Photo by Jordan Rowland on Unsplash
(Mk 10, 17-30)
Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim
na kolana, zaczął Go pytać: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby
osiągnąć życie wieczne?" Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym?
Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie
cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i
matkę". On Mu odpowiedział: "Nauczycielu, wszystkiego tego
przestrzegałem od mojej młodości". Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością
i rzekł mu: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj
ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną".
Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele
posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak
trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie
przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: "Dzieci, jakże
trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność.
Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do
królestwa Bożego". A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą:
"Któż więc może być zbawiony?" Jezus popatrzył na nich i rzekł:
"U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest
możliwe". Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: "Oto my opuściliśmy
wszystko i poszliśmy za Tobą". Jezus odpowiedział: "Zaprawdę,
powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub
pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz,
w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a
życia wiecznego w czasie przyszłym".
Mili Moi…
Dziś miałem dzień Nowego
Jorku… Tak, tak… Miewam dni tęsknoty. Czasem jest ona bardzo gwałtowna. Wówczas
ruszam w ulubione miejsca. Mijam bardzo różnych ludzi. Słyszę wycie syren. Chłonę
gwar i ruch wielkiego miasta. Modlę się tą tęsknotą – oddaję ją Bogu, bo nic
innego z nią zrobić nie umiem. Ani jej zaspokoić, ani jej z serca wyrzucić. Po
prostu jest i pewnie jeszcze długo będzie. A może już zawsze…
Ale kiedy już skończyłem
przechadzać się po NY, to wybrałem się do Moraska. W gościnnym domu sióstr
Misjonarek dla Polonii Zagranicznej przeżywaliśmy dziś spotkanie porekolekcyjne
z grupą Spotkań Małżeńskich. Eucharystia, ważny temat, dzielenie, dużo radości
z bycia wśród ludzi, którzy szukają, budują, troszczą się o swoją relację
małżeńską. Piękne otoczenie, cudowna pogoda i miłe spotkanie z s. Teresą, która
również przez chwile pracowała w USA. To była naprawdę dobra niedziela…
A Slowo? Święty
Maksymilian wielokrotnie powtarzał swoim braciom króciutką maksymę – raz się
żyje, nie dwa razy… Wyrażał w ten sposób potrzebę głębokiego namysłu,
uruchomienia najgłębszych pokładów mądrości, żeby to życie przeżyć jak
najlepiej, najpełniej i właściwie.
Oczywiście sposób przeżywania
życia zależy od najbardziej fundamentalnych założeń, od sposobu rozumienia
rzeczywistości. Bo przecież zupełnie inaczej przeżywają życie skrajni
materialiści, którzy uważają, że wszystko kończy się z ich ostatnim tchnieniem,
a zupełnie inaczej ludzie przekonani, że nad wszystkim czuwa Bóg, a ich życie
zmienia się, ale się nie kończy…
Czyżby? Czy możemy dziś
być tego pewni i czy my sami, jako ludzie wierzący, obecni dziś w kościele,
możemy o sobie powiedzieć, że nie marnujemy naszego życia, że przeżywamy je
mądrze realizując Boży plan?
Czy my w ogóle wierzymy,
że On ma plan na nasze życie? A że tak jest, słyszymy niejednokrotnie w Piśmie
– Bóg mówi do Jeremiasza – zanim ukształtowałem Cię w łonie matki, znałem Cię,
zanim… A Paweł do Efezjan – wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli
święci i nieskalani…
Jeśli więc ma plan, który
zrodził się w Jego głowie przed założeniem świata, to możemy śmiało przyjąć, że
ów plan nie dotyczy tylko naszej teraźniejszości, ale rozciąga się na
wieczność. Po zakończeniu naszego życia tu, nastąpi kolejna odsłona, również
zaplanowana przez Boga.
Ten plan jest święty,
dobry, pełen miłości – bo taki jest nasz Bóg – trudno więc sądzić, że chodzi Mu
o nasze uciemiężenie. Ale szczerze – kto z nas się tym planem interesuje, kto
bada wolę Bożą, kto tego szuka – zarówno w obecnym życiu, jak i w odniesieniu
do życia przyszłego? Nieliczni chyba…
Dawniej zaś było inaczej…
Izraelici doskonale wyczuwali związek teraźniejszości z wiecznością – wiedzieli,
że od ich teraz zależy przyszłość, doskonale zdawali sobie sprawę z wartości
tego życia…
Dlatego młody człowiek,
który stawiał Jezusowi pytanie – co mam robić, żebym osiągnął życie wieczne, w
Izraelu nikogo nie dziwił. Nas może by zdziwił – może skłonni bylibyśmy
powiedzieć – dzieciaku, nażyj się, wyszalej, wyszum – potem będziesz myślał o
wieczności. Młodość jest okresem zabawy i przyjemności…
Tymczasem ów człowiek
przychodzący do Jezusa nosi w sobie ważne pytania – wyraźnie jest dojrzały, a
co więcej, reprezentuje nieczęsto do dziś spotykaną prawość i szlachetność.
Na jego pytanie bowiem
Jezus ma jedną odpowiedź – zachowuj przykazania. One są gwarantem osiągnięcia
wieczności – tak je obmyślił najlepszy Ojciec w niebie. Ale to młodemu nie
wystarcza – on chce czegoś więcej, on ma gorącą głowę, ogromne pragnienia,
szczerą wolę dania z siebie czegoś ponad to… (to też przywilej młodości).
I wówczas dzieje się rzecz
niezwykła. Mk zaznacza, że Jezus spojrzał na niego z miłością. To jest szalenie
ważne, bo to spojrzenie ma mu dodać sił do zmierzenia się z najtrudniejszą jak
dotąd propozycją w jego życiu.
Pewnie wiele wariantów
odpowiedzi zakładał sobie ów człowiek, ale czegoś takiego by nie wymyślił. Może
liczył na to, że Jezus go pochwali i na tym się skończy, a może rzeczywiście
przewidywał jakieś znacznie łatwiejsze zadania.
Tymczasem Jezus dotyka
jego granic – chcesz więcej, to daj więcej. Stać cię na to, żeby nie tylko
zostawić wszystko, co posiadasz, ale również wyzbyć się tego dla Królestwa?
Szukasz prawdziwej mądrości, czy „woli Bożej” na twoich zasadach? Czego tak
naprawdę chcesz?
I dzieje się rzecz
straszna – od wielkiego entuzjazmu człowiek ów przechodzi do wielkiego smutku.
Odczytał zaproszenie Jezusa jako zbyt wymagające.
Propozycja Pana jest w
istocie bardzo konfrontacyjna – wszystko, albo nic. Ale czy to nie jest
trzeźwiące dla nas? Dla nas, którzy obniżyliśmy poprzeczkę w sposób
niewyobrażalny?
Taka propozycja Jezusa
wielu z nas absolutnie nie mieści się w głowie. Powiedzmy sobie szczerze, że
zachowanie wszystkich 10 przykazań graniczy dziś z absolutnym heroizmem, a
chrześcijanie zamiast inwestować energię w zastanawianie się jak je jednak wypełnić
w życiu, starają się raczej obmyślić milion pierwsze uzasadnienie dlaczego ich
zachowanie jest niemożliwe…
Co nam się stało? W czym
problem? No może właśnie w tym, że straciliśmy smak wieczności, że ona nas mało
zajmuje, że nie widzimy wartości w jej planowaniu, oczekiwaniu na nią i
przygotowywaniu się do niej.
A to chyba bezpośrednio
wiąże się z materializmem, który skutecznie odziera nas z duchowości. Często
sobie myślę, że jesteśmy budowniczymi systemu, w którym władza to nowy faraon,
który nie zatrudnia pracowników, ale posiada niewolników.
Harowanie w niewoli
pieniążka przerywane jest chwilami profesjonalnie zorganizowanej rozrywki, do
której przecież każdy ma dziś niekwestionowane prawo. W takim układzie świata
dla Boga robi się drastycznie mało miejsca. Podobnie jak niewiele go zostaje na
świadome przezywanie życia.
Coraz częściej życie
chrześcijan przypomina jazdę rozpędzonym pociągiem, którym, jak się okazuje
nikt nie kieruje. I dopiero zderzenie ze ścianą czasami nas budzi, o ile nie
giniemy z kretesem…
Co mam czynić, żeby
osiągnąć życie wieczne? A Jezus mówi – odrzuć mamonę… Wszystko, albo nic… Czemu
Pan tak krytycznie ustawia się wobec bogactw, a bogaczom wręcz zadaje się
współczuć?
Ano nie sam pieniążek jest
problemem, ile raczej jego zniewalająca moc. Człowiek nigdy nie potrafi
powiedzieć sobie dość. A im więcej ma, tym częściej nabiera przekonania, że
więcej może. A bywa, że wierzy w swoje możliwości tak bardzo, że daje się
potędze pieniążka tak zwieść, że Bóg przestaje mu być do czegokolwiek potrzebny.
Ale wiemy dobrze, że pod
ów pieniążek moglibyśmy postawić całkiem sporo różnych wartości, które same w
sobie nie są złe, ale uwodzą ludzkie serce i w konsekwencji oddzielają od Boga
– ograniczając człowieka.
Pewnie dlatego tak często
nasza chrześcijańska modlitwa ogranicza się do kilku powierzchownych pacierzy –
boimy się, że Bóg mógłby dotknąć naszych granic, że mógłby powiedzieć – oddaj
mi to – wyjdź z toksycznej relacji, przestań seksem zapełniać pustki swojego
serca, nie zajadaj problemów, nie kupuj nowych ciuchów na smutki, nie umieraj z
niepokoju jak spłacisz kolejną ratę kredytu – pozwól mi działać…
I może właśnie dlatego, że
nie gadamy z Nim o rzeczach ważnych jest tak wielu smutnych ludzi – i my sami
mamy w sobie tyle smutku, rozgoryczenia, rozczarowania tym światem.
Może właśnie stąd wynika
zewsząd otaczająca nas agresja i mądre przysłowia w stylu – człowiek
człowiekowi wilkiem.
A Jezus nieodmiennie swoje
– zostaw, odrzuć, wyzwól się i chodź za mną – Zaufaj pamiętając, że raz się
żyje, nie dwa razy. A życie wieczne zależy od życia doczesnego – i od twoich
codziennych wyborów… Wszystko, albo nic…
Pozdrawiaja parafianie z MD... zaraz zaraz nie juz teraz z CT.
OdpowiedzUsuńBedziemy tu kontynuowac ojca dzielo spotkania malzenskie.
Madrze napisane wszystko, albo nic