(Mk 8, 11-13)
Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali
się od Niego znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i rzekł: "Czemu to
plemię domaga się znaku? Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany
temu plemieniu". A zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął
na drugą stronę.
Mili Moi…
Dziś dochodzę do siebie po
zakończonym wczoraj weekendzie dla małżeństw. Znów wiele cudownych wrażeń –
piękni ludzie… Jak zawsze cudownie patrzeć jak rozkwitają podczas rekolekcji. Choć
musze przyznać, że ten weekend był dla mnie nowy pod tym względem, że większość
uczestników otarła się już o jakieś wspólnoty, bywała na różnych rekolekcjach.
To nieco inaczej, niż w USA. Tam bywało, że ludzie zaczynali czuć się swobodnie
dopiero w sobotę po południu. Tu właściwie wyczuwało się swobodę od samego
początku. Ale zmęczony jestem ekstremalnie. Program jest niesamowicie napięty,
a gdy dodać do tego jeszcze spotkania animatorów i chodzenie spać późną nocą,
to mamy już mieszankę, która dla mnie jest prawdziwym szaleństwem. W każdym
razie dobry czas…
A przed chwilą rozmawiałem
z „panem reżyserem”. Wspominałem Wam, że zamierzamy zrealizować internetowe rekolekcje
wielkopostne. Nie miałem jednak pojęcia, że to będzie tak poważne przedsięwzięcie.
Wcześniejsze moje wystąpienia polegały na współbracie z kamerką, przypiętym do
habitu mikrofoniku i statycznych ujęciach gawędowych. Tu plan jest zupełnie
inny. Nie zdradzę szczegółów, ale i ruchoma kamera na stabilizatorze, i prawdziwy
dźwiękowiec i… Bóg wie co jeszcze… W każdym razie cała ekipa. A we mnie już
całkiem sporo ekscytacji. Zaczynamy we wtorek.
A w Słowie oczekiwanie
cudu… Czy to nie dziwne, że faryzeusze, którzy trzymali rękę na pulsie, do których
spływały na bieżąco informacje o dziełach zdziałanych przez Jezusa, że to
właśnie oni domagają się znaku? A jeśli te, o których im donoszono, tudzież te,
które sami widzieli im nie wystarczały, to właściwie czego oczekiwali? Jaki cud
mógłby ich zaspokoić? Jaki znak przekonałby ich do Jezusa?
Gdybym mówił językami
ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca, albo
cymbał brzmiący – napisał św. Paweł. Martwy przedmiot, który wydaje dźwięki,
ale nie ma w sobie życia. Czasem wydaje mi się, że czegoś podobnego doświadczyli
faryzeusze. Panowie z tezą, których marzeniem było złapać Jezusa na
czymkolwiek.
Nie zdolni do przyjęcia miłości,
a co za tym idzie – niezdolni do rozumienia znaków, do widzenia ich wokół siebie.
Kiedyś już to napisałem, ale napiszę jeszcze raz. Ludzie dzielą się na tych,
którzy nie widza cudów nigdzie i na tych, którzy widzą je wszędzie. „Widzący”
to chyba jednak częściej ludzie pełni miłości do siebie, świata, do innych. A
nade wszystko świadomi tego jak bardzo są kochani przez jedynego sprawcę cudów
i producenta znaków, który nie szczędzi ich szczerym sercom…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz