środa, 1 października 2014

ogień z nieba...


zdj:flickr/Mydaas!/Lic CC
(Łk 9,51-56)
Gdy dopełnił się czas wzięcia Jezusa [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.

Mili Moi...
Wczorajszy dzień zakończyliśmy 446 wejściami na tego bloga. To dwa razy więcej, niż zwykle i bardzo Wam dziękuję. Miło wiedzieć, że ktoś czyta, to co próbuję jakoś ubierać w słowa. Wczoraj imieninowy dzień, bo to rzeczywiście dopiero w poniedziałek liturgicznie świętowaliśmy Archaniołów. Spędziłem więc urocze popołudnie z Ewą i Robertem. On był pierwszym człowiekiem, którego poznałem na tej ziemi, kiedy wylądowałem, bo odbierał mnie z lotniska. Na zawsze więc pewnie pozostanie mi wobec niego w sercu jakiś sentyment :) Wieczorem zaś kawa z Izą i Tomaszem, dwójką społeczników, którzy zasypali nas wprost pomysłami. Kiedy tak rozmawiam z ludźmi, choćby ze wspomnianymi wyżej, nadziwić się nie mogę, jak wielki entuzjazm w nich drzemie, ile mają radości z takiej bezinteresownej działalności dla innych. Prawdziwe skarby. A do nas przychodzą z jedną prośbą - błogosławcie nam i bądźcie z nami. No i jak można takie prośbie odmówić? Ja nie potrafię :) Piękni ludzie. Cieszę się, że jest ich tu tak wielu...

A do mnie powoli docierają paczuszki z Polski. Te, które sam do siebie wysłałem. Trochę jestem zmartwiony, bo ja je wysłałem w workach, a dochodzą do mnie bez worków. Wnioskuję, że worki zniszczyły się podczas podróży i pojedyncze paczki są mi teraz dostarczane "jak komu w ręce wpadną". Najgorsze, że ich nie skatalogowałem i nie wiem ile ich być powinno, więc nie wiem czy doszły już wszystkie i kiedy osiągniemy ten moment. Pozostała modlitwa do św. Antoniego - żeby nic nie zginęło...

A, no i dziś poszedłem się "zapisać na prawo jazdy". Ogromny Afroamerykanin wytłumaczył mi, że musze się nauczyć do testów i się na nie umówić. Pytań jest 25, poprawnie musze odpowiedzieć na 20 :) Powtórzę to - pytań jest 25 (nie 2500, ani 250). A jedno z nich to na przykład - Kiedy widzisz samochód uprzywilejowany, powinieneś: a) zwolnić; b) zjechać do prawej strony i się zatrzymać; c) jechać dalej z tą samą prędkością; d) przyspieszyć. Zgadnijcie... :) W każdym razie muszę dostarczyć kilka dokumentów, między innymi moje prawo jazdy przetłumaczone na angielski, więc wszystko to zajmie mi nieco czasu...

A czas rzecz ważna... Zresztą wspomniany instruktaż bezpiecznej jazdy, również ten temat podejmuje. Daj sobie czas, jeśli jesteś zdenerwowany, albo zły. Nie wsiadaj za kółko w stanie wzburzonych emocji. To przyczyna wielu wypadków. A wspominam o tym, bo dziś Apostołowie dostają lekcję od Jezusa - nie działamy pod wpływem emocji... Ochłońcie nieco przyjaciele. ogień z nieba nie jest najlepszym rozwiązaniem "kwestii samarytańskiej". Jezus nie jest z pewnością zwolennikiem gwałtu i przemocy. Woli raczej na siebie wziąć ich konsekwencje, niż stać się ich przyczyną. Apostołowie muszą się tego nauczyć.

Nie tylko oni zresztą. Doskonale wiemy, że im bardziej opresyjni jesteśmy wobec innych, tym mniejsze efekty osiągamy. Czasem jakieś owszem, ale najczęściej na zasadzie "sprężyny", która została przegięta przez nas w zamierzoną stronę, ale przy najbliższej okazji "odskoczy" w stronę dokładnie przeciwną. Trwałe efekty osiąga się cierpliwością. A przy okazji unika się różnych, niemiłych często sytuacji, których uniknąć można. Wszyscy jednak wiemy dobrze, że łatwo powiedzieć...

Może więc trzeba zacząć od cierpliwości wobec samego siebie... No i nie próbować z ogniem z nieba wobec innych...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz