(Mt 1,18-24)
Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z
Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha
Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał
narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę
myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie
bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest
to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem
zbawi swój lud od jego grzechów . A stało się to wszystko, aby się wypełniło
słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna,
któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu,
Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.
Mili Moi...
Wiele wrażeń ostatnimi dniami... Przede wszystkim wczoraj miał być wielki dzień zdawania na prawo jazdy. Miał być, bo oczywiście przy moim szczęściu... nie był :) Okazało się, że wstępne badanie wzroku, które wykonuje się tu na takiej prostej maszynce wykazało, że jestem ślepy jak kret i właściwie pana, który mnie badał też nie powinienem widzieć. Nie podejrzewałem, że polegnę na tym odcinku. Dostałem kartkę do okulisty i mam się zgłosić w nowych okularach... Pan badacz był bardzo miły. Na moje nieudolne próby zgadywania literek musiał nabrać podejrzeń, że ma do czynienia z analfabetą, bo zaproponował, że pokaże mi numerki... Ale z numerkami też nie szło... A figur geometrycznych akurat nie mieli... Poważnie mówiąc, kiedy robiłem sobie ostatnie okulary, czułem, że coś jest nie tak, ale nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo nie tak...
Wieczorem zaś urocze spotkanie ze wspólnotą Odnowy. Powoli lądujemy z naszymi rekolekcjami ewangelizacyjnymi, a wczoraj nawet posiedzieliśmy sobie przy herbacie i gotowanym jajku, bo to akurat znalazło się w lodówce sali pod kościołem. Trochę wspomnień, trochę oczekiwań. Piękny wieczór...
A dziś od rana atrakcje. Po Roratach pan A postanowił zemdleć, więc ratowaliśmy go czekając na przyjazd ambulansu. Trochę nam strachu napędził, ale podczas gdy ja zajmowałem się szczegółami technicznymi, proboszcz już zdążył go rozgrzeszyć i udzielić odpustu na godzinę śmierci. Działamy sprawnie i skutecznie... bo pan A żyje i ma się coraz lepiej...
Nieco później zaś wycieczka poszukiwawcza celem obucia stopy niemal bosej. Moje jedyne buty, które przywiozłem do Ameryki zaczęły powoli odmawiać posłuszeństwa. Trzeba się było zatroszczyć o jakieś zastępniki. Przy takim wypadzie najlepiej od razu w kilka na różne okazje, żeby nie marnować czasu. Coś tam, jak widać na zdjęciu, udało się złowić...
Nad Słowem dziś natomiast spotkałem się z prostą konsekwencją Józefa. Pomyślałem sobie, że Duch Święty zstępując na Maryję, musiał również zstąpić na niego i pomnożyć w nim miłość do młodej małżonki. Jak on musiał ją kochać... Uwierzyć w tak nieprawdopodobna historię, nawet pod wpływem sennych zapewnień anioła, nie jest przecież łatwo. Ale jak sie powiedziało A, to trzeba też powiedzieć B. Józef nie należy chyba do mężczyzn, którzy poddają się łatwo. Z drugiej jednak strony... Jak żyć z takim nieustannym podejrzeniem w sercu?
Myślę, że ta jego decyzja, oparta na sennym objawieniu, łączyła się, dzięki łasce Bożej, z uwolnieniem od wszelkich podejrzeń. Prosta decyzja o przyjęciu największego daru dla świata, która musiała wiązać się z pozorną rezygnacją ze swojej męskiej dumy, z wartości płodności, z piękna współżycia. Ja podziwiam tego faceta! Ale dużo bardziej podziwiam miłość Boga, która jest w stanie te wszystkie braki wynagrodzić, ludzkie potrzeby zaspokoić, pragnienia i tęsknoty wyciszyć.
On jest w stanie uszczęśliwić nas na najbardziej niezrozumiałych dla świata drogach, jeśli tylko pozwolimy Mu się na nie wprowadzić...
Mili Moi...
Wiele wrażeń ostatnimi dniami... Przede wszystkim wczoraj miał być wielki dzień zdawania na prawo jazdy. Miał być, bo oczywiście przy moim szczęściu... nie był :) Okazało się, że wstępne badanie wzroku, które wykonuje się tu na takiej prostej maszynce wykazało, że jestem ślepy jak kret i właściwie pana, który mnie badał też nie powinienem widzieć. Nie podejrzewałem, że polegnę na tym odcinku. Dostałem kartkę do okulisty i mam się zgłosić w nowych okularach... Pan badacz był bardzo miły. Na moje nieudolne próby zgadywania literek musiał nabrać podejrzeń, że ma do czynienia z analfabetą, bo zaproponował, że pokaże mi numerki... Ale z numerkami też nie szło... A figur geometrycznych akurat nie mieli... Poważnie mówiąc, kiedy robiłem sobie ostatnie okulary, czułem, że coś jest nie tak, ale nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo nie tak...
Wieczorem zaś urocze spotkanie ze wspólnotą Odnowy. Powoli lądujemy z naszymi rekolekcjami ewangelizacyjnymi, a wczoraj nawet posiedzieliśmy sobie przy herbacie i gotowanym jajku, bo to akurat znalazło się w lodówce sali pod kościołem. Trochę wspomnień, trochę oczekiwań. Piękny wieczór...
A dziś od rana atrakcje. Po Roratach pan A postanowił zemdleć, więc ratowaliśmy go czekając na przyjazd ambulansu. Trochę nam strachu napędził, ale podczas gdy ja zajmowałem się szczegółami technicznymi, proboszcz już zdążył go rozgrzeszyć i udzielić odpustu na godzinę śmierci. Działamy sprawnie i skutecznie... bo pan A żyje i ma się coraz lepiej...
Nieco później zaś wycieczka poszukiwawcza celem obucia stopy niemal bosej. Moje jedyne buty, które przywiozłem do Ameryki zaczęły powoli odmawiać posłuszeństwa. Trzeba się było zatroszczyć o jakieś zastępniki. Przy takim wypadzie najlepiej od razu w kilka na różne okazje, żeby nie marnować czasu. Coś tam, jak widać na zdjęciu, udało się złowić...
Nad Słowem dziś natomiast spotkałem się z prostą konsekwencją Józefa. Pomyślałem sobie, że Duch Święty zstępując na Maryję, musiał również zstąpić na niego i pomnożyć w nim miłość do młodej małżonki. Jak on musiał ją kochać... Uwierzyć w tak nieprawdopodobna historię, nawet pod wpływem sennych zapewnień anioła, nie jest przecież łatwo. Ale jak sie powiedziało A, to trzeba też powiedzieć B. Józef nie należy chyba do mężczyzn, którzy poddają się łatwo. Z drugiej jednak strony... Jak żyć z takim nieustannym podejrzeniem w sercu?
Myślę, że ta jego decyzja, oparta na sennym objawieniu, łączyła się, dzięki łasce Bożej, z uwolnieniem od wszelkich podejrzeń. Prosta decyzja o przyjęciu największego daru dla świata, która musiała wiązać się z pozorną rezygnacją ze swojej męskiej dumy, z wartości płodności, z piękna współżycia. Ja podziwiam tego faceta! Ale dużo bardziej podziwiam miłość Boga, która jest w stanie te wszystkie braki wynagrodzić, ludzkie potrzeby zaspokoić, pragnienia i tęsknoty wyciszyć.
On jest w stanie uszczęśliwić nas na najbardziej niezrozumiałych dla świata drogach, jeśli tylko pozwolimy Mu się na nie wprowadzić...
Nic dodac nic ujac, taka to nasza piekna wiara, Nam maluczkim ciezko Bogu zaufac w jego doskonalosci to co mowiac o nas, istotach ziemskich.
OdpowiedzUsuń