zdj:flickr/G.OZCAN/Lic CC
(Łk
11,37-41)
Pewien
faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na obiad. Poszedł więc i zajął miejsce za
stołem. Lecz faryzeusz, widząc to, wyraził zdziwienie, że nie obmył wpierw rąk
przed posiłkiem. Na to rzekł Pan do niego: Właśnie wy, faryzeusze, dbacie o
czystość zewnętrznej strony kielicha i misy, a wasze wnętrze pełne jest
zdzierstwa i niegodziwości. Nierozumni! Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie
uczynił także wnętrza? Raczej dajcie to, co jest wewnątrz, na jałmużnę, a zaraz
wszystko będzie dla was czyste.
Mili Moi...
A u nas lato... Powiedzieć, że dziś było ciepło, to chyba za mało... Kolejny dzień czytelniczy za mną, choć dziś nie szło mi tak dobrze, jak wczoraj. Z drobiazgów - zaświeciła się w aucie kontrolka ciśnienia w kołach. Pojechałem na stację, podpompowali, a kontrolka nie gaśnie. Taka mała misyjna troska - wszak auto nade wszystko do duszpasterstwa musi być sprawne. Zwłaszcza, że niedługo czeka mnie wyprawa do Chicago. A to "zaledwie" 860 mil... Za to pojechałem po południu do Milford. Patrzę sobie na mapę, szukam zielonych, nadmorskich przestrzeni, wsiadam w wóz i jadę tam zmówić Różaniec. Dziś więc odkryłem piękny nadmorski deptak zaledwie kilka mil od nas. Modliłem się zwłaszcza za mieszkańców naszego miasta. Ono tak bardzo potrzebuje modlitwy. Przekonałem się o tym dziś po raz kolejny, gdy otworzyłem gazetę i wyczytałem, że poprzedniej nocy znów strzelanina niedaleko nas, właściwie na trasie mojego "różańcowego spaceru". Dwie osoby ranne, jedna nie żyje... Tyle śmierci dookoła. Trzeba ją przepędzić życiem...
A Słowo dziś objawia Jezusa prowokatora... On w sposób całkowicie zamierzony łamie schemat. Siada do stołu bez tych wszystkich nabożnych gestów. Ale znalazł się w wyjątkowo nabożnym domu. Więc gospodarz się dziwi... Trochę nawet nadmiernie, bo poza faryzeuszami taka gorliwość była raczej rzadko spotykana. Siedzą więc dwaj nabożni przy stole - Jezus i faryzeusz - i nie dokonuje się spotkanie. Reprezentują dwa odmienne światy. Jezus świat wolności, faryzeusz - świat niewoli...
I przecież nie chodzi o to, że Prawo jest samo w sobie czymś złym. Ono staje się złe, kiedy zastępuje Boga, kiedy samo staje się bóstwem. A takim bóstwem może stać się tak wiele rzeczy, utartych zwyczajów, rutynowych zachowań. To może być ławka w kościele, w której zawsze siadasz, to może być święty obraz, który ktoś gdzieś przesunął, a przecież zawsze stał w innym miejscu, to może być zestaw twoich ulubionych modlitw, które ktoś próbuje zaburzyć, bo wtrącił modlitewkę, której nie znasz... To może być tak wiele rzeczy, którym oddajemy się w niewolę, zapominając nieco o szerokich horyzontach o tym, że Jezus chce nas ku nim prowadzić...
Dlaczego "uciekamy" przed tym w niewolę, dlaczego "lubimy czasem być niewolnikami" (autentyczne słowa uczestniczki dzisiejszej liturgii, która przyszła dopytać o treści z dzisiejszego kazania)? Ano pewnie dlatego, że to dość wygodne. Przede wszystkim wprowadza w pewną rutynę, która zwalnia z myślenia. Niczym tramwaj po szynach, utartymi szlakami poruszamy się do przodu? Ale czy rzeczywiście? Bo może przestaliśmy zauważać, że tramwaje dzięki pętlom, kręcą się właściwie w kółko, wciąż po tej samej trasie, która jest całkowicie zależna od dwóch metalowych szyn... Nuda... Marazm... Bierność...
I nagle Jezus, niczym zwrotnicowy, który mówi - wyskocz z tych szyn! Nie stworzyłem cię po to, żebyś sam się ograniczał. Wyswobodziłem cię ku wolności. Nie jesteś niewolnikiem. Bądź wolny. Jezus, który nie niszczy Prawa. Jezus, który niszczy bóstwa trzymające nas w niewoli.
Prowokator... Widzę Go jak zajmuje twoje miejsce w kościele; widzę, jak przewiesza ci święte obrazy; widzę jak miesza w modlitewniku. I to nie dla zabawy. Nie po to, żeby ci zrobić psikusa... Ale po to, żeby stanąć przed tobą i zapytać - i co teraz? W jakim kierunku chcesz zmierzać? Bo na razie trochę kręcisz się w kółko...
Mili Moi...
A u nas lato... Powiedzieć, że dziś było ciepło, to chyba za mało... Kolejny dzień czytelniczy za mną, choć dziś nie szło mi tak dobrze, jak wczoraj. Z drobiazgów - zaświeciła się w aucie kontrolka ciśnienia w kołach. Pojechałem na stację, podpompowali, a kontrolka nie gaśnie. Taka mała misyjna troska - wszak auto nade wszystko do duszpasterstwa musi być sprawne. Zwłaszcza, że niedługo czeka mnie wyprawa do Chicago. A to "zaledwie" 860 mil... Za to pojechałem po południu do Milford. Patrzę sobie na mapę, szukam zielonych, nadmorskich przestrzeni, wsiadam w wóz i jadę tam zmówić Różaniec. Dziś więc odkryłem piękny nadmorski deptak zaledwie kilka mil od nas. Modliłem się zwłaszcza za mieszkańców naszego miasta. Ono tak bardzo potrzebuje modlitwy. Przekonałem się o tym dziś po raz kolejny, gdy otworzyłem gazetę i wyczytałem, że poprzedniej nocy znów strzelanina niedaleko nas, właściwie na trasie mojego "różańcowego spaceru". Dwie osoby ranne, jedna nie żyje... Tyle śmierci dookoła. Trzeba ją przepędzić życiem...
A Słowo dziś objawia Jezusa prowokatora... On w sposób całkowicie zamierzony łamie schemat. Siada do stołu bez tych wszystkich nabożnych gestów. Ale znalazł się w wyjątkowo nabożnym domu. Więc gospodarz się dziwi... Trochę nawet nadmiernie, bo poza faryzeuszami taka gorliwość była raczej rzadko spotykana. Siedzą więc dwaj nabożni przy stole - Jezus i faryzeusz - i nie dokonuje się spotkanie. Reprezentują dwa odmienne światy. Jezus świat wolności, faryzeusz - świat niewoli...
I przecież nie chodzi o to, że Prawo jest samo w sobie czymś złym. Ono staje się złe, kiedy zastępuje Boga, kiedy samo staje się bóstwem. A takim bóstwem może stać się tak wiele rzeczy, utartych zwyczajów, rutynowych zachowań. To może być ławka w kościele, w której zawsze siadasz, to może być święty obraz, który ktoś gdzieś przesunął, a przecież zawsze stał w innym miejscu, to może być zestaw twoich ulubionych modlitw, które ktoś próbuje zaburzyć, bo wtrącił modlitewkę, której nie znasz... To może być tak wiele rzeczy, którym oddajemy się w niewolę, zapominając nieco o szerokich horyzontach o tym, że Jezus chce nas ku nim prowadzić...
Dlaczego "uciekamy" przed tym w niewolę, dlaczego "lubimy czasem być niewolnikami" (autentyczne słowa uczestniczki dzisiejszej liturgii, która przyszła dopytać o treści z dzisiejszego kazania)? Ano pewnie dlatego, że to dość wygodne. Przede wszystkim wprowadza w pewną rutynę, która zwalnia z myślenia. Niczym tramwaj po szynach, utartymi szlakami poruszamy się do przodu? Ale czy rzeczywiście? Bo może przestaliśmy zauważać, że tramwaje dzięki pętlom, kręcą się właściwie w kółko, wciąż po tej samej trasie, która jest całkowicie zależna od dwóch metalowych szyn... Nuda... Marazm... Bierność...
I nagle Jezus, niczym zwrotnicowy, który mówi - wyskocz z tych szyn! Nie stworzyłem cię po to, żebyś sam się ograniczał. Wyswobodziłem cię ku wolności. Nie jesteś niewolnikiem. Bądź wolny. Jezus, który nie niszczy Prawa. Jezus, który niszczy bóstwa trzymające nas w niewoli.
Prowokator... Widzę Go jak zajmuje twoje miejsce w kościele; widzę, jak przewiesza ci święte obrazy; widzę jak miesza w modlitewniku. I to nie dla zabawy. Nie po to, żeby ci zrobić psikusa... Ale po to, żeby stanąć przed tobą i zapytać - i co teraz? W jakim kierunku chcesz zmierzać? Bo na razie trochę kręcisz się w kółko...
Szczęść Boże!
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu śledzę ojca blog i zaczynam zadawać sobie pytanie: jak bardzo dzisiejszy człowiek musi zagubiony lub w coś uwikłany aby szukać akceptacji na forum publicznym. Forma pamiętnika, jaką ojciec preferuje powinna być raczej intymną formą a nie internetową, tym bardziej, że wpisy często dotykają osób postronnych czy życia Kościoła. Ekshibicjonizm jaki ojciec uprawia na forum publicznym świadczyć może o wielkiej niedojrzałości i chęci zwrócenia uwagi osób czytających na swoją osobę. Nie jesteś ojcze jedyną osobą odmawiającą Różaniec w miejscu publicznym (postawa Maryi - zachowywać w sercu). Jest bardzo nie na miejscu ośmieszanie ludzi, których spotykasz czy to na ulicy, czy w salonie fryzjerskim, czy we wspólnocie Kościoła (jakoś źle świadczy o Twoim świadectwie jako księdza czy w ogóle jako wyznawcy Chrystusa). Posiadanie dyplomów nie usprawiedliwia takiego zachowania. Często tak się zdarza, że ukończone fakultety nie idą w zgodzie ze zwykłym człowieczeństwem. Można być „krasomówcą", ale zawsze trzeba mieć wzgląd na to, że tak jak można człowieka jednym słowem podnieść, tak też można go jednym słowem zabić. Błogosławionego dnia.
A ja wpisy Ojca Majkela lubię, nie tylko dlatego, że dzięki przeprowadzce mogłem zająć jego krzesło w sali nr 922. Uważna lektura - z odniesieniem do słów Pisma na dany dzień ukazuje Autora jako człowieka, który ma odwagę dzielić się z czytelnikiem czymś więcej, niż tylko komentarzem do świętego tekstu. Opisanie zdarzeń, sytuacji i osób spotykanych w ciągu dnia natomiast chyba nie jest zbrodnią? Parę dni temu w centrum handlowym w Lublinie rozpędzony młody człowiek w rogowych okularach, i włóczkowej czapce na głowie, z wbitymi mocno wgłąg ucha słuchawkami chciał wyjść z zakupów jak zapewne robił to co dnia - ale niestety nie zauważył karteczki "wyjście obok" i całym swym hipsterskim impetem zderzył się z ścianą taflą drzwi, które się nie rozstąpiły... Nie wypadły mu słuchawki z uszu - i chyba nie stracił okularów, przynajmniej nie szukał ich zbierając się z ziemi. świadkiem tego był siedzący po lewej manekin z wystawy Hugo Boss, pozostał niewzruszony - i między innymi ja. Oplułem się kawą, widząc gwałtowność zakończonego spaceru, i wyraz niedowierzania na twarzy poszkodowanego, i nie umiałem się pohamować w śmiechu. Czy było mi żal człowieka, który w ten sposób się skrzywdził? Tak. Czy poza śmiechem zdarzenie wzbudziło reakcję?Zdobyłem się na pytanie, czy nic się poważnego nie stało, ale nie usłyszałem odpowiedzi, życie natychmiast ruszyło dalej. Czy opisując to, jak się zachowałem jestem ekshibicjonistą? Czy przyznając się do wstydliwego oplucia - na szczęście tylko siebie - kawą, daję anty-świadectwo? Myślę, że ocaliłem resztki chrześcijaństwa w sobie, kiedy wytarłszy brodę, wciąż grymasząc śmiechem,zapytałem delikwenta, czy nic się nie stało - wyrażając tym samym szczerą chęć pomocy, gdybym usłyszał słowa"chyba złamałem nos", "boli mnie głowa". Odrobinę dystansu, za G.K. Chestertonem, wszystkim Czytelnikom nie zawsze genialnych, ale zawsze szczerych wpisów Ojca Majka.
UsuńJeżeli temu anonimowemu przeszkadza to co o. Michał pisze na swoim blogu to po prostu niech nie czyta. Dla mnie prostego człowieka te słowa pisane przez o. Michała są często jak miód dla podniebienia. Tak trzymaj o. Michale będę się cały czas o to modlił. Z Panem Bogiem. Tomek
OdpowiedzUsuńJestem w szoku, w jak bardzo różny sposób można odbierać ten sam tekst. Czy Ty, "Anonimowy" gościu, jesteś może psychoanalitykiem? Może wszędzie dopatrujesz się okazji, aby rozłożyć na czynniki pierwsze każdą osobowość? Więcej luzu! Wyjedź ze swoich szyn..... o tym właśnie dzisiejszy temat...... Dość w internecie krytyki, laicyzacji i wykpiwania wartości chrześcijańskich i postaw kapłanów. Moim zdaniem ten blog może jedynie pomóc w rozważaniu tego, co dla nas, katolików powinno być ważne. Zgadzam się, że nie każdy jest taki sam i nie każdy ma potrzebę czytania - dlatego można wykorzystać wolną wolę i po prostu nie czytać. Ale krytykować w taki przebiegły sposób, to chyba przesada! Może się okazać, że gdy Ojciec Michał zamilknie, to kamienie zaczną krzyczeć...... Ojcze Michale, tak trzymaj! Niech Ci Pan Bóg błogosławi, w Twoim pracowitym życiu na chwałę Pana!
OdpowiedzUsuńWspaniałe miejsce w internecie stworzyłes Ojcze...a to może denerwować, zwłaszcza złego...
OdpowiedzUsuń