wtorek, 1 kwietnia 2014

musisz sam...


zdj:flickr/thewhitestdogalive/Lic CC
Mili Moi...
Zastanawiam się kiedy nadejdzie taki dzień, w którym nie będę musiał rozmyślać nad tym, co mam do zrobienia na jutro, a jak nie na jutro, to na pojutrze, a jak nie na pojutrze, to... Ciągle coś. Nieustannie gonią mnie jakieś terminy. A co z jednym skończę, to już następne jawi się na horyzoncie. Czasem mam wszystkiego dośc i pojechałbym sobie gdzieś daleko... Ale co mi po wyjazdach, kiedy po powrocie... :)

W każdym razie właściwie warsztaty powołaniowe dla sióstr elżbietanek przygotowane. To coś zupełnie nowego dla mnie i sam jestem ciekaw jak to się uda. Rekolekcje w Jeleniej Górze, które mam prowadzić od niedzieli, tez już właściwie ogarnięte. W tak zwanym międzyczasie jeszcze dwa dni skupienia - jeden dla zakonników, a jeden dla sióstr zakonnych... Ale z tym jakoś poradzę... Jeden plus całej tej sytuacji? Taki uczniowski... Kiedy jutro wrócę z uczelni, to następną wizytę na niej przewiduję po majowym, długim weekendzie :)

A Słowo mi dziś odkryło... Moją tęsknotę... Wyznanie chorego przy sadzawce - nie mam człowieka, jest poniekąd moim własnym wyznaniem... Zadałem sobie dziś pytanie - za czym tęsknię, czego w swoim życiu szukam, ku czemu tak naprawdę zmierzam? Oczywiście odpowiedź nie jest prosta, jednozdaniowa. Pewnie dużo łatwiej jest określić czego nie pragnę i nie szukam... Ale gdzie w tym wszystkim są ludzie i co ma z tym wspólnego samotność...

Nie mam właściwie rodziny. Jakieś zgliszcza i szczątki. Na palcach jednej ręki mogę policzyć prawdziwie bliskich. Przyjaciół z prawdziwego zdarzenia - owszem znacznie więcej, ale wszyscy daleko. Bracia? No tak, ale to głównie więź duchowa, a czasem... funkcjonalna. Ci, którym służyłem i służę? Owszem... Chwilowo... Ale zapominają bardzo szybko. Czasem nadpsodziewanie szybko... Ostatecznie jest samotność. Choć rzecz jasna niekoniecznie wyniszczająca i smutna. Bo jest ON! I dziś pomyślałem, że każdego dnia na nowo chcę Mu dziękować za to, że jest. Bo gdyby Jego nie było, to choćby wszyscy wyżej wymienieni byli na wyciągnięcie ręki, to żadne relacje nie miałyby sensu. Wszystkie kończyłyby się w chwili śmierci, jak i wszystko inne. Gdy tymczasem, dzięki Niemu, mogą trwać. Mają znaczenie. Także dla wieczności.

Zdałem sobie sprawę, że samotność, o której myślę i którą odczuwam, jest gdzieś głęboko w sercu każdego z nas. Bo nawet żyjąc w małżeństwie, w rodzinie, są takie chwile, momenty, że człowiek doświadcza niesłychanie świadomie, że nikt nie umie go zrozumieć, nikt nie może mu towarzyszyć w jego przeżyciach, nikt nie wejdzie do jego serca, nikt... Samotność ze sobą i z Bogiem, która jest czasem wręcz koniecznym elementem naszego życia. Nie mam człowieka... A nawet jeśli mam, to czasem jest on dla mnie zupełnie "bezużyteczny".

Muszę się z nią zmierzyć. Muszę jej spojrzeć w oczy. Muszę się jej nauczyć. Im prędzej, tym lepiej. To pomaga żyć w świecie pełnym ludzi. Ale nade wszystko... Pomaga umierać w świecie pełnym ludzi. W śmierci bowiem dokonuj się ostateczny egzamin z samotności. Tam jest ona najprawdziwsza, najbardziej realna, najdotkliwsza... Dziś jest czas, żeby zacząć uczyć się umierać...

4 komentarze:

  1. Odnośnie samotności: Doskonale Ojca rozumiem i dodam jeszcze że kiedyś pewien pustelnik - człowiek świecki, powiedział mi że zastanawiał się dlaczego on całe życie jest sam, ale później zrozumiał - po prostu Jezus chce mieć go tylko dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja - co do zapominania - my tutaj wszyscy w Gdańsku pamiętamy a co gorsza - czekamy na następne spotkanie i odliczamy dni - zupełnie jak u Ojca na blogu, tyle że w drugą stronę ;) - kiedy znów się spotkamy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Być samotnym we woje czy w grupie bardziej boli, niż być samotnym samemu...Poza tym, jak mówi piosenka, Najwyższy potrzebuje naszej samotności. I niech Ojciec nie myśli inaczej, bo i mi będzie smutno z powodu mojej samotności.

    OdpowiedzUsuń
  4. ..co do zapominania, to nie o nas ktoś zapomina tylko nam się wydaje, że nas nie pamięta i znikamy

    OdpowiedzUsuń