czwartek, 30 sierpnia 2018

bo pamięć jest zawodna...


Photo by Xuan Nguyen on Unsplash
(Mt 24, 42-51)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby we właściwej porze rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę, powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli taki zły sługa powie sobie w duszy: „Mój pan się ociąga z powrotem”, i zacznie bić swoje współsługi, i będzie jadł i pił z pijakami, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe surowo go ukarać i wyznaczy mu miejsce z obłudnikami. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów".


Mili Moi…
Zbieram się powoli do wyjazdu… Dziś droga do Międzyrzecza, gdzie prowadzę weekendowe rekolekcje dla pewnej wspólnoty. Jak zawsze, po Bożemu się cieszę, że znów będę mógł głosić Słowo do tych, którzy chcą go słuchać i są go złaknieni. Po ludzku jednak musze wyznać, że nie bardzo chce mi się jechać (co zwykle zapowiada dobre owoce rekolekcji). Fizycznie czuję się mocno zmęczony, no i miałbym ochotę „pomieszkać”… Ale służba to służba, więc domknę tylko walizkę i do boju! Przy okazji tego wyjazdu będzie miało miejsce również historyczne i przełomowe wydarzenie w moim życiu… Do Poznania wracam… pociągiem. Już nie pamiętam kiedy tak podróżowałem… Ale i z tego się cieszę, wszak to „nie uwłacza ludzkiej godności” (taką teorię głosił jeden z moich współbraci, który w zakonie był bardzo krótko – może i to miejsce naruszało ludzką godność – my zaś wspominamy zawsze tę sentencję ze śmiechem).

W każdym razie wspomniane rekolekcje oraz moje podróżowanie powierzam Waszej życzliwej pamięci. Każde „Zdrowaś” na wagę złota…

A kiedy dziś myślę o czuwaniu zalecanym przez Pana, to towarzyszy mi takie głębokie przekonanie, że jak wszystkie ważne rzeczy w naszym życiu, również czuwanie mus się rozpocząć od decyzji. Dlaczego? Ponieważ ono jest angażujące… Nie da się właściwie czuwać przy okazji. To raczej inne rzeczy należałoby czynić niejako przy okazji czuwania i to w taki sposób, żeby ono na tym nie ucierpiało. Czuwanie to aktywna uwaga, wyczekiwanie, swoista niecierpliwość ducha, ekscytacja… Wszystko w stopniu najwyższym. Wszak czekamy na Najwyższego. Dlatego chyba tak ważne jest pielęgnowanie decyzji, nieustanne przypominanie sobie celu owego oczekiwania. Tak łatwo bowiem zająć się innymi sprawami. Tak łatwo przekierować swoją uwagę na przyjemności, wygody, władzę, która nie kieruje się miłością… Tak łatwo zapomnieć…

Zazgrzytajcie sobie w tej chwili ząbkami i usłyszcie jak nieprzyjemny to dźwięk… To łatwy sposób na przypomnienie… Zaprawdę powiadam Wam – nie chciałbym go słuchać przez całą wieczność…

wtorek, 28 sierpnia 2018

zanim pogrozisz palcem innym...


(Mt 23,23-26)
Jezus przemówił tymi słowami: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać. Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda. Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości. Faryzeuszu ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta”.

Mili Moi…
No i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że… mieszkam. Wszystko się udało skompletować, poskręcać i poustawiać. Niemała w tym zasługa br. Andrzeja, i br. Przemka, bez których pomocy z pewnością by się nie udało. Ale i ja pośród nich jestem całkowicie wyczerpany. Kosztowało to wszystko wiele wysiłku, ale efekt jest naprawdę dobry, co mnie cieszy, bo pokój klasztorny ma być skromny, ale i piękny. Tu pracuję, więc muszą być ku temu jak najlepsze warunki.

Poza tym procesem meblowania rozglądam się trochę po najbliższej okolicy, głoszę pierwsze kazania, słucham pierwszych spowiedzi. Wielkopolanie są wymagającymi słuchaczami. Przekonałem się o tym już dawniej. W niedzielę zaczepił mnie młody stosunkowo człowiek, który owszem, pochwalił moje kazanie, ale z niesmakiem dodał, że… było za długie. No chyba się będzie musiał przyzwyczaić…

A tydzień ze Słowem rozpoczął się od dość bolesnego „biada”… Dziś dotyczy ono braku rozeznania tego, co ważne i braku zdolności odróżniania rzeczy ważnych od mniej ważnych. Jeśli człowiek Boży popadnie w taką pułapkę, jest gotów swoje subiektywne przekonania czynić prawdą objawioną i na tej podstawie wartościować działania innych. Ostatnio przeczytałem w internecie komentarz pewnej pani, która dowodziła, że spotkania charyzmatyczne nie mogą być katolickie, bo… nie odmawia się tam wspólnie Różańca, a podczas Mszy z modlitwą o uzdrowienie nie bywa zwykle używana I Modlitwa Eucharystyczna (jedyna katolicka według tej pani). No i jak tu komentować takie brednie???

Stąd już bardzo łatwo do uznania siebie za „Alfę i Omegę” i do okopania się w bastionie „katolicyzmu”, który nie dopuszcza niczego, co ja za katolickie nie uznaję. Jedyną szansą na uniknięcie takiej pułapki jest chyba mocno krytyczny stosunek do skrajnych postaw przy jednoczesnym wejściu w postawę ucznia. Szukam, pytam, chcę wiedzieć i dopuszczam do siebie myśl, że prawda może być gdzieś ponad tym, co mnie wydaje się najprawdziwsze. A tu na scenę wkracza mocno niepopularna dziś cnota – pokora, która poza zewnętrznymi gestami, czy postawami, dotyka nade wszystko wnętrza człowieka prawdziwie wierzącego. Taki człek rozumie, że Kościół, wiara, prawda to kategorie, które wykraczają nieco poza to, co ja sam uważam za najlepsze. I wtedy naprawdę robi się ciekawie…




piątek, 24 sierpnia 2018

kreatywny Autor świata...


Photo by eberhard grossgasteiger from Pexels
(J 1, 45-51)
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: " Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu". Rzekł do niego Natanael: "Czyż może być co dobrego z Nazaretu?" Odpowiedział mu Filip: "Chodź i zobacz". Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: " Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu". Powiedział do Niego Natanael: "Skąd mnie znasz?" Odrzekł mu Jezus: "Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym". Odpowiedział Mu Natanael: "Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!" Odparł mu Jezus: "Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: „Widziałem cię pod drzewem figowym?” Zobaczysz jeszcze więcej niż to". Potem powiedział do niego: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego".


Mili Moi…
Znów dłuższa przerwa, ale, mam nadzieję, usprawiedliwiona… Od niedzieli jestem w Poznaniu. Ciągle na urlopie, ale postanowiłem przybyć do mojego nowego domu, żeby się tu trochę urządzić i od września móc już naprawdę mieszkać i pracować. Moje posłanie do Poznania jest nieco nietypowe. Nie zastąpiłem bowiem odchodzącego stąd współbrata, co oznacza, że nie zająłem niczyjego pokoju, ale zostałem zakwaterowany w pokojach gościnnych, ponieważ innych już nie ma. Z jednej strony jest pięknie, bo mam dwa cudowne pokoiki na poddaszu, mieszkam sam na całym piętrze, okna w dachu, drewniane belki – wszystko to tworzy wspaniałą atmosferę. Tyle że… No właśnie. Pokoje gościnne mają to do siebie, że jest w nich biurko i łóżko. A w moich były dwa biurka i… cztery lóżka. I właściwie nic poza tym. Cały tydzień więc jeżdżę po sklepach i kompletuję jakiś zestaw meblowy, żebym mógł pomieścić tę „garść” dóbr, które ciągle znajdują się w kartonach. Dobrze, że Poznań to duże miasto, więc jest gdzie jeździć. Choć musze przyznać, że polityka sklepów mnie potwornie irytuje… Coraz częściej bowiem mamy do czynienia zaledwie z ekspozycją. Przy próbie zakupu wybrzmiewają złowieszcze słowa – tylko na zamówienie. Ile będę czekał? Około dwa tygodnie… Chyba, że zamówi pan sobie sam przez internet, wówczas kilka dni. No koszmar. Przychodzę do sklepu właśnie po to, żeby z meblem wyjść do domu, a tu… Oczywiście nikt nie potrafi tego wytłumaczyć (i wcale nie chodzi o brak magazynów, bo te, jak się okazuje, są całkiem spore).

W każdym razie idzie nieźle… I ufam, że w poniedziałek, kiedy odbiorę ostatni drobiazg do przedpokoju, będę mógł powiedzieć, że mieszkam i jestem gotów do pracy. Przy tej okazji przekonałem się znów o wartości braterstwa. Wnoszenie mebli na czwarte piętro, po krętych schodach na poddasze było ogromnym wyzwaniem. Na szczęście jest w naszym klasztorze brat Andrzej i kleryk Przemek, którzy zakasali rękawy i mi pomogli. Co więcej, Andrzej, absolwent technikum meblarskiego, wszystkie te elementy meblowe potrafił skręcić w całkiem zgrabne konstrukcje, których przykład zamieszczam u dołu…

Moje pierwsze zajęcia duszpasterskie pachną luksusem… Oznacza to, że nie muszę sam otwierać kościoła, zapalać świeczek, przygotowywać wszystkiego – tym zajmuje się brat zakrystianin. A dodatkowo… Organista na każdej Mszy – o matko, jak pięknie… Już prawie zapomniałem jak to jest… Kościół jest przepiękny… Całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu… No i miasto za rogiem z całym jego dynamizmem…

Dziś wsłuchuję się w słowa Jezusa – czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci…? No i w tym kontekście rodzi się we mnie pytanie – a dlaczego ja wierzę? To przecież temat fundamentalny i odpowiedź powinna być prosta, natychmiastowa, oczywista… Ale czy jest? Czy da się to wypowiedzieć w jednym zdaniu? A jeśli nie, to może warto przepracować temat i wiedzieć, dokładnie wiedzieć dlaczego. Wszak wiara ma być decyzją woli oświeconej światłem rozumu. Zatem tego światła potrzeba. A uzyskać je można tylko w rzeczywistym i uczciwym namyśle. Na dziś przed oczami staje mi przede wszystkim piękno świata. On ma Autora i ten Autor jest niesłychanie kreatywny… Za to Mu codziennie dziękuję i niezmiennie zachwycam się tym, co wokół mnie… Czego i Wam z całego serca życzę…


sobota, 11 sierpnia 2018

zjednoczenie...


Photo by Jesse Belleque on Unsplash

4 Trwajcie we Mnie, a Ja w was [będę trwać]. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. 5Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. 6 Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. 7 Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. 8 Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. 9 Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! 10Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.  J 15,4-10

Mili Moi…
Wczoraj o poranku zakończyłem duchowe ćwiczenia dla sióstr serafitek. W drodze do następnego punktu sierpniowych wakacji nie mogłem odmówić sobie przyjemności nawiedzenia Domu Matki, czyli Jasnej Góry. Lubię ja w tym czasie, „obleganą” przez pielgrzymów. Patrzyłem na nich z ogromnym podziwem, ale i trochę z zazdrością. Pytałem Maryi – czy ten etap mam już całkowicie za sobą, czy jeszcze kiedyś wyruszę?

Odpowiedzi nie znam… Ale żeby dopełnić tę wizytę, podjechałem również do naszej, Elbląskiej Pieszej Pielgrzymki, w ramach której pielgrzymuje nasza franciszkańska grupa. W tym roku, paradoksalnie była to jedna z największych grup wśród dziewięciu pielgrzymujących. Piękni ludzie, prowadzeni znakomicie przez o. Roberta. Zjadłem z nimi obiad i wyruszyłem do Lublina…

Dziś udało mi się wraz z moim przyjacielem, o. Maciejem, załatwić szereg kolejnych spraw, które są konieczne po moim powrocie do Polski. Począwszy od spraw związanych z telefonem, po kwestie bankowe. Szczęśliwie jakoś Pan Bóg daje, że wszystko udaje się bez większych komplikacji. A przy okazji mogę powiedzieć, że w towarzystwie Macieja wypoczywam znakomicie, więc urlop pełną gębą…

A jutro wycieczka pod Łomżę… Taka nasza „agroturystyka”. Boję się, że jak zaginiemy w okolicach Włodków, do których zmierzamy, to nikt nas nie znajdzie. W każdym razie zamierzamy odwiedzić moje dzieci duchowe z USA, które powróciły do Polski miesiąc przede mną i tez są na etapie „nowej organizacji życia”.

A dziś święta Klara nam patronuje… Odkryłem ją jakiś czas temu, chyba najbardziej, kiedy przez rok głosiłem comiesięczne nauki siostrom klaryskom. Wówczas sporo o Klarze poczytałem. I chyba najbardziej urzeka mnie jej proste, klauzurowe przecież życie, całkowicie nastawione na uwielbienie Pana. Surowość warunków, radykalizm i umiłowanie wspólnoty przez nią i jej współsiostry są dla nas dziś wręcz szokujące i chyba trochę niewyobrażalne. Ale czyż nie jest to obraz prawdziwego zjednoczenia z Jezusem, o którym mówi nam Słowo odczytywane dziś w naszych, franciszkańskich kościołach? Czyż nie mogłaby ona za świętym Pawłem zawołać – teraz już nie ja żyję, ale Chrystus we mnie? Czy nie upodobniła się do Niego doskonale?

Dziś zastanawiałem się co ja mógłbym zrobić żyjąc w tak odmiennej epoce, czy warunkach, ale przecież w tak zbliżonej duchowości? I pomyślałem sobie, że może warto zacząć od takiej wewnętrznej zgody na bycie zaskakiwanym przez Pana. Może zamiast licznych planów pozwolić Mu przychodzić z propozycjami, których w Jego pomysłowości nigdy nie brakuje. Smakować dzień… Każdy dzień. Czerpiąc obficie z życiodajnych soków Jezusa. Bez obawy, że czegoś nie zdążę, czemuś nie podołam, ale też czegoś nie zaznam, nie przeżyję, nie doświadczę…  W Twoim ręku są moje losy Panie (Ps 31)…

A na koniec proszę Was, moich internetowych parafian, o krótkie westchnienie w modlitwie za o. Stefanem, kolejnym współbratem, którego Pan dziś w nocy zaprosił do domu. Pracował w Darłowie. Miał 87 lat. Niech Pan da mu niebo…

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

zdobywcy szczytów...


Photo by Kyle Johnson on Unsplash
(Mk 9, 2-10)
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.


Mili Moi…
Pan Bóg jest jednak zupełnie niezwykły… Wiedział jak bardzo tęskniłem za takim czasem jak ten, który dzięki Jego dobroci mogę właśnie przeżywać. Złośliwi mówią, że każdy facet lubi kiedy 40 kobiet wpatrzonych w niego słucha z uwagą jego słów. Ale to coś zdecydowanie więcej. To także rekolekcje dla mnie. Przypomina mi się… Przypomina mi się co to znaczy proste jedzenie… Przypomina mi się czym jest proste, zakonne życie regulowane przez dzwonek… Przypomina mi się, że czas zakonnika regulowany jest modlitwą, a obowiązki mogą być bardziej uporządkowane i dotyczyć życia duchowego… Wiele rzeczy mi się przypomina. A poza tym? Popołudniami mam dziewięć sióstr na rozmowach indywidualnych. Na każdą przypada 20 minut, więc mam 3 godziny słuchania. I to też jest cenne, bo przynosi mi wiele nowych tematów do przemyśleń. Odpoczywam psychicznie i duchowo, choć nie brak także wytężonej uwagi i skupienia…

A dziś zastanawiam się czy uczniowie mieli ochotę na górską wspinaczkę. Wszak Jezus kilka dni wcześniej powiedział im, że umrze. Są rozbici, zamknięci w sobie. Nie rozmawiają z Nim o tym. Jak ich przekonał? Obiecał piękne widoki? A może zapowiedział, że coś więcej zrozumieją? Tak, czy owak idą… Pewnie długo. Łukasz napisze, że snem byli zmorzeni. Odnajdują w sobie jakąś motywację…

Nad nią dziś rozmyślam. Bo kiedy myślę o współczesnych górołazach, którzy na pytanie dlaczego chadzają w góry, odpowiadają zwykle, że dlatego, że te góry są, to widzę niesłychanie silną motywację. Ci ludzie idą wytrwale, odmrażają sobie tyłki, łamią nosy w spotkaniu z latającymi skałami, przytrzymują łopoczące namioty wyjąc nocami razem z wiatrem… Czy nieustannie widzą szczyt? Nie… Ale nieustannie widzą cel… I marzą o tym, żeby go zdobyć…

I teraz rzut oka na nasze życie duchowe, które można przecież zupełnie spokojnie porównać do wspinaczki. Energia? Motywacja? Tęsknota? Fascynacja? A może raczej zniechęcenie, ustawiczne narzekanie, rutyna, niedowiarstwo, niepamięć o celu?

A gdyby tak każdego ranka obudziwszy się uśmiechnąć się do nowego dnia? Po umyciu zębów sięgnąć po Biblię z drżeniem serca myśląc o tym, co też Pan zechce mi dziś powiedzieć? Gdyby wyszeptać „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…” z takim skupieniem jak nigdy dotąd, bo przecież niedługo ktoś tę modlitwę szeptał będzie w mojej intencji i też chciałbym, żeby się skupił? Gdyby…

Gdyby himalaiści rozpoczynali swój dzień od smętnego westchnięcia – Jezu, znów trzeba się dziś wspinać, to pewnie żaden szczyt dotąd nie zostałby zdobyty… Motywacje są w nas… Warto ich poszukać.

piątek, 3 sierpnia 2018

nowe początki i serce rozdarte...


Photo by Rob Potter on Unsplash
(Mt 13, 54-58)
Jezus, przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: "Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc u Niego to wszystko?" I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: "Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony". I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.


Mili Moi…
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie z polskiej ziemi… Poniedziałkowa podróż do Ojczyzny przebiegła w zasadzie bezproblemowo. Może jedynie temperatura na lotnisku w Kopenhadze, gdzie klimatyzacja chłodziła bardzo słabo, dala mi się we znaki. Ale moje samopoczucie mogę określić jako bardzo dobre. Czuję wielką ulgę związana z tym moim powrotem. I choć pożegnanie w Bridgeport było naprawdę cudowne, to cieszę się, że ten etap mojego życia dobiegł końca. Z pewnością jeszcze nie raz zatęsknię, a moje serce już na zawsze pozostanie w jakimś sensie podzielone. Już dziś śnia mi się drogi i budynki Ameryki – pewnie dlatego, że uświadamiam sobie powoli, że za miesiąc już tam nie wrócę…

Dziś dotarłem do Bielska Białej, gdzie rozpocząłem właśnie rekolekcje dla sióstr Serafitek. Mam takie głębokie przekonanie, że miałem tu z nimi być w tym czasie, bo ksiądz, który miał prowadzić te rekolekcje poprosił mnie o zastępstwo z jakichś ważnych powodów, które potem ustąpiły i moja pomoc okazała się zbędna. Kilka dni przed moim przylotem jednak nastąpiły nowe okoliczności, które ostatecznie całkowicie mu uniemożliwiły prowadzenie tych ćwiczeń duchowych i wówczas siostry znów zwróciły się do mnie z nadzieją, że jednak nie opuszczę ich w prawdziwej potrzebie. Widać Pan jakoś ten czas zaplanował im i mnie… Piękne miejsce, cisza i spokój i około 40 słuchaczek, które są naprawdę spragnione Słowa…

A dziś po raz kolejny moją uwagę w Słowie przykuwa niedowiarstwo mieszkańców Nazaretu. Ono ma swoje źródło w lekceważącym stosunku do Jezusa – jest taki „swój”. Ale pomyślałem sobie, że niedowiarstwo ma przecież wiele źródeł i pewnie w każdym z nas jakieś ziarno niewiary jest. Czasem ubieramy je w ładne, szlachetne szaty. Bo na przykład jeśli źródłem niewiary jest lęk przed podejmowaniem nowych zadań, przed zmianami w życiu, to czyż nie mówimy wówczas często – znam siebie, ja się do tego nie nadaję…? Czyż nie mówimy w ten sposób Jezusowi – nie masz mocy, żeby mnie do tego uzdolnić? Ani sam, ani z Tobą nie podołam? A bywa przecież, że takim źródłem może być gniew – nie wierzę w moją przemianę – tyle razy już próbowałem i jestem wściekły – na siebie, na Ciebie, Panie Boże, na cały świat… O tak, niedowiarstwo może mieć wiele źródeł. Może więc warto się zdiagnozować – jaki rodzaj niedowiarstwa odnajduję w sobie. Jest to tym ważniejsze, że Jezus odchodzi z Nazaretu i już do niego nie powraca… Dziś jest ten dzień, kiedy On stoi przy mnie… Dziś mogę Mu to moje niedowiarstwo zawierzyć… Właśnie dziś…