim
głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Gdy oni
odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Coście wyszli oglądać na
pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć?
Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy
miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam
wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam
mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam:
Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz
najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on”.
Mili Moi…
Powoli dobiegają końca kolejne
adwentowe rekolekcje. Tym razem w Nysie. Z jednej strony cudowny czas – słuchaczy
wielu, ich odpowiedź zaskakująca (w Gościcinie i Nysie przyjąłem do Rycerstwa niemal
600 osób). Z drugiej – czas moich trudności. Organizm chyba nieco się buntuje.
Cukry poszalały i poszybowały wysoko. W konsekwencji, jak mawia jeden z moich
przyjaciół, czuje się jak „spruty wór”. Jestem bardzo słaby, nie mam sił ręką i
nogą czasem ruszyć. A dziś trzeba było sześć razy wyjść na ambonę. Z nadzieją
myślę o jutrzejszym powrocie do domu, gdzie kilka dni odpoczynku na mnie czeka.
Ale czy rzeczywiście odpoczynek? Jest tyle spraw, które się kumulują i tylko w
takich chwilach mogę je zrealizować… No ale. Koniec użalania się nad sobą.
Przede mną jeszcze intensywne rekolekcje w Kołobrzegu. Ale to za tydzień. Dziś
jeszcze o nich nie myślę.
Dziś myślę o Janie
Chrzcicielu, który ma swoje słabe momenty… A szerzej – o bohaterach biblijnych,
którzy nie są herosami, ale prawdziwymi ludźmi. Wątpią, zmagają się, cierpią,
płaczą, poszukują. Bardzo blisko mi dziś do nich. Do Jana, który bilansuje
swoje życie i chciałby mieć pewność, że go nie przegrał. To chyba największe
moje pragnienie – nie przegrać życia, zrobić wszystko, co dla mnie Bóg
zaplanował, zrobić wszystko, co zrobić można. I choć, podobnie jak Jan, mam
poczucie, że przygotowuję ścieżki Panu, to jak on, miewam chwile, w których myślę
sobie – czy aby na pewno? Czy nie można więcej? Czy ja nie mógłbym bardziej? Często
przychodzi uspokojenie z Bożej strony. Ale nie zawsze. Czasem z takimi myślami zmagam
się długo. I dziś w zasadzie dziękuję za Jana i za jego wątpliwości, jego
pytania, jego zmaganie. Bo choć usłyszał głos Pana, to tak naprawdę jego
poszukiwania skończą się w śmierci. Tam czekają wszystkie odpowiedzi. Ufam, że na mnie
też…
Też dziękuję Janowi za jego wątpliwości.
OdpowiedzUsuń