poniedziałek, 7 kwietnia 2014

biblijne problemy - światowe problemy


zdj:flickr/lamazone/Lic CC
Mili Moi...
No głosi mi się tu bardzo dobrze w tej Jeleniej Górze... Parafia jest duża, ale ludzi przychodzi nie za dużo. To znaczy, oczywiście kościół jest pełen, ale... Oczekiwania miejscowych duszpasterzy są większe. Niemniej ci, którzy przychodzą są wdzięcznymi słuchaczami. Podziwiam odwagę ludzi, którzy przychodzą po wielokroć i dziękują za coś, co usłyszeli, czy chcą podkreślić coś, co w jakiś sposób do nich trafiło. To jest jakiś znak czasu, który mnie osobiście cieszy. To takie normalne traktowanie duszpasterza. Ksiądz też człowiek - można przyjść, pogadać, nawet z czymś się nie zgodzić, czy poprosić o doprecyzowanie. To mnie cieszy, bo jest przejawem jakiejś normalności w relacjach. Sporo ludzi prosi mnie o spowiedź, czy o rozmowę duchową, co cieszy jeszcze bardziej. A dziś wieczorem wygłosiłem konferencję do osób żyjących w związkach niesakramentalnych i nawet ich trochę przyszło... Same radości... Nie mówiąc już o fanklubie kuracjuszek... Cieplice, dzielnica w której jestem, to sanatorium. Wyjście na Różaniec kończy się nieustannymi gawędami z kolejnymi grupami kuracjuszek, które czyhają a każdym rogu... Wesołe towarzystwo... Jak to w sanatorium...

A dziś rozmyślałem sobie nad uczuciami, które żywili wobec Jezusa ci mężczyźni, którym nie dane było zabawić się w odbieranie życia... Jakiż niesmak musieli odczuwać odchodząc z tamtego miejsca. Przecież Jezus dotknął jakoś ich męskości, upokorzył ich, poniżył i to w obecności tej... W naszym, dzisiejszym świecie kolokwialnie określa się takie uczucie słowami - jakby im ktoś dał w gębę. Co więcej - odebrał im rzadką przecież szansę na to, że swoim własnym wysiłkiem mogli przyczynić się do ukarania kogoś, kto nie zachowywał Prawa. Wszak niemałym wysiłkiem było kamienowanie. Może by się nieco spocili, ale poszliby do domu z poczuciem znakomicie wypełnionego obowiązku. Pobożni Żydzi, którzy ukarali wszetecznicę... A On ich tego wszystkiego pozbawił... Podejrzewam więc, że ich agresja i złość wobec Jezusa wzrastała wprost proporcjonalnie do odległości od miejsca, w którym pozostawili Go z tą... Napięcie w tym Słowie jest ogromne...

Ale choć ich wnętrze jest jakoś mocno ciemne dla mnie, który reflektuję nad ich postawami dwadzieścia wieków po ich opisaniu, to jednak musze powiedzieć, że jest coś za co ich bardzo szanuję. Coś, czego chyba współcześnie bardzo brakuje. A mianowicie myślę o pewnej formie krytycznej autorefleksji... Osadzając tę sytuację współcześnie, obawiam się, że ten prosty komentarz Jezusa - kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień, niestety nie powstrzymałby rozgniewanych mężczyzn przed linczem. Znalazłby się z pewnością jeden, czy dwóch, którzy powiedzieliby w duchu, albo całkiem głośno - a co ty mi tu będziesz opowiadał.... I poleciałby pierwszy kamień... A w ślad za nim poleciałyby następne z rąk całkiem już ośmielonych pozostałych świadków przestępstwa. O ile rzecz jasna ktokolwiek z pochwyconą na cudzołóstwie kobietą przyszedłby do Jezusa, żeby akurat Jego zapytać o zdanie... Czasy pytania Jezusa w takich sytuacjach chyba bowiem minęły... Zresztą i cudzołożne jakby mniej zainteresowane, żeby to Jezus je ratował... Dziś mogą czuć się znacznie bezpieczniej...

Tylko franciszkański mnich nad Księgą (choć dzięki Bogu nie on jeden) nadal rozmyśla nad nieszczęściem cudzołóstwa i nieszczęściem niewrażliwych serc. Świat bowiem ma już całkiem inne problemy... O nich nie zawsze przeczytam w Księdze... Dlatego jutro znów wyjdę na spacer.... Posłuchać kuracjuszek... One są na bieżąco....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz