(Łk 10, 17-24)
Wróciło siedemdziesięciu
dwóch z radością, mówiąc: "Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe
duchy nam się poddają". Wtedy rzekł do nich: "Widziałem Szatana,
który spadł z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i
skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże
nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze
imiona zapisane są w niebie". W tej to chwili rozradował się Jezus w Duchu
Świętym i rzekł: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś
te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze,
gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też
nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu
Syn zechce objawić". Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł:
"Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu
proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i
usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli".
Mili Moi…
„Problem” z dzisiejszym
dniem polegał na tym, że kiedy się już wyszło z domu, to w żadnym wypadku nie
chciało się do niego wracać. Nie wiem jak u Was, ale u nas było dziś ciepło i
arcypięknie. Odbyłem więc długi spacer wracając z wygłoszonego do młodych
dziewcząt powołaniowego dnia skupienia. Spotkanie miało miejsce u sióstr
serafitek. A młodzież coraz młodsza… Cóż, nie może być inaczej. Nie dalej jak
wczoraj miałem duchową rozmowę z pewną piękną duszą, ale że jakoś niewygodnie
mi się siedziało, stwierdziłem, że muszę usiąść inaczej. Moja rozmówczyni
skwitowała to stwierdzeniem, że rzeczywiście dla „starszych osób” taki sposób
siedzenia może być niewygodny… No i był… (a nadmienię tylko, że wcale nie
próbowałem pozycji „kwiatu lotosu” jeno zaledwie „usiadłem na nodze”).
A poza tym? No jakiś ruch
w interesie… W minionym tygodniu otrzymałem zaproszenie do wygłoszenia kazań
odpustowych w jednej z podpoznańskich parafii. Przy czym obserwuję pewne, coraz
powszechniejsze zjawisko. Do wygłoszenia tychże kazań zaprosiła mnie… pewna
sympatyczna młoda kobieta. Zapytałem ją czy jest tam proboszczem, ale
zaprzeczyła. Okazało się, że działa z tak zwanego upoważnienia. W żadnym
wypadku mi to nie przeszkadza (o ile jednak proboszcz też do mnie zadzwoni),
niemniej nie pierwszy już raz tak się dzieje i to dla mnie dość odkrywcze. Taki
nowy znak czasów. Interesujący…
No
i myślę sobie dziś nad tym Panem Jezusem, który zdaje się nieco gasić radość
uczniów z dzieł, których dokonali podczas wyprawy misyjnej. Ale po medytacji doszedłem
do przekonania, że nic z tych rzeczy… Pan próbuje jedynie pokazać swoiste
stopniowanie radości chroniąc uczniów przed „hipnozą darów”. To jest chyba częsta
przypadłość człowieka – uznać że woda płynie z kranu, a nie ze źródła; dać się
zahipnotyzować szumowi w rurach, który nie zmusza do namysłu nad tym skąd naprawdę
bierze się woda. Dary to nie dawca. A aktywność apostolska to nie to samo, co
imiona zapisane w niebie. Tam dopiero można upatrywać źródła prawdziwej
radości. Szalonej, niewyobrażalnej, doskonałej radości. Według Jezusa to naprawdę
ważne, żeby się nie pomylić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz