zdj:flickr/honikum/Lic CC
(Mt 22,1-14)
Jezus w
przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: Królestwo niebieskie
podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc
swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto
przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest
gotowe. Przyjdźcie na ucztę! Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje
pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy
[ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał
wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta
wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na
rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. Słudzy ci
wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I
sala zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć
biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. Rzekł do
niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on
oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na
zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Bo wielu jest
powołanych, lecz mało wybranych.
Mili Moi...
Za tydzień minie rok mojego blogowania w tym miejscu, a w ostatnich dniach przekroczyliśmy czterdzieści tysięcy wejść.... Wszystkim, którzy tu zaglądają, za ich życzliwość dziękuję :)
A niedziela trochę pracowita i wypoczynkowa... Poranna Eucharystia po angielsku i miłe słowa Amerykanów - father, to imponujące jak w krótkim czasie poprawia się twój angielski, słucha się z przyjemnością... Prawdziwi dyplomaci :) Choć faktem jest, że im człowiek dłużej przebywa w obcojęzycznym środowisku, tym odważniej sie danym językiem posługuje. Poza tym chyba powoli zaczynam rozumieć, że muszę po prostu im przekazywać pewne informacje skupiając się raczej na nich, a nie na tym, czy powiedziałem poprawnie, czy też mniej... W każdym razie trzeba sobie jakoś radzić...
Po Mszy polskiej spotkanie z przedstawicielami parafii w sprawie przyszło niedzielnej wizyty biskupa. Pomysły różne.. Wyszedłem w trakcie i w sumie nie wiem - czy będzie bigos, zrazy, czy mielone... Ale może to i lepiej - będziemy mieć z biskupem niespodziankę :) Potem drzemka i wizyta domowa... Coś nowego... Znajomi znajomej z Polski. Przesympatyczne spotkanie. Okazuje się, że mieszkają kilka mil ode mnie, w Shelton. Poczęstowali mnie dobrym obiadem, pogawędziliśmy. Wesoły wieczór. To też radość, kiedy można znaleźć się tak blisko ludzi, w ich domu, w ich życiu. i choć nie należą do naszej parafii, to obiecali zajrzeć do naszego kościoła...
A w dzisiejszym Słowie najbardziej podziwiam cierpliwość Króla... To jest niezwykłe, że on ma tyle pokory, że zaprasza i zaprasza. Nie traci cierpliwości szybko (czego dowodzi nasze grzeszne życie). I to jest niezwykłe. Kiedy tak dziś głębiej pomyślałem o tym, że On jest Stwórcą, a my stworzeniem... To w ogóle jest niezwykle, że zniża się do naszego poziomu i chce z nami przestawać. Kiedy uświadomiłem sobie swoją nędzę dziś, kiedy zobaczyłem swój grzech, kiedy pomyślałem o tym, jak wiele zaproszeń lekceważę... Zadrżałem. Mój Bóg musi mnie naprawdę kochać, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam. Ja do samego siebie straciłbym już cierpliwość tysiące razy... A moje życie nadal nie zostało przez Niego zniszczone. On wciąż czeka na zmianę. On wciąż we mnie wierzy... I zaproszenie jest wciąż aktualne.... Pomyślałem też o wszystkich posłańcach, których do mnie skierował - o wszystkich moich spowiednikach, rekolekcjonistach, wychowawcach....Tak wielu ludzi, którzy starali się jakoś do mnie trafić... A ja ciągle u początku drogi.
Wielu powołanych, mało wybranych... Nasz Ojciec Franciszek dodawał - wszystkim odpłata... Trochę mi dziś smutno, że tyle szans zmarnowanych, że tyle zaproszeń nie otwartych, że tyle łaski nie przyjętej... A ile mam czasu? Nie wiem... Dlatego nie wolno mi go marnować... Czas się nawracać. Czas pokutować... Oby Duch podpowiedział jak...
Mili Moi...
Za tydzień minie rok mojego blogowania w tym miejscu, a w ostatnich dniach przekroczyliśmy czterdzieści tysięcy wejść.... Wszystkim, którzy tu zaglądają, za ich życzliwość dziękuję :)
A niedziela trochę pracowita i wypoczynkowa... Poranna Eucharystia po angielsku i miłe słowa Amerykanów - father, to imponujące jak w krótkim czasie poprawia się twój angielski, słucha się z przyjemnością... Prawdziwi dyplomaci :) Choć faktem jest, że im człowiek dłużej przebywa w obcojęzycznym środowisku, tym odważniej sie danym językiem posługuje. Poza tym chyba powoli zaczynam rozumieć, że muszę po prostu im przekazywać pewne informacje skupiając się raczej na nich, a nie na tym, czy powiedziałem poprawnie, czy też mniej... W każdym razie trzeba sobie jakoś radzić...
Po Mszy polskiej spotkanie z przedstawicielami parafii w sprawie przyszło niedzielnej wizyty biskupa. Pomysły różne.. Wyszedłem w trakcie i w sumie nie wiem - czy będzie bigos, zrazy, czy mielone... Ale może to i lepiej - będziemy mieć z biskupem niespodziankę :) Potem drzemka i wizyta domowa... Coś nowego... Znajomi znajomej z Polski. Przesympatyczne spotkanie. Okazuje się, że mieszkają kilka mil ode mnie, w Shelton. Poczęstowali mnie dobrym obiadem, pogawędziliśmy. Wesoły wieczór. To też radość, kiedy można znaleźć się tak blisko ludzi, w ich domu, w ich życiu. i choć nie należą do naszej parafii, to obiecali zajrzeć do naszego kościoła...
A w dzisiejszym Słowie najbardziej podziwiam cierpliwość Króla... To jest niezwykłe, że on ma tyle pokory, że zaprasza i zaprasza. Nie traci cierpliwości szybko (czego dowodzi nasze grzeszne życie). I to jest niezwykłe. Kiedy tak dziś głębiej pomyślałem o tym, że On jest Stwórcą, a my stworzeniem... To w ogóle jest niezwykle, że zniża się do naszego poziomu i chce z nami przestawać. Kiedy uświadomiłem sobie swoją nędzę dziś, kiedy zobaczyłem swój grzech, kiedy pomyślałem o tym, jak wiele zaproszeń lekceważę... Zadrżałem. Mój Bóg musi mnie naprawdę kochać, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam. Ja do samego siebie straciłbym już cierpliwość tysiące razy... A moje życie nadal nie zostało przez Niego zniszczone. On wciąż czeka na zmianę. On wciąż we mnie wierzy... I zaproszenie jest wciąż aktualne.... Pomyślałem też o wszystkich posłańcach, których do mnie skierował - o wszystkich moich spowiednikach, rekolekcjonistach, wychowawcach....Tak wielu ludzi, którzy starali się jakoś do mnie trafić... A ja ciągle u początku drogi.
Wielu powołanych, mało wybranych... Nasz Ojciec Franciszek dodawał - wszystkim odpłata... Trochę mi dziś smutno, że tyle szans zmarnowanych, że tyle zaproszeń nie otwartych, że tyle łaski nie przyjętej... A ile mam czasu? Nie wiem... Dlatego nie wolno mi go marnować... Czas się nawracać. Czas pokutować... Oby Duch podpowiedział jak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz