Photo by Brooke Winters on Unsplash
(Rdz 2, 18-24)
Pan Bóg rzekł: Nie jest
dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczynię mu zatem odpowiednią dla niego
pomoc". Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki
podniebne, Pan Bóg przyprowadził je do mężczyzny, aby przekonać się, jak on je
nazwie. Każde jednak zwierzę, które określił mężczyzna, otrzymało nazwę „istota
żywa”. I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom podniebnym i
wszelkiemu zwierzęciu dzikiemu, ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla
mężczyzny. Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i
gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan
Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją
przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: "Ta dopiero jest kością
z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z
mężczyzny została wzięta". Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i
matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
Mili Moi…
Jak to możliwe, że wśród
tylu istot żywych nie znalazła się pomoc dla mężczyzny? Nie mógł Pan
przeszkolić wiewiórki, żeby coś przeszyła, żyrafy, żeby ugotowała, czy
niedźwiedzicy, żeby przeprała? Chyba jednak nie o taką pomoc chodzi – nie
służącej potrzebował człowiek. A zatem kogo?
Zauważcie, że Bóg
stwarzając świat, widział, że wszystko, co stworzył było dobre. Nie miał
żadnych zastrzeżeń do swojego dzieła. Co więcej samo dzieło również nie
zgłaszało żadnych zastrzeżeń. Być może dlatego, że wcześniej stwarzał hurtowo -
ziemia zaroiła się od istot żywych. Żywych stworzeń było bardzo wiele.
Tymczasem człowiek był sam...
To musiało bardzo
człowiekowi doskwierać. Być może nie pozwalało mu cieszyć się tym całym pięknym
światem. Niszczyło go to jakoś i było to tak widoczne, że Bóg postanowił
dokonać pewnej korekty. Dostrzegł, że ta sytuacja nie jest zdrowa, właściwa -
nie jest dobrze, by mężczyzna był sam...
To jest pierwszy problem,
z którym człowiek w raju w sposób świadomy, czy mniej świadomy musi się
zmierzyć. Samotność. Ona nie pozwala się rozwijać w pełni człowieczeństwu.
Samotność jest
destrukcyjna, niszcząca. Od rajskiego obrazu Adama począwszy, poprzez wiele
innych, bliższych przykładów, moglibyśmy mnożyć historię na potwierdzenie tego.
To jest jeden z podstawowych ludzkich lęków i jego źródło datuje się na
początki ludzkości.
Co ciekawe nawet obecność
Boga nie pozwala człowiekowi uporać się z samotnością. Ona pozostaje jakąś raną
w jego sercu, której Bóg postanawia zaradzić.
Pogrąża więc człowieka w
głębokim śnie. To jest bardzo piękny obraz. Sen w języku biblijnym wyraża cały
ogrom ludzkiej bezradności, nieumiejętności, nieświadomości, braku. To jest
prawdziwy obraz samotnego mężczyzny - jego człowieczeństwo więdnie, jest
zupełnie bezradny życiowo. Ewa, kobieta zostaje więc stworzona z męskiej
bezradności, z męskiej słabości, z osamotnienia. Ona ma się stać lekarstwem.
Bóg czyni ją z męskiego
żebra. Powstało w historii pytanie - dlaczego autor biblijny w ten sposób
umiejscawia ten twórczy akt? Tłumaczenia oczywiście różne - czasem nieco
ironiczne, jak choćby to - „Jehoszua z Siknin powiedział w imieniu rabiego
Lewiego: Kiedy Wiekuisty miał stworzyć Chawę, powiedział: »Nie stworzę jej z
głowy mężczyzny, bo miałaby zuchwale podniesioną głowę. Nie stworzę jej z oka,
bo spoglądałaby lubieżnie. Nie stworzę jej z ucha, boby podsłuchiwała. Nie
stworzę jej z szyi, bo byłaby wyniosła. Nie stworzę jej z ust, bo rozsiewałaby
plotki. Nie z serca, bo trawiłaby ją zawiść. Nie z ręki, bo byłaby wścibska.
Nie ze stopy, bo byłaby latawicą. Stworzę ją z czystego kawałka ciała«. I
stworzył ją wyjąwszy z miejsca najbliżej męskiego serca".
Adam rozpoznał w kobiecie
część samego siebie. Zobaczył, że jest ona całkowicie różna od tego, co do tej
pory proponował mu Stwórca. I wybrał ją i ucieszył się nią. I nazwał ją Ewa -
matka wszystkich żyjących.
Adam przeżywa swoisty
zachwyt daną mu przez Boga towarzyszką – podkreśla to Pismo przez małe słówko
„ta” – ta jest kością z mojej kości, ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z
mężczyzny została wzięta.
Adam istnieje w świecie
rzeczy – czyni sobie ziemię poddaną, nazywa zwierzęta. Dopiero pojawienie się
Ewy sprawia, że wchodzi w świat relacji, zyskuje jakiś ludzki punkt
odniesienia, swoiste lustro, w którym może się przeglądać.
Zwykliśmy mówić, że Ewa
staje się darem dla Adama, ale tak naprawdę on również jest darem dla niej.
Oboje są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i oboje są jakby połowiczni.
Ich połowiczność objawia
konieczność tego drugiego, jako mojego uzupełnienia i (co jest dobrą nowiną) – komplementarność,
czyli fakt, że ja mogę w tym drugim znaleźć to, czego mi brakuje.
Zauważcie też, że Ewa
jest określana hebrajskim zwrotem ezer kenegdo - odpowiednia dla niego pomoc.
To jest bardzo ważne. Ezer bywa tłumaczone jako "wsparcie u jego boku".
To słowo ponad dwadzieścia
razy użyte jest w ST i zawsze odnosi się do Boga wspierającego człowieka,
Dlatego słowo to odniesione do Ewy mówi nam coś bardzo ważnego o nim samym.
Kobieta jest dana mężczyźnie jako ezer kenegdo.
Co więcej, większość tych sytuacji,
w których używa się tego określenia w Biblii dotyczy sytuacji życia i śmierci.
Bóg staje obok człowieka po to, aby go ocalić, aby ocalić jego życie.
Tak cennym darem może się
stać kobieta dla mężczyzny, tym bardziej, że dał Pan Bóg kobietom zdolność
oddziaływania na mężczyzn, docierania do nich w szczególny sposób, niedostępny
pomiędzy mężczyznami.
Kiedy się więc patrzy na
to z jaką pieczołowitością Bóg kreuje mężczyznę i kobietę, staje się znacznie
bardziej jasnym jego plan objawiony w małżeństwie. Jeśli dwoje stanowi wzajemne
dopełnienie, to dwoje wystarczy i tylko dwoje tworzy pełnię.
Ich zjednoczenie w Bożym
planie ma być nierozerwalne właśnie po to, żeby mogli osiągnąć pełnię
człowieczeństwa w harmonijnym, dozgonnym związku, który kończy się śmiercią
jednego z małżonków.
Poza ich wzajemnym
uświęcaniem taki układ gwarantuje również poczucie bezpieczeństwa tak ważne dla
przekazywania życia, stabilność i oparcie dla dzieci.
Ale to dzieło jest
wymagające, nie ma wątpliwości, dlatego też człowiek na jakimś etapie dziejów
uznał, że potrzebuje furtki, że musi być jakieś wyjście z sytuacji, które
przecież bywają mocno skomplikowane.
I pojawia się w Izraelu
rozwód, który był instytucją krzywdzącą nade wszystko dla kobiet – wszak tylko
mężczyzna mógł się rozwieść – jeśli, jak mówiło prawo, znalazł coś obrzydliwego
w swojej żonie.
Od tamtego czasu jednak
cywilizacja postąpiła naprzód – sytuacji skomplikowanych nadal nie brakuje, ale
my już tacy kulturalni – dbamy zarówno o interesy męża jak i żony. Oboje są
ważni… Niektórzy nawet troszczą się o dobro dzieci…
Około 44% małżeństw w mieście
kończy się rozwodem. Na wsi – 22% To często, a właściwie zawsze prawdziwy
dramat, którego małżonkowie czasem sobie nie uświadamiają w pełni. Poważna rana
zadana owemu wzajemnemu rozwojowi człowieczeństwa, które zamierzył dla nich
Bóg…
Próżno się łudzić, że
gdzieś tam czeka szczęście – od siebie i swoich słabości człek nie ucieknie.
Może warto zamiast nowej żony, czy nowego męża spróbować na nowo zaufać Bożemu
planowi…
On nie bez przyczyny
dziś stawia nam przed oczami dziecko jako wzór przyjęcia prawdy o Bożym
Królestwie. Co więcej – zaleca przyjęcie takiej właśnie postawy. A właśnie u
dzieci obserwujemy takie pokłady zaufania, które u dorosłych są rzadko
spotykane.
Na jakimś etapie to, co
mówi mama, czy tata jest święte (potem ten status zyskuje często pani w
przedszkolu czy szkole), ale nie zmienia to faktu, że dzieci są ufne.
To pierwszy etap planu
ratunkowego w sytuacji, gdy coś w tym Bożym planie na małżeństwo przestaje
działać, gdy coś małżonkom nie wychodzi – zwrócić się ku Niemu z ufnością, bo
On już wie, co należy czynić…
A po wtóre warto poszukać
pomocy – najlepiej wśród tych, którzy jakoś sobie z tymi wyzwaniami radzą. Mamy
w Kościele już całkiem sporo takich małżeńskich wspólnot. Jedną z nich są
Spotkania Małżeńskie, grupa, z którą osobiście współpracuję – fantastyczni ludzie, którzy już zrozumieli jak ważny dla ich wspólnego życia jest małżeński dialog. Zakochali się na nowo już nie tylko w sobie nawzjaem, już nie tylko w Bogu, ale również w sakramentalności swojego małżeństwa, odnajdując w niej bezcenny dar. A dzieki temu sami stali sie darem dla świata i dla Kościoła. http://www.spotkaniamalzenskie.pl
Każde sakramentalne,
zawarte wobec Boga małżeństwo jest do uratowania. Bo ta relacja to Jego plan.
Każde kryzysujące małżeństwo można postawić na nogi. Dla Boga bowiem nie ma nic
niemożliwego…
A jeśli nie żyjesz w
małżeństwie, albo to ziemskie masz już za sobą, to troszcz się o te, które
wokół ciebie – i nigdy nie doradzaj rozwodu – one nigdy nie były i nie będą
Bożym planem… A, jak mawiała siostra Łucja z Fatimy – ostateczne starcie demona
z Bogiem dokona się na poziomie małżeństwa i rodziny… Dziś więc jest ten czas,
żeby każdy z nas, wierzących, zrobił co w jego mocy, żeby chronić i wspierać
mężczyzn i kobiety zmagających się o świętość swoich małżeństw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz