(Łk 10, 1-9)
Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i
wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam
przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: "Żniwo wprawdzie wielkie, ale
robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje
żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa
ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego
domu wejdziecie, najpierw mówcie: „Pokój temu domowi!” Jeśli tam mieszka
człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W
tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na
swoją zapłatę.Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta
wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy
tam są, i mówcie im: „Przybliżyło się do was królestwo Boże”.
Mili Moi…
Delektuję się chwilami
spędzonymi we własnym domu. Jak to smakuje wiedzą tylko ci, którzy są ciągle w
drodze… Nie powiem, żebym odpoczywał, bo ciągle jest coś do roboty. Ale staram
się nadrobić książkowe zaległości. Drugi miesiąc roku, a ja mam tylko jedną na
koncie. Ale może to kwestia tego, że zwykle czytam pięć książek naraz, a tym
razem skumulowały mi się opasłe tomiszcza, co nieco spowalnia proces ich
finalizacji. Nie ma to jednak jak gorąca herbatka, kocyk i pachnący drukiem przedmiot,
zanurzający mnie w nieznane mi dotąd światy…
Zaczął się czas życzeń.
Doroczna uroczystość żałobna przede mną… W tym roku tym smutniejsza, że według Psalmisty,
osiągam właśnie połowę życia (i to przy „dobrych wiatrach” – powiada – miarą naszego
życia jest lat siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, gdy jesteśmy mocni). Nigdy nie
lubiłem urodzin i chyba nigdy ich nie polubię. Bo choć odczuwam sporą
wdzięczność wobec Pana za to, że zechciał mnie mieć na tym świecie i powołał
mnie do życia, to jednak myślę sobie, że całkiem sporo tego życia zmarnowałem.
Czy zdążę to naprawić? Powtarzam Mu często – daj mi jeszcze trochę czasu… Ale
myślę sobie trochę, że przypomina to wołanie ewangelicznego dłużnika – miej cierpliwość
nade mną, a wszystko ci oddam… Gdy tymczasem dług jest niespłacalny. Czy Pan zechce
mi go kiedyś podarować. Te wszystkie stracone okazje, zmarnowane szanse,
przeoczone możliwości…
Szczególnie staje mi to
dziś przed oczami w kontekście Słowa… Przybliżyło się do was Królestwo Boże…
Czy ono rzeczywiście ze mną wchodzi tam, gdzie ja jestem? Czy jestem jego głosicielem,
budowniczym i pasjonatem? Bo przecież każda okazja jest dobra, żeby je zasiać w
sercach ludzi. A przecież nie każdą wykorzystuję. Bo skupiam się na sobie, na
swoich potrzebach, na tym co „ja bym wolał w tym czasie”. A Jezus mi dziś
przypomina – nie ma czasu… Na zapobiegliwość, na długie przywitania, na poczucie
bezpieczeństwa, na siebie. Żniwo wielkie… Nie może się zmarnować. Więc ruszaj… Liczę
na ciebie.
No więc siłownia i basen
muszą poczekać. I poczekają…
Szczęść Boże!
OdpowiedzUsuńPan Bóg jest miłosierny i da Ci wszystko o co poprosisz.
Wszystkiego Najlepszego!
Tomek
Przybliżać ludzi do Boga możemy zawsze i wszędzie, na siłowni i basenie też.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ojcu oceanu Pięknej Miłości i życzliwych ludzi wokół.
Niech Pan błogosławi!
Jadąc dzisiaj autem mijałem drogę między polami, którą rok temu od czasu do czasu przemierzałem z różańcem w dłoni (niespełna 10km) w ramach treningu. Ileż to wymówek skutecznie udaremniło kontynuację...
OdpowiedzUsuń45-59 minut dla ciała i ducha działa cuda. Idzie wiosna i czas wypełznąć spod koca...
Życzę Tobie drogi ojcze obfitych Łask Bożych!
W drogę:-)