środa, 22 października 2014

w dzień.... i w nocy....


zdj:flickr/Ibrahim Asad's PHotography/Lic CC
(Łk 12,35-38)
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.

Mili Moi...
No i znów początek tygodnia taki, że gonimy... Kogo? Po co? Tego nikt nie wie. Ale spraw do załatwienia całe mnóstwo. Po wizycie biskupa i emocjonującej niedzieli postanowiliśmy z proboszczem sie urwać z domu, a okazją było pożegnanie... Wczoraj w Chicopee (jakieś półtora godziny od nas) pożegnaliśmy o. Eligiusza Kozaka. Miał 95 lat i reprezentował coraz mniejsze grono świadków życia i świętości św. Maksymiliana Kolbe. Sam o. Eligiusz był podobno uroczym człowiekiem, który nigdy się nie skarżył i nigdy nie narzekał. Jego pogrzeb stał się okazją do miłych, braterskich spotkań, jak to zwykle w rodzinie bywa. Spotkałem więc Prowincjała amerykańskiej prowincji Matki Bożej Anielskiej, na terenie której się znajdujemy. O. James Mc Curry jest przeuroczym człowiekiem, którego bardzo, ale to bardzo lubię. A znamy się z moich irlandzkich czasów. On był wówczas naszym przełożonym, delegatem Generała. Piękna dusza. Poza nim, spotkaliśmy całe grono polskich braci, którzy zjechali się z okolic na pogrzeb. Naliczyłem ich poza nami dwoma co najmniej sześciu.

A dziś od rana pielgrzymka po urzędach, bankach, sklepach.. Jedne od drugich oddalone. Czas płynie... Ale udało nam się dziś załatwić Social Security Number dla mnie, co oznacza, że znacznie więcej spraw będzie można pchnąć do przodu Wszak po numerze człowieka poznają. I w wielu miejscach pada o niego pytanie. Potem niemal godzina w banku i urocza, ciemnoskóra pani, której językiem macierzystym był portugalski próbowała nam pomóc załatwić karty kredytowe dla mnie. To też element franciszkańskiego życia tutaj. Nie nosi się banknotów i monet, tylko plastik. Potem wyprawa po nową pościel do pokoi gościnnych i skwapliwe przeliczanie przy półkach centymetrów na inche...  Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do feetów, galonów, Fahrenheitów, mil...

Urzeka mnie dziś ta myśl o tym, że mój Pan mógłby mi posługiwać do stołu i że mógłby to czynić z radości, że na Niego czekałem... Od razu staje mi przed oczami mycie nóg uczniom podczas Ostatniej Wieczerzy. Im też Pan posłużył w tak nieprawdopodobnie uniżony i pokorny sposób. To jest lekcja... Niezależnie od tego kim się jest, ucieszyć się drugim człowiekiem. Zwłaszcza tym, który pragnie stać się tym źródłem radości. Sługa, który czeka w nocy jest tym, który wchodzi w ducha ofiary. Okrada się ze snu, żeby otworzyć drzwi Panu. Nie wie, kiedy On wróci... Czuwa... Być może więc Pan jest mocno zaskoczony tym wysiłkiem sługi, być może się nie spodziewał. Pewnie nie jeden raz doświadczyliście takiej niespodzianki - choćby wracając wieczorem z podróży i nie spodziewając się nikogo na dworcu, a tu nagle ktoś bliski wyszedł wam na przeciw... Niespodzianka. Miła...

Myślę sobie czasem o dosłownym, nocnym czuwaniu, do którego nigdy nie odkrywałem w sobie szczególnego talentu. Jestem nieprawdopodobnie słaby w tej dziedzinie i bardzo zazdroszczę tym, którym Pan dał łaskę zrywania się w środku nocy, choćby na godzinę, aby pobyć z Nim. Ale jeśli nie to, to o jakiej innej niespodziance mógłbym pomyśleć. Czym mógłbym "zaskoczyć" Jezusa (rzecz jasna mówiąc trochę obrazowo)? Jaką mógłbym Mu zrobić przyjemność? - idąc śladem Małej Tereski...

Otwarte oczy... Nie w nocy... Ale w dzień... Otwarte na Jego znaki, prowadzenie... Na ludzi... To chyba mogłoby Go ucieszyć... To byłaby miła niespodzianka... No to mamy plan na jutro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz