Photo by Cristian Newman on Unsplash
(Łk 12, 49-53)
Jezus powiedział do swoich
uczniów: "Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już
zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy
myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd
bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu,
a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka
przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa
przeciw teściowe".
Mili Moi…
Dziś był dobry i pracowity
dzień. Po pierwsze napisałem swoją pierwszą recenzje artykułu naukowego. Zajęło
mi to dwie godziny. Człek nie ma wprawy. Wszystkie elementy chce zawrzeć. Waży
każde słowo.
Poza tym ogarnąłem trzy
tematy na spotkania w ramach Wieczorów dla Zakochanych. Najbliższy wtorek to „mój”
wieczór. Przypadły mi w udziale tematy pobożne – wiara, postawy
chrześcijańskie, modlitwa w naszym związku. Oczywiście główną role odgrywają
małżonkowie, którzy dzielą się z młodymi swoim życiem. Ale i ksiądz ma czas na
kilka słów.
No i jeszcze dwa miłe
telefony. Pierwszy od sióstr felicjanek, które proszą o poprowadzenie dni
formacyjnych dla ich juniorystek. Dzwonią, bo siostry serafitki powiedziały im,
że może ten gość ma coś do powiedzenia. I to najskuteczniejszy dział reklamy –
tak zwana fama… A ja się cieszę. Wszak głoszenie to moja największa miłość. A
jedna z sióstr z Kenii, więc dobrze, że ojciec zna angielski, bo może być
potrzebny (no to już mnie całkiem rozbawiło). Drugi telefon od dyrektora Radia
Niepokalanów – że super byłoby gdybym jakąś autorską audycję u nich
poprowadził. Wracają dawne dzieje. Kiedyś już to robiłem. Oczywiście również się
zgodziłem, wszak medium radiowe do głoszenia znakomite… Innymi słowy nie ma
nudy…
A przed chwilą wróciłem ze
spowiedzi od sióstr franciszkanek. Zmieniliśmy godzinę posługi, dzięki czemu miałem
niemal nocną przejażdżkę tramwajem. Popatrzyłem na studentów, posłuchałem ich
rozmów i wróciłem do dzisiejszej Ewangelii – przyszedłem ogień rzucić na ziemię
i jakże pragnę, aby on już zapłonął… Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi
pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam…
Wulgarny, rozwrzeszczany,
nietrzeźwy świat. Głodny miłości i sensu. Dzieci Boga, w których ogień
przygasł. Umiłowani przez Jezusa, którzy doświadczają przerażającego,
nie-Bożego rozłamu w samych sobie, rozłamu między pragnieniami, a możliwościami;
między ambicjami, a gotowością do ponoszenia ofiar; między ideałem, a
beznadzieją. Smutny świat, choć tak zajęty zabawą, że zdaje się nie widzieć
owego smutku wyzierającego z tak wielu twarzy dziś przeze mnie mijanych ludzi.
Marana Tha! Przyjdź Panie Jezu! Może już czas…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz