zdj:flickr/Christophe Verdier/Lic CC
Mili Moi...
Chyba pierwszy raz zapomniałem o przestawieniu czasu dzisiejszej nocy. Na szczęście budzik w komórce sam o tym myśli, więc nie było żadnej katastrofy. Ale byłem mocno zdziwiony, bo zegarek na ręku zapewniał mnie, że jeszcze dużo czasu do Mszy, a tu krzątanina... Ale za to zamiast obiadu zafundowałem sobie nordic walking. Daaaawno już nie byłem na kijkach i dziś z prawdziwą przyjemnością w promieniach słonka pospacerowałem. Trochę mi się brzuch obija o kolana, ale dajemy radę :)
Z dużym niepokojem obserwuję pewną tendencję, która trwa od kilku lat, ale w tym roku stała się już mocno widoczna, powoli stając się normą. Otóż myślę o internetowych informacjach o rekolekcjach. I nic w tym zdrożnego. Chwała tym, którzy zapraszają i podpowiadają. Niestety rekolekcjoniści kapłani są "reklamowani" w sposób zdecydowanie niekapłański. Dziś znalazłem trzy ogłoszenia. W jednej z parafii będzie głosił ksiądz Ziutek, wokalista zespołu takiego i takiego, w innej ksiądz Stasiek, który na rowerze pojechał do Ułan Bator i wrócił, a w trzeciej ksiądz Heniek, który jako pierwszy w Polsce zrobił licencję pilota jakiegośtam... Na Boga! Co to ma wspólnego z tym, co mają do powiedzenia ci duszpasterze? Czy już naprawdę trzeba w ten sposób reklamować rekolekcjonistę, który, zakładam, nie będzie opowiadał o technice zmiany łańcucha w rowerze podczas postoju w Doniecku, tylko będzie zwiastował wielkie sprawy Boże...
Kiedyś to były czasy... Ksiądz to był ksiądz i był słynny z tego, że jest wybitnym kaznodzieją, wytrawnym spowiednikiem, czy serdecznym duszpasterzem chorych. Dziś, jeśli nie jest ekstra, super, hiper, arcyciekawą postacią w związku ze swoimi podróżami, hobby, czy innymi upodobaniami, to "się nie przebije". I być może wspomniani duszpasterze mają coś do powiedzenia. Ale ja w obliczu takiej reklamy z pewnością bym się tego nie dowiedział. Przekorną mam naturę i takie chwyty wywołują we mnie dokładnie odwrotny skutek. Wciąż wolę słuchać rekolekcjonistów, którzy są ciekawi dlatego, że ich życie duchowe owocuje głębokimi refleksjami i z tego są znani, a nie tych, którzy pedałowali pięć tygodni i widzieli mongolską krowę...
Pomyślałem dziś nad Słowem, że rozwiązanie wiele problemów naszego życia dla Jezusa jest (wybaczcie mocno kolokwialne określenie) "jak splunąć". To tak w kontekście tego świętego splunięcia z dzisiejszej Ewangelii, które staje się źródłem uzdrowienia niewidzących oczu. Nawet w tym Jezus jest mocno poza schematem. A wszyscy wokół szanują schematy... Bóg nie może ich przekraczać. Nie powinien...
Przypomniały mi się słowa Gabriela skierowane do Maryi przy zwiastowaniu - dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Faryzeusze w dzisiejszej Ewangelii dowodzą czego innego - to niemożliwe, żeby Bóg działał przez kogoś takiego jak on. Bóg czegoś nie może... Bóg nie powinien... No bo to burzy cały nasz ułożony świat, prawda? Bo przecież my juz wiedzieliśmy, zamknęliśmy Go w klatce naszych wyobrażeń i przekonań, obwarowaliśmy zwyczajem, sprowadziliśmy do możliwych do ogarnięcia rozumem rozmiarów, przykroiliśmy do naszych potrzeb... A tu jedno splunięcie i katastrofa... Albo więc decydujemy się otworzyć i dać się ponieść, albo... zamykamy oczy...
I to jest dla mnie największy paradoks tego dzisiejszego wydarzenia. Kiedy Bóg postanowił otworzyć oczy jednemu, wielu innych, w duchu protestu przed taką "nieodpowiedzialnością Boga" postanowiło swoje zamknąć. Ale zanim zamknęli wycofując się w siebie, w świat swoich wyobrażeń, przekonań i oczekiwań, zdołali jeszcze zbesztać uzdrowionego... To tak dla równowagi, żeby nie czuł się za dobrze i żeby zobaczył wyraźnie, czego może oczekiwać od widzących...
Dla Boga nie ma nic niemożliwego i nawet jak spluwa to z miłością... Nigdy z pogardą... Nigdy...
Chyba pierwszy raz zapomniałem o przestawieniu czasu dzisiejszej nocy. Na szczęście budzik w komórce sam o tym myśli, więc nie było żadnej katastrofy. Ale byłem mocno zdziwiony, bo zegarek na ręku zapewniał mnie, że jeszcze dużo czasu do Mszy, a tu krzątanina... Ale za to zamiast obiadu zafundowałem sobie nordic walking. Daaaawno już nie byłem na kijkach i dziś z prawdziwą przyjemnością w promieniach słonka pospacerowałem. Trochę mi się brzuch obija o kolana, ale dajemy radę :)
Z dużym niepokojem obserwuję pewną tendencję, która trwa od kilku lat, ale w tym roku stała się już mocno widoczna, powoli stając się normą. Otóż myślę o internetowych informacjach o rekolekcjach. I nic w tym zdrożnego. Chwała tym, którzy zapraszają i podpowiadają. Niestety rekolekcjoniści kapłani są "reklamowani" w sposób zdecydowanie niekapłański. Dziś znalazłem trzy ogłoszenia. W jednej z parafii będzie głosił ksiądz Ziutek, wokalista zespołu takiego i takiego, w innej ksiądz Stasiek, który na rowerze pojechał do Ułan Bator i wrócił, a w trzeciej ksiądz Heniek, który jako pierwszy w Polsce zrobił licencję pilota jakiegośtam... Na Boga! Co to ma wspólnego z tym, co mają do powiedzenia ci duszpasterze? Czy już naprawdę trzeba w ten sposób reklamować rekolekcjonistę, który, zakładam, nie będzie opowiadał o technice zmiany łańcucha w rowerze podczas postoju w Doniecku, tylko będzie zwiastował wielkie sprawy Boże...
Kiedyś to były czasy... Ksiądz to był ksiądz i był słynny z tego, że jest wybitnym kaznodzieją, wytrawnym spowiednikiem, czy serdecznym duszpasterzem chorych. Dziś, jeśli nie jest ekstra, super, hiper, arcyciekawą postacią w związku ze swoimi podróżami, hobby, czy innymi upodobaniami, to "się nie przebije". I być może wspomniani duszpasterze mają coś do powiedzenia. Ale ja w obliczu takiej reklamy z pewnością bym się tego nie dowiedział. Przekorną mam naturę i takie chwyty wywołują we mnie dokładnie odwrotny skutek. Wciąż wolę słuchać rekolekcjonistów, którzy są ciekawi dlatego, że ich życie duchowe owocuje głębokimi refleksjami i z tego są znani, a nie tych, którzy pedałowali pięć tygodni i widzieli mongolską krowę...
Pomyślałem dziś nad Słowem, że rozwiązanie wiele problemów naszego życia dla Jezusa jest (wybaczcie mocno kolokwialne określenie) "jak splunąć". To tak w kontekście tego świętego splunięcia z dzisiejszej Ewangelii, które staje się źródłem uzdrowienia niewidzących oczu. Nawet w tym Jezus jest mocno poza schematem. A wszyscy wokół szanują schematy... Bóg nie może ich przekraczać. Nie powinien...
Przypomniały mi się słowa Gabriela skierowane do Maryi przy zwiastowaniu - dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Faryzeusze w dzisiejszej Ewangelii dowodzą czego innego - to niemożliwe, żeby Bóg działał przez kogoś takiego jak on. Bóg czegoś nie może... Bóg nie powinien... No bo to burzy cały nasz ułożony świat, prawda? Bo przecież my juz wiedzieliśmy, zamknęliśmy Go w klatce naszych wyobrażeń i przekonań, obwarowaliśmy zwyczajem, sprowadziliśmy do możliwych do ogarnięcia rozumem rozmiarów, przykroiliśmy do naszych potrzeb... A tu jedno splunięcie i katastrofa... Albo więc decydujemy się otworzyć i dać się ponieść, albo... zamykamy oczy...
I to jest dla mnie największy paradoks tego dzisiejszego wydarzenia. Kiedy Bóg postanowił otworzyć oczy jednemu, wielu innych, w duchu protestu przed taką "nieodpowiedzialnością Boga" postanowiło swoje zamknąć. Ale zanim zamknęli wycofując się w siebie, w świat swoich wyobrażeń, przekonań i oczekiwań, zdołali jeszcze zbesztać uzdrowionego... To tak dla równowagi, żeby nie czuł się za dobrze i żeby zobaczył wyraźnie, czego może oczekiwać od widzących...
Dla Boga nie ma nic niemożliwego i nawet jak spluwa to z miłością... Nigdy z pogardą... Nigdy...
Szczęść Boże!
OdpowiedzUsuńChoć rower jest moją pasją, to też zdecydowanie wolę słuchać rekolekcjonistów, którzy mają coś do powiedzenia na temat słowa Bożego a nie łańcucha czy przerzutek w bicyklu. :) Przecież słowo Boga ma moc! Czyżbyśmy przestali w to wierzyć i dlatego szukamy innych atrakcji reklamując rekolekcje?
Pozdrawiam w Panu i życzę namaszczenia Ducha Świętego w głoszeniu rekolekcji w Jeleniej Górze!:)
b.