Photo by Chetan Menaria on Unsplash
(Mk 9, 2-13)
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na
górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco
białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im
Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa:
"Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie,
jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Nie wiedział bowiem, co
powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z
obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany, Jego
słuchajcie!" I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli
przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby
nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie
z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy
„powstać z martwych”. I pytali Go: "Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że
wpierw musi przyjść Eliasz?" A On im rzekł: "Istotnie, Eliasz przyjdzie
najpierw i wszystko naprawi. Ale jak jest napisane o Synu Człowieczym? Ma On
wiele cierpieć i być wzgardzony. Otóż mówię wam: Eliasz już przyszedł i
postąpili z nim tak, jak chcieli, jak o nim jest napisane".
Mili Moi…
Właśnie wróciłem z Łodzi,
gdzie w naszym seminarium głosiłem dzień skupienia dla kleryków. Przyznam
szczerze, że dla mnie wizyty w tym miejscu to zawsze podróż sentymentalna w
poszukiwaniu młodości. Czasy seminaryjne były jednym z najpiękniejszych okresów
mojego życia, więc z miejscem tym mam ogromnie dużo dobrych wspomnień. Odpocząłem
więc przede wszystkim duchowo, pomodliłem się w gronie młodych braci,
pospacerowałem po leśnych ścieżkach… Dobry czas…
A jutro dzień skupienia na
rozpoczęcie kapituły prowincjalnej sióstr serafitek. Na szczęście w Poznaniu.
Ale bardzo lubię takie wieczory „przed”, kiedy wszystko jest gotowe i można
spokojnie zanurzyć się w lekturze. To cudowna sprawa nie odkładać spraw na
ostatnią chwilę. Szkoda, że dość rzadko mi się udaje…
Święty Paweł pisze do
Galatów, że nie ma innej Ewangelii, niż ta, którą im głoszono… Chciałoby się
dziś powiedzieć, parafrazując jego słowa, że nie ma innego Chrystusa, niż ten,
który nam się objawił. Czytając Ewangelię widzę, że każdy z Apostołów miał
jakiegoś „swojego” Jezusa. A kiedy On sam objawił im swoja przyszłość – mękę,
śmierć i zmartwychwstanie, to reakcje były różne… Jedni protestowali – jak Piotr;
inni postanowili udać, że nie słyszą – jak synowie Zebedeusza proszący o
przywileje; pozostali postanowili udawać, że nic się nie stało, że to jakiś błąd
w systemie – kłócą się nadal kto z nich jest największy. A dziś na Taborze
lekcja od Ojca. Ten jest mój Syn, ten jest Jezus, tego słuchajcie…
Nie ma innego Jezusa, niż
ten, który idzie na krzyż. My w zakonie franciszkańskim dobrze o tym wiemy.
Ukrzyżowanego umiłował Franciszek. Ukrzyżowanego, nie pluszowego…
Ukrzyżowanego, który całkiem poważnie mówi – chcę, żebyście mi towarzyszyli,
właśnie tam, na krzyżu. Nie tylko podczas wjazdu do Jerozolimy, nie tylko
wtedy, gdy lud woła „Hosanna”. Właśnie tam, gdzie lęk, okrucieństwo, tortury,
samotność… Właśnie tam…
PS. A, no i zapraszam jutro na www.radioniepokalanow.pl. O 11.10 i 21.30. Spotkajmy się tam ze Słowem...
PS. A, no i zapraszam jutro na www.radioniepokalanow.pl. O 11.10 i 21.30. Spotkajmy się tam ze Słowem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz