Photo by Matt Collamer on Unsplash
(Łk 4, 21-30)
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: "Dziś
spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście". A wszyscy przyświadczali
Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili:
"Czy nie jest to syn Józefa?" Wtedy rzekł do nich: "Z pewnością
powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w
swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum". I
dodał: "Zaprawdę, powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w
swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów
Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy,
tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został
posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w
Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko
Syryjczyk Naaman". Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem.
Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko
góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić. On jednak,
przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Mili Moi…
No i wróciłem ze złośliwym
oprogramowaniem w organizmie. Kto mnie zawirusował? Nie wiem… Ale wspólnota
bratersko-siostrzana zaistniała, bo jak się okazało, spośród obecnych chorują już
prawie wszyscy. A jedność w cierpieniu to chyba jeden z silniejszych rodzajów
jedności.
Dziś ruszam na spotkanie z
animatorami Spotkań Małżeńskich. Cały dzień będziemy planować nieodległe już w
czasie rekolekcje dla małżeństw, które prowadzimy w Morasku w połowie tego
miesiąca. Jutro zaś wyjazd do Niepokalanowa i kolejne dwa dni nagrań audycji „Między
nami homiletami”. Nie ma nudy…
„Najgorsze”, że coraz
więcej ludzi zwraca się z prośbą o stałą spowiedź tu, na miejscu. A ja, choć
uwielbiam tak służyć, to martwię się, że będzie im po prostu szalenie trudno
mnie złapać. A odmawiać nie lubię. Kolejne napięcie, które jakoś musze
rozwikłać… Duchu Święty prowadź!
A nad Słowem myślę sobie,
że Pan ma jednak duże poczucie humoru, którego używa zwykle po to, żeby obnażyć
naszą „śmiertelną powagę”. A może trzeba by raczej napisać „śmiercionośną
powagę”.
Jezus, którego mieszkańcy
Nazaretu tak dobrze znają, dopóki „ładnie mówi”, łechce ich serduszka, głaszcze
ich duchowe główki, pieści ich religijne podbródki, gładzi wnętrza i koi
skołatane nerwy, jest słuchany z dużą dozą zainteresowania. Wszyscy się dziwili…
Ale naprawdę zdziwili się kiedy
zaczął mierzwić ich duchowy włos. Jakim prawem chłopcze? Kto ci pozwolił młokosie?
A co ty tam możesz wiedzieć? Jak śmiesz nas pouczać? Myśmy znali Boga, kiedy ty
jeszcze, za przeproszeniem, z gilem do pasa biegałeś po okolicznych pagórkach…
Tak nie może być… Teraz to ty się zdziwisz…
Ale Jezus się nie dziwi. Odchodzi.
I nie wraca już do Nazaretu. Mieszkańcy, którzy nie rozpoznali godziny swojego
nawiedzenie. Wybrali głuchotę. Sami chcieli decydować przez kogo Bogu wolno
przemawiać, a przez kogo nie. Aż ten zamilkł…
Jezusa chcieli zgładzić.
Ale nie zdołali. Może poniósł kaznodziejską porażkę. Ale to nadal On panuje nad
sytuacją. On w istocie odda życie. Ale wówczas, kiedy to On o tym zadecyduje.
Bo ostatecznie to w Jego ręku jest świat i ziemia i wszystko…
A Słowo wychodzące z Jego
ust dociera do nas również tak, jak On zechce – przez biskupa Wlodzimierza, proboszcza Zygmunta,
siostrę Teofilę z zakrystii, Kazika motorniczego, Judytę salową, a może nawet
przez NN kloszarda. Otwarte uchu i nieco pokory w sercu nigdy nie zawadzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz