zdj:flickr/TipsTimesAdmin/Lic CC
Mili Moi...
Jest radość... Przeżyliśmy kolejny koszmarny wtorek na uczelni. Nie ma co narzekać. Po prostu. Jest ciężko, ale udało się. Nie zasnęliśmy, nikogo nie zepchnęliśmy ze schodów, nie zniszczyliśmy automatu z kawą w przypływie agresji, więc jest dobrze. Mój przypływ energii trwa. Do tego stopnia, że zrezygnowałem ze wspólnej kawki z kolegami z rocznika, po to, aby poczytać trochę mądrości, które pomagają mi się przygotować do warsztatów powołaniowych dla sióstr, które mam wkrótce prowadzić. To niebywałe (ta rezygnacja), bo jeszcze nigdy dotąd mi się nie zdarzyło :) W każdym razie pasmo nieszczęśliwych chorób trwa nadal wśród wykładowców, więc jutro znów połowa zajęć nam odpada... Bolejemy nad tym, co zrozumiałe :) Życząc naszym psorom szybkiego powrotu do zdrowia... Wszak Wielkanoc za pasem...
Kiedy dziś rano spotkałem się ze Słowem pomyślałem sobie o Maryi. I to pewnie nic dziwnego, wszak Ona dziś bohaterką Słowa z pewnością jest. Ale pomyślałem sobie o Niej ze współczuciem, takim synowskim, prostym... Przecież Ona nie mogła wiedzieć, nie była w stanie ogarnąć wielkości tego Bożego planu, który miał się zrealizować w Jej życiu, którego miała być ważną uczestniczką. To było takie wielkie, jest takie wielkie... A Ona tak mała, prosta, dziewczęca. I kiedy patrzę na tę Jej skromność, delikatność, to z takim jakimś wewnętrznym bólem myślę o tak wielu upokorzeniach i podłych oskarżeniach, których niemal od początku jej nie szczędzono...
Wszak bardzo wcześnie pojawiały się paszkwile w stylu "Toledot Jeszu", w których Żydzi, chcąc ubliżyć Jezusowi, dotykali również Jego Matki. Miała być nałożnicą jakiegoś rzymskiego żołnierza o imieniu Pantera (zniekształcenie parthenos - czyli dziewica). Przez wieki całe nie brakowało głosów odbierających Jej wszelkie powody do czci, czy szacunku. Do dziś jest tak wielu, którzy pozwalają sobie na niewybredne żarty z Matki Pana i na szyderstwo z najświętszych przymiotów, którymi Ją Bóg obdarzył... A Ona w tym wszystkim pokorna jak dawniej, z pochyloną głową, zajmująca się bardziej wolą Ojca zwiastowaną Jej przez anioła, niż najgorszymi nawet plugastwami wygadywanymi na Jej temat...
Ileż miłości musi być w Jej matczynym sercu do tego pokręconego świata, że tyle razy prosiła swojego i naszego Pana o zachowanie go dla pokuty... Ile miłości, że nas zachęca do jej podjęcia. Wciąż, w każdym z uznanych objawień pobrzmiewa to słowo - wszystko można osiągnąć u Ojca prawdziwym zaangażowaniem - modlitwą, postem pokutą... Różańcem... Dzieci, odmawiajcie Różaniec - mówi w Fatimie - najlepsza to broń na wszelkie zło. A zło wciąż sieje nienawiść w ludzkich sercach. Jak bardzo demon nienawidzi Jej posłuszeństwa, dziewiczej czystości, pokory... Przekonałem się o tym swego czasu, gdy dane mi było uczestniczyć w egzorcyzmach... Jego nienawiść była tak wielka ilekroć wspominaliśmy o Niej...
Nie mogła przewidywać tego wszystkiego, kiedy anioł staną przed Nią i oczekiwał na Jej jedno słowo, na jedno "tak", które miało uruchomić lawinę zbawczych wydarzeń... Nie zawiodła. Odkryła swoje wybranie i podjęła je nie ogarniając wszystkich konsekwencji, nie próbując pojąć wszystkiego, nie przewidując przyszłości w najdrobniejszych szczegółach... Zaufała, że jeśli Pan ją ku czemuś zaprasza, to On już tam jest... Zaufała w swoim wybraniu...
A ja?
Jest radość... Przeżyliśmy kolejny koszmarny wtorek na uczelni. Nie ma co narzekać. Po prostu. Jest ciężko, ale udało się. Nie zasnęliśmy, nikogo nie zepchnęliśmy ze schodów, nie zniszczyliśmy automatu z kawą w przypływie agresji, więc jest dobrze. Mój przypływ energii trwa. Do tego stopnia, że zrezygnowałem ze wspólnej kawki z kolegami z rocznika, po to, aby poczytać trochę mądrości, które pomagają mi się przygotować do warsztatów powołaniowych dla sióstr, które mam wkrótce prowadzić. To niebywałe (ta rezygnacja), bo jeszcze nigdy dotąd mi się nie zdarzyło :) W każdym razie pasmo nieszczęśliwych chorób trwa nadal wśród wykładowców, więc jutro znów połowa zajęć nam odpada... Bolejemy nad tym, co zrozumiałe :) Życząc naszym psorom szybkiego powrotu do zdrowia... Wszak Wielkanoc za pasem...
Kiedy dziś rano spotkałem się ze Słowem pomyślałem sobie o Maryi. I to pewnie nic dziwnego, wszak Ona dziś bohaterką Słowa z pewnością jest. Ale pomyślałem sobie o Niej ze współczuciem, takim synowskim, prostym... Przecież Ona nie mogła wiedzieć, nie była w stanie ogarnąć wielkości tego Bożego planu, który miał się zrealizować w Jej życiu, którego miała być ważną uczestniczką. To było takie wielkie, jest takie wielkie... A Ona tak mała, prosta, dziewczęca. I kiedy patrzę na tę Jej skromność, delikatność, to z takim jakimś wewnętrznym bólem myślę o tak wielu upokorzeniach i podłych oskarżeniach, których niemal od początku jej nie szczędzono...
Wszak bardzo wcześnie pojawiały się paszkwile w stylu "Toledot Jeszu", w których Żydzi, chcąc ubliżyć Jezusowi, dotykali również Jego Matki. Miała być nałożnicą jakiegoś rzymskiego żołnierza o imieniu Pantera (zniekształcenie parthenos - czyli dziewica). Przez wieki całe nie brakowało głosów odbierających Jej wszelkie powody do czci, czy szacunku. Do dziś jest tak wielu, którzy pozwalają sobie na niewybredne żarty z Matki Pana i na szyderstwo z najświętszych przymiotów, którymi Ją Bóg obdarzył... A Ona w tym wszystkim pokorna jak dawniej, z pochyloną głową, zajmująca się bardziej wolą Ojca zwiastowaną Jej przez anioła, niż najgorszymi nawet plugastwami wygadywanymi na Jej temat...
Ileż miłości musi być w Jej matczynym sercu do tego pokręconego świata, że tyle razy prosiła swojego i naszego Pana o zachowanie go dla pokuty... Ile miłości, że nas zachęca do jej podjęcia. Wciąż, w każdym z uznanych objawień pobrzmiewa to słowo - wszystko można osiągnąć u Ojca prawdziwym zaangażowaniem - modlitwą, postem pokutą... Różańcem... Dzieci, odmawiajcie Różaniec - mówi w Fatimie - najlepsza to broń na wszelkie zło. A zło wciąż sieje nienawiść w ludzkich sercach. Jak bardzo demon nienawidzi Jej posłuszeństwa, dziewiczej czystości, pokory... Przekonałem się o tym swego czasu, gdy dane mi było uczestniczyć w egzorcyzmach... Jego nienawiść była tak wielka ilekroć wspominaliśmy o Niej...
Nie mogła przewidywać tego wszystkiego, kiedy anioł staną przed Nią i oczekiwał na Jej jedno słowo, na jedno "tak", które miało uruchomić lawinę zbawczych wydarzeń... Nie zawiodła. Odkryła swoje wybranie i podjęła je nie ogarniając wszystkich konsekwencji, nie próbując pojąć wszystkiego, nie przewidując przyszłości w najdrobniejszych szczegółach... Zaufała, że jeśli Pan ją ku czemuś zaprasza, to On już tam jest... Zaufała w swoim wybraniu...
A ja?
A ja będąc w ciąży boje się o przyszlosc. Czy z pracy nie zwolnia. Czy pieniedzy wystarczy. Brakuje tego Jej zaufania...człowiek za bardzo chce nad wszystkim panowac
OdpowiedzUsuń