zdj:flickr/Ivan Mlinaric/Lic CC
Mili Moi...
No i rzeczywiście okres lenistwa się zakończył... Aż boję się "chwalić przysłowiowy dzień przed zachodem słońca" ale dziś energii wręcz w nadmiarze. Sprzątanie, prasowanie, lekcji odrabianie... A wszystko z zaangażowaniem... godnym lepszej sprawy :) W każdym razie z wesołych wydarzeń dnia - jedno, zwiastujące koniec świata chyba... Pod UMCS parkuje codziennie "jeżdżący kebab" - taki posiłek serwowany z samochodu. Zwykle przyrządzają go sympatyczne z wyglądu panie. Dziś był pan, którego wygląd sugerował, że nosi imię Muhamed, tudzież Ali, bądź... Gustaw (jeśli matka była Polką, a ojciec Turkiem). W każdym razie ów sympatyczny pan na widok mnicha ciągnącego na zajęcia z angielskiego, rzucił w mą stronę mocne i stanowcze - szczęść Bogu! Byłem oszołomiony, ale ostatnim mgnieniem świadomości (wszak jeżdżący kebab nie jest długim pojazdem) odszyfrowałem zawołanie i odpowiedziałem najpiękniej jak potrafiłem zgrabnym i wypieszczonym w mej krtani, głęboko nosowym - uhhhhmmmm... Następnym razem będę przygotowany :) Bardziej...
A z poważniejszych spraw, to Słowo dzisiejsze przypomniało mi, że Pan Bóg potrafi czasem działać poza protokołem. I co wówczas? Bo przecież tak wiele jest sytuacji, w których Jego łaska objawia się przez ludzi najmniej do tego przygotowanych... Pamiętam, że to właśnie było dla mnie najbardziej przekonujące, kiedy pojawiał się dylemat - czy ludzi, którzy dopiero co zostali sami zewangelizowani, można puszczać do ewangelizacji. Wiele razy słyszałem - nie, oni musze najpierw się nauczyć, przejść specjalne kursy, ukończyć różne szkoły. Może wówczas... I to i tak nie wiadomo... Nie tak było w pierwotnym Kościele. Nikt żadnych kursów nikomu nie proponował. Prawda Ewangelii szerzyła się przez gorące i proste, niekształcone serca. Żar wiary wystarczał i nikt nikomu krzywdy w tym kontekście nie robił tylko tym, że służył Bogu jako narzędzie. A czasem były to po ludzku rzecz biorąc bardzo koślawe narzędzia, które dla Pana były w sam raz. Zawsze stałem i stać będę na stanowisku, że nie potrzeba szczególnych umiejętności, żeby być Bożym narzędziem... A On lubi się posługiwać tymi, którzy nie są przygotowani i tymi, którzy... gorszą tych wyedukowanych. Bo wyrywają się ze schematu, bo czasem są tacy nieułożeni, bo przecież nic nie wiedzą... My mamy jeszcze swoją franciszkańską tradycję, która ustami jednego z pierwszych dziejopisów naszego Zakonu stwierdza, że napływ braci w pierwszym okresie istnienia był taki, że dawano im habit i sznur, a resztę... Zostawiano Bożej łasce... Bóg może działać poza protokołem...
Ale to dla mnie łatwe do zaakceptowania... Gorzej z Jego działaniem przez tych, których ja nie lubię, którzy się ode mnie znacznie różnią, którzy są moimi nieprzyjaciółmi. A przecież przez nich również Pan może działać. I czasem działa z wielką mocą i bardzo pięknie. Ileż wysiłku czasem musze włożyć w to, żeby słysząc o tym Bożym działaniu nie skwitować tego zgrabnym - no pięknie, ale... A po "ale" może nastąpić cała wyliczanka umniejszających to Boże działanie argumentów "ad personam". Dziś w Ewangelii słuchacze Jezusa również oburzali się na Boga, który nie przestrzega ich ludzkiego protokołu. Takie historie, jak te przywołane przez Jezusa, należałoby raczej skwitować milczeniem - bo to incydenty, bo to nie zwyczajne działanie Boga, bo przecież Bóg jest inny, bo On jest po naszej stronie... My monopoliści... Tymczasem Jezus pokazał, że monopolu nie ma nikt... Nikt... Nikt...
No i rzeczywiście okres lenistwa się zakończył... Aż boję się "chwalić przysłowiowy dzień przed zachodem słońca" ale dziś energii wręcz w nadmiarze. Sprzątanie, prasowanie, lekcji odrabianie... A wszystko z zaangażowaniem... godnym lepszej sprawy :) W każdym razie z wesołych wydarzeń dnia - jedno, zwiastujące koniec świata chyba... Pod UMCS parkuje codziennie "jeżdżący kebab" - taki posiłek serwowany z samochodu. Zwykle przyrządzają go sympatyczne z wyglądu panie. Dziś był pan, którego wygląd sugerował, że nosi imię Muhamed, tudzież Ali, bądź... Gustaw (jeśli matka była Polką, a ojciec Turkiem). W każdym razie ów sympatyczny pan na widok mnicha ciągnącego na zajęcia z angielskiego, rzucił w mą stronę mocne i stanowcze - szczęść Bogu! Byłem oszołomiony, ale ostatnim mgnieniem świadomości (wszak jeżdżący kebab nie jest długim pojazdem) odszyfrowałem zawołanie i odpowiedziałem najpiękniej jak potrafiłem zgrabnym i wypieszczonym w mej krtani, głęboko nosowym - uhhhhmmmm... Następnym razem będę przygotowany :) Bardziej...
A z poważniejszych spraw, to Słowo dzisiejsze przypomniało mi, że Pan Bóg potrafi czasem działać poza protokołem. I co wówczas? Bo przecież tak wiele jest sytuacji, w których Jego łaska objawia się przez ludzi najmniej do tego przygotowanych... Pamiętam, że to właśnie było dla mnie najbardziej przekonujące, kiedy pojawiał się dylemat - czy ludzi, którzy dopiero co zostali sami zewangelizowani, można puszczać do ewangelizacji. Wiele razy słyszałem - nie, oni musze najpierw się nauczyć, przejść specjalne kursy, ukończyć różne szkoły. Może wówczas... I to i tak nie wiadomo... Nie tak było w pierwotnym Kościele. Nikt żadnych kursów nikomu nie proponował. Prawda Ewangelii szerzyła się przez gorące i proste, niekształcone serca. Żar wiary wystarczał i nikt nikomu krzywdy w tym kontekście nie robił tylko tym, że służył Bogu jako narzędzie. A czasem były to po ludzku rzecz biorąc bardzo koślawe narzędzia, które dla Pana były w sam raz. Zawsze stałem i stać będę na stanowisku, że nie potrzeba szczególnych umiejętności, żeby być Bożym narzędziem... A On lubi się posługiwać tymi, którzy nie są przygotowani i tymi, którzy... gorszą tych wyedukowanych. Bo wyrywają się ze schematu, bo czasem są tacy nieułożeni, bo przecież nic nie wiedzą... My mamy jeszcze swoją franciszkańską tradycję, która ustami jednego z pierwszych dziejopisów naszego Zakonu stwierdza, że napływ braci w pierwszym okresie istnienia był taki, że dawano im habit i sznur, a resztę... Zostawiano Bożej łasce... Bóg może działać poza protokołem...
Ale to dla mnie łatwe do zaakceptowania... Gorzej z Jego działaniem przez tych, których ja nie lubię, którzy się ode mnie znacznie różnią, którzy są moimi nieprzyjaciółmi. A przecież przez nich również Pan może działać. I czasem działa z wielką mocą i bardzo pięknie. Ileż wysiłku czasem musze włożyć w to, żeby słysząc o tym Bożym działaniu nie skwitować tego zgrabnym - no pięknie, ale... A po "ale" może nastąpić cała wyliczanka umniejszających to Boże działanie argumentów "ad personam". Dziś w Ewangelii słuchacze Jezusa również oburzali się na Boga, który nie przestrzega ich ludzkiego protokołu. Takie historie, jak te przywołane przez Jezusa, należałoby raczej skwitować milczeniem - bo to incydenty, bo to nie zwyczajne działanie Boga, bo przecież Bóg jest inny, bo On jest po naszej stronie... My monopoliści... Tymczasem Jezus pokazał, że monopolu nie ma nikt... Nikt... Nikt...
Odnośnie tej ewangelizacji przez dopiero co zewangelizowanych i odnośnie tego co Ojciec napisał, że w pierwotnym Kościele nie było żadnych kursów: Myślę że można to skomentować dwoma krótkimi zdaniami które są napisane na pierwszej stronie folderu reklamującego systemy klimatyzacji, a który "leży" obok mnie. Są na nim dwa zdania: "Bliżej natury.", "Bliżej siebie." Myślę że podobnie jest z ewangelizacją, warto po prostu być naturalnym w ewangelizacji, bardziej mówić o swoich doświadczeniach związanych z Bogiem i o doświadczeniach innych osób dotyczących Boga, a nie wygłaszać naukowe referaty na Jego temat. Przecież Emmanuel oznacza: "Bóg z nami", z nami czyli blisko nas, a nie "Bóg z referatu ewangelizacyjnego".
OdpowiedzUsuńZ moich doświadczeń wynika, że ludzie są bardzo towarzyscy i potrzebują relacji z innymi ludźmi, a skoro potrzebują relacji z innymi ludźmi to oznacza, że potrzebują relacji z Bogiem. Ale relacji, a nie tylko naukowego referatu na temat Boga, osoby która przeszła 10 kursów ewangelizacyjnych. Chociaż taki naukowy referat, osoby która przeszła 10 kursów ewangelizacyjnych moim zdaniem także może być przydatny, a nawet na pewno często jest.
Myślę również, że ludzie potrzebują, nawet nie ewangelizacji opartej na osobistych doświadczeniach, nie potrzebują nawet słyszeć o Bogu, ale potrzebują spotkać się z "żywym Bogiem", ale nawet to jest jeszcze za mało. Oni potrzebują doświadczyć, usłyszeć od Niego samego, że są chciani i kochani przez Boga, że to On ich stworzył, stworzył duszę każdego z nich, czyli indywidualnie się zaangażował w powstanie każdego człowieka. Ale ważne jest to aby każdy usłyszał coś takiego od Samego Boga, indywidualnie, a nie hurtowo. Ja z własnego doświadczenia - a zetknąłem się z niejednym podobnym przypadkiem indywidualnego doświadczenia Bożej Miłości - wiem że coś takiego jest możliwe.