zdj:flickr/andreasnilsson1976/Lic CC
(Łk 2,22-35)
Gdy upłynęły
dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy,
aby Je przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde
pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. Mieli również złożyć w
ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa
Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek
sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na
nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza
Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice
wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je
w objęcia, błogosławił Boga i mówił: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze
Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i
chwałę ludu Twego, Izraela. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim
mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły
serc wielu.
Mili Moi...
No całkiem przyzwoicie przeżyty dzień za mną... Przede wszystkim wielkie pranie, bo w Wigilię popsuła się pralka, akurat na moim praniu. Więc do dziś ciągnąłem jakimiś resztkami odzieżowymi. A jak pranie wielkie, to i prasowanie wielkie. No i pół dnia mamy z głowy. A drugie pół dnia? Czytałem... Nareszcie udało mi się zwolnić i poczytać. Może nie nadzwyczaj dużo, ale zawsze. Cieszę się tymi chwilami. I obejrzałem film, polecany przez którąś z kobiet podczas rekolekcji. "Złodziejka książek" - taki nosi tytuł. Film o mądrym życiu i o człowieczeństwie, które trzeba próbować ocalić, człowieczeństwie, które ma wielką wartość...
Ten film wpisał się w moja dzisiejszą medytację, a zwłaszcza wzmocnił usłyszane przeze mnie dzisiaj wyraźniej słowa - a Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. Pomyślałem, że to jedyny chyba sposób, żeby owe zamysły się objawiły. Wejść w cierpienie. Innymi słowy - pozwolić się zranić. Wówczas rozpoznaje sie tych, którzy są przyjaciółmi i łatwiej odróżnić ich od lukrowanych, ale pełnych śmiercionośnego jadu ciasteczek... Maryja poprzez swoje cierpienie, czy raczej współcierpienie z Synem, przekonała się z pewnością bardzo dobitnie kto jest kim. Oczywiście Jej ofiara, o której mówi Symeon ma znacznie szerszy wymiar. Owe "zamysły serc" mają charakter swoistego dowodu, bo przecież na ich podstawie Bóg dokona sądu nad każdym. Tylko On ludzkie serce zna i tylko On wie, co się w nim kryje... A jednak owe zamysły czasem ukazują się nieoczekiwanie...
Bardzo lubię obserwować ludzi. Patrzę, słucham, czasem się zachwycam, ale bywa również, że jestem zdumiony i zaskoczony - podłością, złośliwością, nikczemnością... One czasem wyzierają spod lukru przyjaźni i życzliwości, niczym kopytko diabła spod anielskiej, białej tuniki, która jest tylko przebraniem... Czasem się złoszczę, czasami współczuję. Dziś miesza się we mnie jedno z drugim, bo jakieś kolejne warstwy lukru odpadają i widać kopytko... Wychodzą na jaw zamysły serc. Kończy się miodowy miesiąc. Uczę się... Patrzę... Obserwuję... Wyciągam wnioski...
A co najtrudniejsze... Mam naśladować Maryję w Jej miłości wobec Kościoła... Wobec tego lukrowanego i jadowitego również... Lekcja 115 dnia na amerykańskiej ziemi...
Mili Moi...
No całkiem przyzwoicie przeżyty dzień za mną... Przede wszystkim wielkie pranie, bo w Wigilię popsuła się pralka, akurat na moim praniu. Więc do dziś ciągnąłem jakimiś resztkami odzieżowymi. A jak pranie wielkie, to i prasowanie wielkie. No i pół dnia mamy z głowy. A drugie pół dnia? Czytałem... Nareszcie udało mi się zwolnić i poczytać. Może nie nadzwyczaj dużo, ale zawsze. Cieszę się tymi chwilami. I obejrzałem film, polecany przez którąś z kobiet podczas rekolekcji. "Złodziejka książek" - taki nosi tytuł. Film o mądrym życiu i o człowieczeństwie, które trzeba próbować ocalić, człowieczeństwie, które ma wielką wartość...
Ten film wpisał się w moja dzisiejszą medytację, a zwłaszcza wzmocnił usłyszane przeze mnie dzisiaj wyraźniej słowa - a Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu. Pomyślałem, że to jedyny chyba sposób, żeby owe zamysły się objawiły. Wejść w cierpienie. Innymi słowy - pozwolić się zranić. Wówczas rozpoznaje sie tych, którzy są przyjaciółmi i łatwiej odróżnić ich od lukrowanych, ale pełnych śmiercionośnego jadu ciasteczek... Maryja poprzez swoje cierpienie, czy raczej współcierpienie z Synem, przekonała się z pewnością bardzo dobitnie kto jest kim. Oczywiście Jej ofiara, o której mówi Symeon ma znacznie szerszy wymiar. Owe "zamysły serc" mają charakter swoistego dowodu, bo przecież na ich podstawie Bóg dokona sądu nad każdym. Tylko On ludzkie serce zna i tylko On wie, co się w nim kryje... A jednak owe zamysły czasem ukazują się nieoczekiwanie...
Bardzo lubię obserwować ludzi. Patrzę, słucham, czasem się zachwycam, ale bywa również, że jestem zdumiony i zaskoczony - podłością, złośliwością, nikczemnością... One czasem wyzierają spod lukru przyjaźni i życzliwości, niczym kopytko diabła spod anielskiej, białej tuniki, która jest tylko przebraniem... Czasem się złoszczę, czasami współczuję. Dziś miesza się we mnie jedno z drugim, bo jakieś kolejne warstwy lukru odpadają i widać kopytko... Wychodzą na jaw zamysły serc. Kończy się miodowy miesiąc. Uczę się... Patrzę... Obserwuję... Wyciągam wnioski...
A co najtrudniejsze... Mam naśladować Maryję w Jej miłości wobec Kościoła... Wobec tego lukrowanego i jadowitego również... Lekcja 115 dnia na amerykańskiej ziemi...
Wejść w cierpienie. Innymi słowy - pozwolić się zranić. Wówczas rozpoznaje sie tych, którzy są przyjaciółmi i łatwiej odróżnić ich od lukrowanych...Dziękuję, za te mądre słowa.
OdpowiedzUsuńDziekuje Ojcu za madre słowa... tak to jest, ze czasami zazdrosc i podlosc ludzka zmuszaja do zwątpienia w dobro czlowieka, dobrze jednak, ze wtedy zauwazamy tych innych - uczynnych, dobrodusznych, ktorzy nam nie pozwalaja tracic nadziei i wiary, ze sa tez dobrzy ludzie na tym swiecie i takimi warto byc... a moze tak ma byc ??? bo tylko wtedy zauwazamy dobro, gdu przeciwstawimy je złu ???? lubie ta moja wieczorna ewangelizacje na tym blogu...
OdpowiedzUsuńNasze bojowe zadanie na dzis,kochajmy swoich przeciwnikow,
OdpowiedzUsuńkochajmy mimo,ze ta milosc jest trudna I wymagajaca.
Kochajmy mimo wszystko......
To jest wielka proba,ktora Pan dopuszcza.