środa, 27 lutego 2019

On wytłumaczy...


Photo by Yannis A on Unsplash
(Mk 9, 38-40) 
Apostoł Jan rzekł do Jezusa: "Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami". Lecz Jezus odrzekł: "Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami".


Mili Moi…
Pierwsze odcinki rekolekcji internetowych nagrane. Pięć godzin łażenia po mieście i ciężkiej pracy, ale sześć odcinków przygotowanych do montażu. Jak sobie pomyślę, że ma być ich dwadzieścia jeden… Jeszcze wiele pracy nas czeka. Ale przy okazji poznałem naprawdę sympatycznych gości, z którymi współpraca była czystą przyjemnością. Profesjonaliści z wartościami – czy można chcieć więcej?

A dziś od rana posługa w konfesjonale. Przychodzi do nas wiele osób, które korzystają z sakramentu co tydzień, lub co dwa i posługa wobec nich to prawdziwa przyjemność. Są najczęściej bardzo świadomi i próbują prowadzić rzeczywistą i realną pracę nad sobą. Te spowiedzi są wymagające, ale też dają duże możliwości we wspólnym poszukiwaniu rozwiązań. Dziś jednak z nich zakończyła się nawet modlitwą wstawienniczą. To prawdziwy oddech duszy dla mnie – duszpasterska oaza, gdzie moja posługa jest pożądana. Zdrowieję…

A dziś zakupiłem w ciągu dnia kolejny zestaw lektur maryjnych. Po pierwsze dlatego, że odczuwam wielki głód maryjnych treści w moim życiu. A po drugie dlatego, że mam wygłosić klaryskom rekolekcje maryjne. A z tym głoszeniem mam jeden podstawowy problem – szukam swojej drogi, bo najczęściej spotykane to odrealniona poezja i wzniosłości, albo twarda teologia. I jedno i drugie zasadniczo nie do słuchania. Przeczytałem już kilka lektur, które okazały się wielkim rozczarowaniem, mimo że stały za nimi wielkie nazwiska. Dziś pojawiły się nowe. Zobaczymy czy będą inspirujące.

A dziś pomyślałem sobie nad Słowem o powszechności Kościoła i o tym, że zmieści się w Nim całkiem sporo ludzi. Rzecz jasna myślę o wspólnocie, w której ludzie o bardzo różnych poglądach, rodzajach pobożności, poziomach relacji z Jezusem są mile widziani. Dziś Jan próbuje sprawę trochę usztywnić – wskazać na jasne kryteria przynależności. Chodzenie z nami gwarantuje ortodoksję. Tymczasem Jezus zdaje się mówić – daj mu czas. Nie oczekuj od niego zbyt wiele. Nie zabraniaj mu. I nie próbuj przyspieszać. Pozwól wierze wzrastać. Uszanuj procesy. Uciesz się człowiekiem.

Masz takie grupy, które wystawiłbyś poza Kościół? Ja chyba mam… Takich, z którymi mi absolutnie nie po drodze. Takich, którzy działają „w imię Jezusa”, ale chodzą po krawędzi, sądząc, że tak jest pobożniej. Lepsi od najlepszych… Dobrze, że nie mam takiej władzy. Bardzo dobrze. Wszyscy się w tej wspólnocie mieścimy… A Pan nam na końcu wszystko wytłumaczy…

poniedziałek, 25 lutego 2019

pakiet podstawowy...




Photo by Rodolfo Marques on Unsplash
(Mk 9, 14-29) 
Gdy Jezus z Piotrem, Jakubem i Janem zstąpił z góry i przyszedł do uczniów, ujrzał wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go. On ich zapytał: "O czym rozprawiacie z nimi?" Jeden z tłumu odpowiedział Mu: "Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go pochwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli". Odpowiadając im, Jezus rzekł: "O plemię niewierne, jak długo mam być z wami? Jak długo mam was znosić? Przyprowadźcie go do Mnie!" I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł miotać chłopcem, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach. Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?" Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam". Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy". Zaraz ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!" A Jezus, widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: "Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i więcej w niego nie wchodź!" A ten krzyknął i wyszedł, silnie nim miotając. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On umarł". Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. A gdy przyszedł do domu, uczniowie pytali Go na osobności: "Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?" Powiedział im: "Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem".


Mili Moi…
Piękny wczoraj dzień był w Poznaniu. Słonko coraz wyżej i coraz mocniej świeci. Aż chce się spacerować. No i pospacerowałem wracając z dnia skupienia u sióstr serafitek rozpoczynającego ich kapitułę prowincjalną. Uśmiecham się, pisząc o tym, ponieważ poszedłem wygłosić im dzień skupienia, a wyszedłem z przyjętymi rekolekcjami na styczeń przyszłego roku. Powinienem pewnie już przywyknąć, ale jakoś ciągle mnie zaskakuje zakres pracy, możliwości, i to, że Pan chce się mną posługiwać… A dziś pojawiło się kolejne zaproszenie – tym razem do klarysek w Pniewach. Aż boję się zaglądać w kalendarz… Ale również dziś z moim przełożonym ustaliliśmy mój urlop, który z żelazną konsekwencją zamierzam zrealizować. Ale zanim urlop, to będą jeszcze moje własne rekolekcje lectio divina, na które już doczekać się nie mogę… Jedno jest pewne – z próżnego i Salomon nie naleje. Muszę więc zadbać o siebie, bo wyjałowienie zawsze groźne…

Dziś przygotowania do kolejnego Wieczoru dla zakochanych i dwie ostatnie medytacje do rekolekcji wielkopostnych, których nagrywanie zaczynamy jutro. W zasadzie spokojny dzień… No i na siłownię się wybrałem… Chyba po dwóch miesiącach. Duży przypływ endorfin…

Nad Słowem zaś myślę dziś o pakiecie podstawowym, o którym mówi dziś Jezus. Co się nań składa? Wiara, modlitwa i post… I przyznam szczerze – o ile nad pierwszymi dwoma pracuję wytrwale, o tyle post niestety jakoś zupełnie zaniedbałem. Miałem w swoim życiu przypływy gorliwości w tej dziedzinie, które są dla mnie wielkim dowodem na to, że można. Ale odkąd pamiętam – post jest dla mnie praktyką mocno problematyczną… Zbieram się jednak i modlę o siły, żeby nadchodzący Wielki Post stał się jakimś nowym początkiem jeśli chodzi o tę sferę życia duchowego.

Przypomniałem sobie dziś, że post to jeden z podstawowych rodzajów broni do walki z demonami. Niektóre są zupełnie nie do ruszenia bez niego. Ale każdy z nich w kontakcie z poszczącym chrześcijaninem ma poważny problem. Demon nienawidzi pokornej ofiary ponoszonej kosztem siebie. Ona mu zawsze przypomina Jezusa, do którego człowiek staje się szczególnie podobny, gdy pości. Porażka, którą demon poniósł na pustyni pokazała mu jedno – słabe fizycznie ciało z powodu postu, to jednocześnie niesłychanie mocny duch i jasny umysł, który potrafi doskonale przejrzeć jego zasadzki…

Sobie i Wam zatem życzę, żebyśmy zaczęli… A tym, którzy zaczęli już dawno, życzę pokornego trwania w tej łasce… Bo to niewątpliwie łaska, o którą dziś Boga proszę…

sobota, 23 lutego 2019

właśnie tam...


Photo by Chetan Menaria on Unsplash
(Mk 9, 2-13) 

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!" I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”. I pytali Go: "Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że wpierw musi przyjść Eliasz?" A On im rzekł: "Istotnie, Eliasz przyjdzie najpierw i wszystko naprawi. Ale jak jest napisane o Synu Człowieczym? Ma On wiele cierpieć i być wzgardzony. Otóż mówię wam: Eliasz już przyszedł i postąpili z nim tak, jak chcieli, jak o nim jest napisane".


Mili Moi…
Właśnie wróciłem z Łodzi, gdzie w naszym seminarium głosiłem dzień skupienia dla kleryków. Przyznam szczerze, że dla mnie wizyty w tym miejscu to zawsze podróż sentymentalna w poszukiwaniu młodości. Czasy seminaryjne były jednym z najpiękniejszych okresów mojego życia, więc z miejscem tym mam ogromnie dużo dobrych wspomnień. Odpocząłem więc przede wszystkim duchowo, pomodliłem się w gronie młodych braci, pospacerowałem po leśnych ścieżkach… Dobry czas…

A jutro dzień skupienia na rozpoczęcie kapituły prowincjalnej sióstr serafitek. Na szczęście w Poznaniu. Ale bardzo lubię takie wieczory „przed”, kiedy wszystko jest gotowe i można spokojnie zanurzyć się w lekturze. To cudowna sprawa nie odkładać spraw na ostatnią chwilę. Szkoda, że dość rzadko mi się udaje…

Święty Paweł pisze do Galatów, że nie ma innej Ewangelii, niż ta, którą im głoszono… Chciałoby się dziś powiedzieć, parafrazując jego słowa, że nie ma innego Chrystusa, niż ten, który nam się objawił. Czytając Ewangelię widzę, że każdy z Apostołów miał jakiegoś „swojego” Jezusa. A kiedy On sam objawił im swoja przyszłość – mękę, śmierć i zmartwychwstanie, to reakcje były różne… Jedni protestowali – jak Piotr; inni postanowili udać, że nie słyszą – jak synowie Zebedeusza proszący o przywileje; pozostali postanowili udawać, że nic się nie stało, że to jakiś błąd w systemie – kłócą się nadal kto z nich jest największy. A dziś na Taborze lekcja od Ojca. Ten jest mój Syn, ten jest Jezus, tego słuchajcie…

Nie ma innego Jezusa, niż ten, który idzie na krzyż. My w zakonie franciszkańskim dobrze o tym wiemy. Ukrzyżowanego umiłował Franciszek. Ukrzyżowanego, nie pluszowego… Ukrzyżowanego, który całkiem poważnie mówi – chcę, żebyście mi towarzyszyli, właśnie tam, na krzyżu. Nie tylko podczas wjazdu do Jerozolimy, nie tylko wtedy, gdy lud woła „Hosanna”. Właśnie tam, gdzie lęk, okrucieństwo, tortury, samotność… Właśnie tam…

PS. A, no i zapraszam jutro na www.radioniepokalanow.pl. O 11.10 i 21.30. Spotkajmy się tam ze Słowem...

czwartek, 21 lutego 2019

ja jestem - Ty jesteś...


Photo by Ben Ostrower on Unsplash
(Mk 8, 27-33) 
Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: "Za kogo uważają Mnie ludzie?" Oni Mu odpowiedzieli: "Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków". On ich zapytał: "A wy za kogo Mnie uważacie?" Odpowiedział Mu Piotr: "Ty jesteś Mesjasz". Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: "Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku".


Mili Moi…
Robotne dni… Dziś właśnie zakończyłem przygotowania do dnia skupienia dla sióstr poświęconego Duchowi Świętemu i wspólnocie. Skupimy się na dwóch aspektach z „Ewangelii Ducha Świętego” czyli z Dziejów Apostolskich – Duch, który zbiera wspólnotę i Duch, który ją rozsyła. Musze przyznać, że zabrać się do tej pracy to było wielce trudne zadanie, ale kiedy już zacząłem, to… Tak właśnie chyba działa Duch Święty – zacznij, a przekonasz się do czego cię uzdolnię… Poszło nadspodziewanie dobrze.

Od wtorku mam gości z Gdyni. No ale mój urlop za mną, czy przede mną, ale na pewno nie ze mną. Nie mogę się wiec z nimi cieszyć basenami i muzeami. W tym tygodniu konfesjonał w naszym kościele, dwa domy zakonne, w których służę spowiedzią, dziś wieczorem zakochani odcinek drugi, a jutro wyjazd do Łodzi. A kiedy wydaje mi się patrząc na kalendarz, że może jakoś to wszystko ogarnę, to przychodzi mój przełożony i mówi choćby dziś, na przykład – nie przyjmuj nic na początek maja, bo chyba będziesz miał rekolekcje u klarysek… Mnie to oczywiście cieszy, a potem pojawia się myśl – kiedy ty to wszystko przygotujesz? Bez Ducha Świętego jestem bez szans…

A dziś „oklepane” pytanie – za kogo mnie uważacie. Im bardziej „oklepane”, tym bardziej zachęcające, żeby pójść odrobinę w głąb. Pomyślałem sobie, że trzeba by tak naprawdę szczerze – bez zaklinania rzeczywistości, bez pobożnych marzeń, bez myślenia o sobie lepiej, niż w rzeczywistości, odpowiedzieć sobie na pytanie – kim On dla mnie jest dziś? Jedno słowo właściwie tętni mi w uszach – On jest moją tęsknotą… Dawno tak nie tęskniłem za Panem, jak w te dni. Za ciszą w Nim, za ukojeniem, za sensem… Niby jestem blisko. Ale tak wiele myśli, uczuć, potrzeb kłębi się we mnie, że chyba częściej spotykam się ze sobą, niż z Nim…

A czuję, że to takie ważne… Żeby wyjść poza słowa deklaracji. Żeby wyrazić prawdę o relacji. Żeby żyć według tego, co poznaję i co w kontekście prowadzi mnie do decyzji. Jest Mesjaszem, czy ja nim jestem? Bo przecież tak łatwo rano wyznawać „Ty jesteś Mesjaszem”, a dzień przeżywać w myśl słów – „ja jestem mesjaszem”. To kto tak naprawdę Nim jest? I co to znaczy dla mojego życia? A co dla Twojego…?

poniedziałek, 18 lutego 2019

o tym, co cymbały z cudem połączyło...


Photo by lan deng on Unsplash
(Mk 8, 11-13) 
Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i rzekł: "Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu". A zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.


Mili Moi…
Dziś dochodzę do siebie po zakończonym wczoraj weekendzie dla małżeństw. Znów wiele cudownych wrażeń – piękni ludzie… Jak zawsze cudownie patrzeć jak rozkwitają podczas rekolekcji. Choć musze przyznać, że ten weekend był dla mnie nowy pod tym względem, że większość uczestników otarła się już o jakieś wspólnoty, bywała na różnych rekolekcjach. To nieco inaczej, niż w USA. Tam bywało, że ludzie zaczynali czuć się swobodnie dopiero w sobotę po południu. Tu właściwie wyczuwało się swobodę od samego początku. Ale zmęczony jestem ekstremalnie. Program jest niesamowicie napięty, a gdy dodać do tego jeszcze spotkania animatorów i chodzenie spać późną nocą, to mamy już mieszankę, która dla mnie jest prawdziwym szaleństwem. W każdym razie dobry czas…

A przed chwilą rozmawiałem z „panem reżyserem”. Wspominałem Wam, że zamierzamy zrealizować internetowe rekolekcje wielkopostne. Nie miałem jednak pojęcia, że to będzie tak poważne przedsięwzięcie. Wcześniejsze moje wystąpienia polegały na współbracie z kamerką, przypiętym do habitu mikrofoniku i statycznych ujęciach gawędowych. Tu plan jest zupełnie inny. Nie zdradzę szczegółów, ale i ruchoma kamera na stabilizatorze, i prawdziwy dźwiękowiec i… Bóg wie co jeszcze… W każdym razie cała ekipa. A we mnie już całkiem sporo ekscytacji. Zaczynamy we wtorek.

A w Słowie oczekiwanie cudu… Czy to nie dziwne, że faryzeusze, którzy trzymali rękę na pulsie, do których spływały na bieżąco informacje o dziełach zdziałanych przez Jezusa, że to właśnie oni domagają się znaku? A jeśli te, o których im donoszono, tudzież te, które sami widzieli im nie wystarczały, to właściwie czego oczekiwali? Jaki cud mógłby ich zaspokoić? Jaki znak przekonałby ich do Jezusa?

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący – napisał św. Paweł. Martwy przedmiot, który wydaje dźwięki, ale nie ma w sobie życia. Czasem wydaje mi się, że czegoś podobnego doświadczyli faryzeusze. Panowie z tezą, których marzeniem było złapać Jezusa na czymkolwiek.

Nie zdolni do przyjęcia miłości, a co za tym idzie – niezdolni do rozumienia znaków, do widzenia ich wokół siebie. Kiedyś już to napisałem, ale napiszę jeszcze raz. Ludzie dzielą się na tych, którzy nie widza cudów nigdzie i na tych, którzy widzą je wszędzie. „Widzący” to chyba jednak częściej ludzie pełni miłości do siebie, świata, do innych. A nade wszystko świadomi tego jak bardzo są kochani przez jedynego sprawcę cudów i producenta znaków, który nie szczędzi ich szczerym sercom…

czwartek, 14 lutego 2019

podwójna siła...


Photo by Ashlyn Smith on Unsplash
(Łk 10, 1-9) 
Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: "Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: „Pokój temu domowi!” Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę.Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: „Przybliżyło się do was królestwo Boże”.


Mili Moi…
No i rozpoczęliśmy historyczne, bo pierwsze Wieczory dla zakochanych u poznańskich franciszkanów. Dziś dotarło 11,5 pary z 15 zgłoszonych. Pierwsze wrażenie na wskroś pozytywne, choć przygotowania techniczne kosztowały nas ogromnie wiele wysiłku i zmęczenie jest okrutne. Ale młodzi znów piękni, zapatrzeni w siebie, a co dla nas bardzo znaczące – również chętni do pomocy. To o nich świadczy jak najlepiej. Nie wiem wprawdzie czy „młodzi” to określenie pasujące do wszystkich, bo mamy klika poważniejszych par, ale cieszymy się nimi wszystkimi. A z zabawniejszych historii – nie jestem jedynym Michałem Nowakiem na sali. Jeden z uczestników nazywa się tak samo i też człek brodaty… Już go lubię…

A ja w ostatnich dniach stworzyłem 20 medytacji na wielkopostne rekolekcje internetowe… Jeszcze jedna, czy dwie i temat będzie można uznać za zrealizowany. Ale to nie koniec zmagań rzecz jasna. Lada dzień trzeba będzie zacząć nagrania, a oko kamery jest bezlitosne. Poza tym? Za tydzień skupienie dla sióstr serafitek podczas ich kapituły prowincjalnej – dwie konferencje o Duchu Świętym. Przed nimi skupienie dla naszych kleryków w Łodzi – dwie konferencje (Pan Bóg na razie wie o czym). A od jutra weekend dla małżeństw w Morasku, do którego przygotowania już na szczęście także zamknięte.

Dziś Pan mnie zetknął z tematem wspólnotowości w jej najmniejszym wymiarze – po dwóch. Jezus zadbał o wszystko. Wiedział, że samotna owca między wilkami to nie to samo, co dwie owce w tym samym środowisku. Zdawał sobie sprawę, że wsparcie, które uczniowie będą sobie mogli okazać idąc we dwóch jest czymś dobrym. Ich świadectwo stanie się dzięki temu mocniejsze, żywsze, skuteczniejsze. A będą i dla siebie wzajemnie stróżami i korektorami. Same plusy… Gdyby nie ten ciężar wspólnej drogi. Trudna szkoła kompromisów. Wymagające doświadczenie rezygnacji ze swojego zdania, swoich racji, prawdy, która jest najlepsza, bo „najmojsza”.

Dziś pewnie zwykła praca duszpasterska zawiera pewne elementy tego stylu, choć wędrownych głosicieli coraz mniej, a jeśli są, to zwykle (jak ja) posyłani są w pojedynkę. I to mnie trochę martwi. Jest to oczywiście wariant wygodniejszy z wielu względów, ale czy lepszy? Czy bezpieczniejszy? Czy to dobrze konkurować z mądrością Bożą? Nie mogę powiedzieć, żebym do końca był przekonany… Jedyna nadzieja w tym, że nie same wilki wokół. I ci, do których idę dopełnią braku, który jest realny i dotkliwy…

poniedziałek, 11 lutego 2019

choćby frędzli...


(Mk 6, 53-56) 
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go rozpoznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.


Mili Moi…
Przeprowadziłem ostatnio taką obserwację, że tak jak uwielbiam głosić Słowo na ambonie, tak samo mocno nie lubię się zabierać za przygotowania do tego głoszenia. Im dłużej głoszę, tym trudniej zdecydować mi się na to, co chcę powiedzieć. A czasem jest dokładnie odwrotnie – mam tyle myśli w głowie, że wiedząc że nie powiem wszystkiego muszę coś wybrać. I ten wybór jest naprawdę trudny. A czasem po prostu pojawia się zwątpienie, czy służę dobrze, czy Pan może się mną swobodnie posługiwać, czy te słowa, ograniczone moimi możliwościami mają rzeczywistą moc… Takie to różne dylematy mnie dopadają, a tu czas zabierać się za internetowe rekolekcje wielkopostne, których nagrywanie wkrótce musimy rozpocząć…

Z założenia mają być bardzo proste, oparte na Słowie z dnia, bez fajerwerków i kontrowersji, poniedziałek, środa i piątek – żeby nie zanudzić, a jednocześnie dać szansę na ich poważne potraktowanie słuchaczom, którzy muszą mieć czas przemyśleć, a może nawet spróbować zastosować to Słowo w życiu? Czy nie do tego właśnie powinny prowadzić rekolekcje? Do ponownej próby życia Słowem? Do aplikacji bieżącej tego, co Bóg zechce mówić do serca?

Dlatego tak wielkim niepokojem napawa mnie nadmiar tego typu internetowych treści. A może jeszcze bardziej „nieumiarkowanie” w korzystaniu z nich. W jaki sposób można bowiem scalić usłyszane treści ze swoją codziennością, jak można je zaaplikować, jak się w tym wszystkim nie pogubić słuchając po kilka, czy kilkanaście nauk dziennie? Tu jest chyba podobnie jak z dietą… Jedni umierają z niedożywienia, inni z przejedzenia. Zdrowy rozsądek w duchowości jest rzeczą wielce pożądaną.

A dziś Lourdes… Kiedy myślę o moich duchowych marzeniach, to mieszczę je zwykle na niewielkiej karteczce. Ale pośród nich jest zwykle spokojna (nie pielgrzymkowo turystyczna) wizyta w Lourdes i Fatimie. Przyciągają mnie te miejsca i może jeszcze kiedyś Pan pozwoli mi je nawiedzić…

Niepokalane Poczęcie chadzało po tamtejszych ścieżkach. Niepokalane Poczęcie wzywało do bliskości ze swoim Synem. Niepokalane Poczęcie prosiło o Różaniec. Niepokalane Poczęcie…

Do dziś Pan za Jej przyczyną uzdrawia w tych szczególnych miejscach Jej obecności. Ale nie tylko tam… Do dziś frędzle Jego szaty są na wyciągnięcie ręki. Dziś pomyślałem o tym szczególnie, kiedy udzielałem podczas Eucharystii sakramentu namaszczenia chorych. Jedna z kobiet z wiarą ucałowała ornat, w którym byłem odziany. Prosiłem Jezusa, żeby mi nigdy nie zabrakło takiej wiary. W Jego obecność. W Jego działanie…

piątek, 8 lutego 2019

nieomylna samotność...


(Mk 6, 14-29) 
Król Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: "Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim". Inni zaś mówili: "To jest Eliasz"; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, mawiał: "To Jan, którego ściąć kazałem, zmartwychwstał". Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego, Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem napominał Heroda: "Nie wolno ci mieć żony twego brata". A Herodiada zawzięła się na niego i chciała go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, widząc, że jest mężem prawym i świętym, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a jednak chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobistościom w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczyny: "Proś mnie, o co chcesz, a dam ci". Nawet jej przysiągł: "Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa". Ona wyszła i zapytała swą matkę: "O co mam prosić?" Ta odpowiedziała: "O głowę Jana Chrzciciela". Natychmiast podeszła z pośpiechem do króla i poprosiła: "Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela". A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczynie, a dziewczyna dała swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.


Mili Moi…
W myśl przewidywań ostatnie dwa dni były naprawdę pracowite, a co za tym idzie dość trudne. Fizycznie czuje się kiepsko. Cały czas odczuwam skutki zawirusowania sprzed tygodnia. A poza tym terminy gonią…

Ale fakt, że mogę służyć… Trudno to ubrać w słowa… Chodzę w każdym razie od dwóch dni z uśmiechem i powtarzam Bogu nieustannie – jak ja kocham moje życie, jak ja Ci za nie dziękuję… Smakuję chwile… Chwytam chyba coś z tego, co w teologii określa się „sakramentem chwili obecnej”. Mój Bóg jest ze mną tu i teraz i niemal w każdej sytuacji Go widzę, odkrywam, przeżywam. Tyle okazji do służby…

Swoją drogą przeżyłem wczoraj kolejną interesująca przygodę z Panem. Kilka dni temu napisała do mnie siostra N z prośbą o spowiedź. Nic mi jej imię nie mówiło, więc kiedy się umówiliśmy, moim pierwszym pytaniem było – jak mnie siostra znalazła. Odpowiedź – byłam u ojca ze dwa razy u spowiedzi, potem zadzwoniłam do klasztoru i spytałam kto tego dnia pełnił dyżur, potem znalazłam ojca bloga i napisałam przez formularz kontaktowy… Normalnie nowoczesność w domu i zagrodzie…

Wspominam o tym (przy okazji serdeczności dla siostry N), ponieważ byli tacy, którzy twierdzili, że jeśli zniknę z FB, to kontakt ze mną będzie praktycznie niemożliwy, że niepotrzebnie rzeczywistość komplikuję, że utrudniam… A ta sytuacja przekonała mnie po raz kolejny, że jeśli ktoś chce mnie znaleźć, doskonale sobie z tym poradzi. I po raz kolejny dotarło do mnie, że kontakty realne są znacznie ciekawsze, niż wirtualne. A siostrę N witamy na naszym spowiedniczym pokładzie…

Dziś nad Słowem pomyślałem sobie, że tacy Janowie Chrzciciele to prawdziwy skarb… Bardzo trudny skarb, ale jednak… Mieć kogoś, kto w imię prawdy powie mi – nie wolno ci… Herod przeczuwał, że to skarb – Jan go drażnił, ale jednak chętnie go słuchał. Ale w wyniku intrygi zrodzonej na pożywce jego własnego grzechu skończyło się to wszystko dość dramatycznie…

To jedna z metod radzenia sobie z tym „trudnym skarbem”. Klasyczna i pewnie dość częsta – odpowiedzieć agresją. Najlepszą obroną jest atak – mawiają. A zatem na słowo „nie wolno ci” reakcja bywa gwałtowna… A co ty mi tu będziesz mówił? Jakim prawem? Popatrz lepiej na siebie! Zajmij się swoim życiem! Nie życzę sobie takich uwag!

I można mnożyć sposoby argumentowania. Rzadko kończy się to śmiercią „Jana”, ale bywa, że kończy się relacja… Bo jak on śmiał?

Łagodniejsza, choć w nieco innym tonie, jest reakcja „na ofiarę”. Interwencja „Jana” staje się źródłem zranienia. Czuję się przez niego skrzywdzony. Jak on mógł mnie tak potraktować? Jak mógł tak powiedzieć? Prawdę należy mówić w miłości. Przecież on w ogóle nie liczy się z moimi uczuciami, nawet nie próbuje mnie zrozumieć. Och, jaka straszna krzywda mi się stała…

Nie brakuje również reakcji pobłażliwego lekceważenia – gdyby Pan Bóg miał z nami tylko takie problemy… Daj spokój, nie przesadzaj, nie napinaj się, odpuść sobie… A wszystko w konwencji żartu i brania życia nie tak całkiem serio…

A gdyby tak przyjąć prawdę jako prawdę? A gdyby tak usłyszeć „Janów” i ich głos kierowany do mnie? Dziś zastanawiam się czy wokół mnie jeszcze jacyś się kręcą, czy już wszystkim skutecznie zamknąłem usta… Bo jeśli tak, to nic tylko powiesić sobie na szyi tabliczkę z napisem „jam jest alfa i omega”. A potem? A potem już nie ma nic – poza bezkresnymi pustyniami pychy. Potem jest już tylko śmierć w samotności. Nieomylnej samotności…

środa, 6 lutego 2019

wielkość opóźnienia...


Photo by rawpixel on Unsplash
(Mk 6, 1-6) 
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: "Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?" I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony". I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.


Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z nagrań w Niepokalanowie. Wiele frajdy sprawia nam możliwość dzielenia się naszym rozumieniem Ewangelii z słuchaczami Radia Niepokalanów. Cieszy nas, że docierają do nas głosy radosnego uczestnictwa w tej naszej posłudze ze strony słuchaczy. Ewangelizacja to wyzwanie…

Także bardzo materialne, fizyczne. Wczorajszy pociąg, którym się przemieszczałem zyskał w drodze osiemdziesiąt pięć minut spóźnienia. I musze przyznać, że… pierwszy raz od dłuższego czasu nie wzbudziło to we mnie trudnych emocji. Nie ciskałem się, nie narzekałem w duchu. Przyjąłem to jako sytuację niezależną ode mnie. Rzecz jasna mogłoby być inaczej, gdybym na przykład spieszył się na przesiadkę. Ale tym razem wracałem do domu… Ucieszyłem się tą reakcją, powściągliwością, którą udało mi się w sobie znaleźć. Może to pierwszy owoc „odłączenia” od nieustannego nasłuchu w świecie medialnym. Jeśli tak, to chwała Bogu!

Najbliższe dni to maratony spowiednicze. Nie tylko dyżury w naszym, sanktuaryjnym konfesjonale, nie tylko wizyty w „moich” siostrzanych klasztorach, w których spowiadam, ale również szereg indywidualnych penitentów, którzy czekają w kolejce na spotkanie z łaską Chrystusowego przebaczenia. To są chyba szczególne dla mnie momenty, chwile wzrostu mojej wiary. Kiedy widzę z jakim zaufaniem ludzie powierzają w spowiedzi swoje najtrudniejsze sprawy Jezusowi za moim pośrednictwem. Często mogę tylko pochylić głowę z szacunkiem i niemym podziwem. Bardzo intensywnie pytam Ducha Świętego, co mam mówić, w jaki sposób odpowiedzieć… I może właśnie dlatego sprawy, z którymi się spotykam są coraz trudniejsze…

Dziś wiara jakoś szczególnie mnie absorbuje, bo w Słowie po raz kolejny Pan mi przypomina, że ona jest decyzją. Nie rodzi się całkiem spontanicznie i automatycznie nawet w kontekście bliskości Jezusa. Mieszkańcy Nazaretu mają Go przed oczami. Tak blisko, że mogą Go dotknąć. Mogą zapytać o wyjaśnienie trudnych kwestii. Mogą rozwiać wszystkie swoje wątpliwości. A jednak tego nie czynią. Decydują się pozostać na zewnątrz. Na swoich, z góry ustalonych pozycjach. Nie pozwalają się zaprosić. Nie chcą uznać, że może w Nim być coś, o czym jeszcze nie wiedzą, czego nie znają…

Księża, siostry zakonne, organiści, kościelni i wszyscy inni posługujący z bliska doświadczają tego niebezpieczeństwa. Wczoraj i dziś, ten sam na wieki – przewidywalny, znany… Nudny Jezus… Jakaż fatalna pomyłka! Jaka ogromna strata! I jakie wielkie zdziwienie z Jego strony… Pan nieczęsto się dziwi, ale jeśli już, to najczęściej zasobami niewiary jakie jesteśmy w stanie w sobie wzbudzić.

W takich chwilach myślę, że nawet stuminutowe opóźnienie pociągu ma się nijak wobec opóźnienia życiowego, którego doznajemy z powodu pobłażliwego lekceważenia okazywanego Jezusowi. W uszach zaś brzmią słowa – jednocześnie informujemy, że wielkość opóźnienia może ulec zmianie. Jakiej zmianie? W tym wypadku to zależy tylko ode mnie i od Ciebie…

niedziela, 3 lutego 2019

tych słucham, tamtych nie słucham...


Photo by Matt Collamer on Unsplash
(Łk 4, 21-30) 
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: "Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście". A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: "Czy nie jest to syn Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum". I dodał: "Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak, przeszedłszy pośród nich, oddalił się.


Mili Moi…
No i wróciłem ze złośliwym oprogramowaniem w organizmie. Kto mnie zawirusował? Nie wiem… Ale wspólnota bratersko-siostrzana zaistniała, bo jak się okazało, spośród obecnych chorują już prawie wszyscy. A jedność w cierpieniu to chyba jeden z silniejszych rodzajów jedności.

Dziś ruszam na spotkanie z animatorami Spotkań Małżeńskich. Cały dzień będziemy planować nieodległe już w czasie rekolekcje dla małżeństw, które prowadzimy w Morasku w połowie tego miesiąca. Jutro zaś wyjazd do Niepokalanowa i kolejne dwa dni nagrań audycji „Między nami homiletami”. Nie ma nudy…

„Najgorsze”, że coraz więcej ludzi zwraca się z prośbą o stałą spowiedź tu, na miejscu. A ja, choć uwielbiam tak służyć, to martwię się, że będzie im po prostu szalenie trudno mnie złapać. A odmawiać nie lubię. Kolejne napięcie, które jakoś musze rozwikłać… Duchu Święty prowadź!

A nad Słowem myślę sobie, że Pan ma jednak duże poczucie humoru, którego używa zwykle po to, żeby obnażyć naszą „śmiertelną powagę”. A może trzeba by raczej napisać „śmiercionośną powagę”.

Jezus, którego mieszkańcy Nazaretu tak dobrze znają, dopóki „ładnie mówi”, łechce ich serduszka, głaszcze ich duchowe główki, pieści ich religijne podbródki, gładzi wnętrza i koi skołatane nerwy, jest słuchany z dużą dozą zainteresowania. Wszyscy się dziwili…

Ale naprawdę zdziwili się kiedy zaczął mierzwić ich duchowy włos. Jakim prawem chłopcze? Kto ci pozwolił młokosie? A co ty tam możesz wiedzieć? Jak śmiesz nas pouczać? Myśmy znali Boga, kiedy ty jeszcze, za przeproszeniem, z gilem do pasa biegałeś po okolicznych pagórkach… Tak nie może być… Teraz to ty się zdziwisz…

Ale Jezus się nie dziwi. Odchodzi. I nie wraca już do Nazaretu. Mieszkańcy, którzy nie rozpoznali godziny swojego nawiedzenie. Wybrali głuchotę. Sami chcieli decydować przez kogo Bogu wolno przemawiać, a przez kogo nie. Aż ten zamilkł…

Jezusa chcieli zgładzić. Ale nie zdołali. Może poniósł kaznodziejską porażkę. Ale to nadal On panuje nad sytuacją. On w istocie odda życie. Ale wówczas, kiedy to On o tym zadecyduje. Bo ostatecznie to w Jego ręku jest świat i ziemia i wszystko…

A Słowo wychodzące z Jego ust dociera do nas również tak, jak On zechce – przez biskupa Wlodzimierza, proboszcza Zygmunta, siostrę Teofilę z zakrystii, Kazika motorniczego, Judytę salową, a może nawet przez NN kloszarda. Otwarte uchu i nieco pokory w sercu nigdy nie zawadzi…