zdj:flickr/mbgrigby/Lic CC
(Łk
12,39-48)
To
rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma
przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o
godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Wtedy Piotr
zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan
odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi
nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa,
którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam:
Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy:
Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść,
pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa,
i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu
miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił
zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i
uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele
wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.
Mili Moi...
No i znów dzień umknął niemal niezauważalnie... Choć rozpoczęło się dziś coś niesłychanie ważnego. Mianowicie rozpoczęliśmy rekolekcje ewangelizacyjne we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym Ain Karim w Bridgeport. Każde takie rekolekcje cieszą mnie okrutnie, ale te dzisiejsze są szczególne, bo dotyczą właściwie członków wspólnoty, zwłaszcza tych, którzy nigdy wcześniej ich nie przeżyli, a takich mamy zdecydowaną większość. Mam nadzieję, że będzie to dla nich piękne doświadczenie, a i dla mnie, bo po raz kolejny mogę stać się narzędziem poprzez które Pan wyrywa ludzi z jakiegoś marazmu, bierności, przeciętności i zaprasza do wielkiej bliskości. Oczywiście nie twierdzę, że to jedyna droga, na której się to dokonuje, ale właśnie na takiej mnie Pan Bóg postawił i polecił mi pracować. Wszystko sie układa dobrze. Animatorów mamy tylu, ilu potrzeba, żeby stworzyć grupy dzielenia, a rozpoczęliśmy dziś w 22 osoby.
Poza rekolekcjami - codzienność. Trochę sprzątania, odpisywanie na maile, zakupy... A to wszystko pożera czas. Przeczytałem dziś pięć stron. Dosłownie pięć... I to mnie martwi, bo terminy mnie gonią. Ale ufam, że po niedzieli przykuje się do biurka i od niego nie odejdę... Taka mała obserwacja mi się rodzi, że kiedy mieszkałem w Lublinie, a jedynym moim zadaniem było pójść na uczelnię, lub przytargać zakupy w plecaku z pobliskiego sklepu, troszkę posprzątać w mieszkaniu, raz w tygodniu zrobić pranie, to... WYDAWAŁO MI SIĘ, że nie mam czasu. Zupełnie podobnego uczucia doznałem po wyjściu z seminarium, kiedy trafiłem do pracy parafialnej. Tam zrozumiałem lepiej co to znaczy nie mieć czasu. I teraz temat sie powtarza. Zacząłem się już zastanawiać nad właściwym gospodarowaniem tymi czasowymi zasobami. Ale na razie nic mi z tej refleksji nie wychodzi... :)
Tym bardziej, że w dzisiejszym Słowie słyszę zachętę do starania się, do nie ustawania w wysiłkach. Czuwanie i świadomość, że Pan może wrócić w każdej chwili mają stać się źródłem nieprzerwanego wysiłku, żeby swoje zadania zrealizować dobrze. Tym lepiej, im ważniejszych rzeczy dotyczą. A trudno mi sobie wyobrazić ważniejsze zadanie w moim życiu, niż praca dla zbawienia dusz. Kiedy czasem czytam sobie różne wskazania wielkich świętych dla kapłanów, to widzę jak wiele mi jeszcze brakuje do zrealizowania nawet najbardziej rozsądnych ideałów. Nie mówiąc o rzeczywistościach heroicznych... Wciąż sam ocieram się o kapłańskie przeciętniactwo, co czasem mnie głęboko zawstydza. Choćby to gospodarowanie czasem (którego się dziś uczepiłem). Z ogromnym podziwem patrzę na mojego najlepszego przyjaciela z liceum - Dawid obronił doktorat z ekonomii pracując zawodowo i dzieląc czas pomiędzy żonę i dwójkę dzieci. Moja najlepsza przyjaciółka z liceum, Kaśka, dziś zdała lekarski egzamin specjalizacyjny. W ostatnich miesiącach każdą wolną chwilę spędzała w bibliotece, normalnie pracując zawodowo, wychowując dziecię i dbając o męża. To są dla mnie herosi... A ja nie mam czasu się pomodlić dobrze, nie mam czasu stworzyć rekolekcji, nie mówiąc już o pisaniu doktoratu... Ksiądz, zakonnik, którego życie winno być uporządkowane i usystematyzowane... Ale to niestety chyba tylko w baśniach o księżach, bo na pewno nie w realnej historii dwóch duszpasterzy na małej, wdzięcznej, ale wymagającej dość dużej pracowitości parafii w Bridgeport. Może trzeba ten stan zaakceptować. Co nie zmienia faktu, że trzeba się wciąż starać. Bo żeby dobrze pracować dla zbawienia dusz, trzeba najpierw zadbać o swoją własną. Bo żeby innym pomóc w realizacji ich planów, trzeba najpierw ogarnąć swoje. Bo żeby innych uczyć jak szukać, znajdować i realizować wolę Boża, trzeba się nią najpierw zachwycić w swoim życiu. I to tak bardzo się nią zachwycić, żeby każdego dnia wychodzić z wszelkich form przeciętniactwa ku temu "więcej", które wskazuje Pan.
Bo żeby... Bo żeby... Bo żeby...
Trzeba tylko chcieć...
Mili Moi...
No i znów dzień umknął niemal niezauważalnie... Choć rozpoczęło się dziś coś niesłychanie ważnego. Mianowicie rozpoczęliśmy rekolekcje ewangelizacyjne we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym Ain Karim w Bridgeport. Każde takie rekolekcje cieszą mnie okrutnie, ale te dzisiejsze są szczególne, bo dotyczą właściwie członków wspólnoty, zwłaszcza tych, którzy nigdy wcześniej ich nie przeżyli, a takich mamy zdecydowaną większość. Mam nadzieję, że będzie to dla nich piękne doświadczenie, a i dla mnie, bo po raz kolejny mogę stać się narzędziem poprzez które Pan wyrywa ludzi z jakiegoś marazmu, bierności, przeciętności i zaprasza do wielkiej bliskości. Oczywiście nie twierdzę, że to jedyna droga, na której się to dokonuje, ale właśnie na takiej mnie Pan Bóg postawił i polecił mi pracować. Wszystko sie układa dobrze. Animatorów mamy tylu, ilu potrzeba, żeby stworzyć grupy dzielenia, a rozpoczęliśmy dziś w 22 osoby.
Poza rekolekcjami - codzienność. Trochę sprzątania, odpisywanie na maile, zakupy... A to wszystko pożera czas. Przeczytałem dziś pięć stron. Dosłownie pięć... I to mnie martwi, bo terminy mnie gonią. Ale ufam, że po niedzieli przykuje się do biurka i od niego nie odejdę... Taka mała obserwacja mi się rodzi, że kiedy mieszkałem w Lublinie, a jedynym moim zadaniem było pójść na uczelnię, lub przytargać zakupy w plecaku z pobliskiego sklepu, troszkę posprzątać w mieszkaniu, raz w tygodniu zrobić pranie, to... WYDAWAŁO MI SIĘ, że nie mam czasu. Zupełnie podobnego uczucia doznałem po wyjściu z seminarium, kiedy trafiłem do pracy parafialnej. Tam zrozumiałem lepiej co to znaczy nie mieć czasu. I teraz temat sie powtarza. Zacząłem się już zastanawiać nad właściwym gospodarowaniem tymi czasowymi zasobami. Ale na razie nic mi z tej refleksji nie wychodzi... :)
Tym bardziej, że w dzisiejszym Słowie słyszę zachętę do starania się, do nie ustawania w wysiłkach. Czuwanie i świadomość, że Pan może wrócić w każdej chwili mają stać się źródłem nieprzerwanego wysiłku, żeby swoje zadania zrealizować dobrze. Tym lepiej, im ważniejszych rzeczy dotyczą. A trudno mi sobie wyobrazić ważniejsze zadanie w moim życiu, niż praca dla zbawienia dusz. Kiedy czasem czytam sobie różne wskazania wielkich świętych dla kapłanów, to widzę jak wiele mi jeszcze brakuje do zrealizowania nawet najbardziej rozsądnych ideałów. Nie mówiąc o rzeczywistościach heroicznych... Wciąż sam ocieram się o kapłańskie przeciętniactwo, co czasem mnie głęboko zawstydza. Choćby to gospodarowanie czasem (którego się dziś uczepiłem). Z ogromnym podziwem patrzę na mojego najlepszego przyjaciela z liceum - Dawid obronił doktorat z ekonomii pracując zawodowo i dzieląc czas pomiędzy żonę i dwójkę dzieci. Moja najlepsza przyjaciółka z liceum, Kaśka, dziś zdała lekarski egzamin specjalizacyjny. W ostatnich miesiącach każdą wolną chwilę spędzała w bibliotece, normalnie pracując zawodowo, wychowując dziecię i dbając o męża. To są dla mnie herosi... A ja nie mam czasu się pomodlić dobrze, nie mam czasu stworzyć rekolekcji, nie mówiąc już o pisaniu doktoratu... Ksiądz, zakonnik, którego życie winno być uporządkowane i usystematyzowane... Ale to niestety chyba tylko w baśniach o księżach, bo na pewno nie w realnej historii dwóch duszpasterzy na małej, wdzięcznej, ale wymagającej dość dużej pracowitości parafii w Bridgeport. Może trzeba ten stan zaakceptować. Co nie zmienia faktu, że trzeba się wciąż starać. Bo żeby dobrze pracować dla zbawienia dusz, trzeba najpierw zadbać o swoją własną. Bo żeby innym pomóc w realizacji ich planów, trzeba najpierw ogarnąć swoje. Bo żeby innych uczyć jak szukać, znajdować i realizować wolę Boża, trzeba się nią najpierw zachwycić w swoim życiu. I to tak bardzo się nią zachwycić, żeby każdego dnia wychodzić z wszelkich form przeciętniactwa ku temu "więcej", które wskazuje Pan.
Bo żeby... Bo żeby... Bo żeby...
Trzeba tylko chcieć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz