17 Gdy
wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana,
pytał Go: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie
wieczne?" 18 Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie
jest dobry, tylko sam Bóg. 19 Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie
kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę".
20 On Mu rzekł: "Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej
młodości". 21 Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu:
"Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a
będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!" 22 Lecz on
spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Mk
10,17-22
Mili Moi...
No i dzień skupienia dla małżeństw przeszedł do historii. Znów czuje się urzeczony... Ja się chyba zdecydowanie starzeję, bo się coraz częściej wzruszam. Ale naprawdę dla mnie widok tych ponad dwudziestu par, które zdecydowały się spędzić dzień z Jezusem i treściami, które niekoniecznie były łatwe, był poruszający. Poranek należał do świeckiego małżeństwa psychologów, którzy mówili o szacunku w małżeństwie i poprowadzili warsztaty o małżeńskiej komunikacji. Ja miałem po południu dwie katechezy - o krzywdzie i przebaczeniu ze szczególnym uwzględnieniem relacji małżeńskich. W międzyczasie odprawiłem niedzielną msze po angielsku i zrobiłem jeszcze kilka innych rzeczy. Dobry dzień. Oby więcej takich...
Oczywiście zaproponowałem kontynuację. Czemu raz w roku? A może co miesiąc. Krócej, a częściej. Jakaś stałą formacja. Być może będą jakieś chętne małżeństwa. Uważam, że warto zacząć, bo przecież odnowa Kościoła idzie przez rodzinę. A dla mnie samego to nowe doświadczenie, bo jeszcze z rodzinami nie pracowałem. Chciałbym... Mam takie poczucie odpowiedzialności za nich, takiej miłości, która mnie motywuje do dawania siebie. To takie szczególne poruszenie serca. Rzadkie w swojej intensywności. Zobaczymy jak to wszystko będzie...
Ale to, co mnie urzeka w tym miejscu, to otwarte ucho ludzi na to, co słyszą z ambony. Słyszę sporo komentarzy dotyczących moich kazań. Ale nie są to tylko takie szczere pewnie i życzliwe - pięknie ojciec mówi itp... To nie to... Ludzie są w stanie się odnieść do treści, do czegoś wracają, a co więcej, i to mnie cieszy najbardziej, padają takie stwierdzenia, jak dziś - ojcze, możliwości są dwie - albo muszę zmienić swoje życie, albo musze zmienić parafię - tego się tak po prostu słuchać nie da... To są jedne z najpiękniejszych słów, które usłyszałem i będę się od dziś modlił, żeby jednak słowo okazało się motywujące do zmiany życia...
Ja dziś w Słowie zobaczyłem trzy schody do świętości. Słuchaliśmy dziś opowieści o bogatym młodzieńcu, bo w naszym zakonie święto Wszystkich Świętych Franciszkańskich (i 805 rocznica powstania naszego zakonu). A zatem pierwszym stopniem, taką bazą, jest zachowywanie przykazań. Bez tego nie może być mowy o żadnej świętości, bo nic ciekawego się nie zbuduje bez fundamentu. Po wtóre - wolność. O niej mówi Jezus, kiedy zachęca młodzieńca do sprzedania wszystkiego i rozdania ubogim. Nie być związanym. Nie dać się usidlić. Bo wówczas nie można uczynić żądnego ruchu, nie można być dyspozycyjnym dla Boga. Ta wolność czasem wyraża się w sposób charyzmatyczny i bardzo radykalny, a czasem w sposób mniej spektakularny. Wszystko zależy od drogi, na którą Pan nas w życiu zaprosił i odpowiedzialności, jaką nam zlecił. I wreszcie, po trzecie, radykalizm wyboru, stanięcie po stronie Jezusa, opowiedzenie się za Nim i pójście za Nim... Na tym trzecim stopniu On staje się sensem wszystkiego. Istotą i celem. Źródłem radości.
Tylko trzy stopnie, a wspinaczka może okazać się cięższa, niż na Mount Everest... Ale jestem przekonany, że warto spróbować...
Mili Moi...
No i dzień skupienia dla małżeństw przeszedł do historii. Znów czuje się urzeczony... Ja się chyba zdecydowanie starzeję, bo się coraz częściej wzruszam. Ale naprawdę dla mnie widok tych ponad dwudziestu par, które zdecydowały się spędzić dzień z Jezusem i treściami, które niekoniecznie były łatwe, był poruszający. Poranek należał do świeckiego małżeństwa psychologów, którzy mówili o szacunku w małżeństwie i poprowadzili warsztaty o małżeńskiej komunikacji. Ja miałem po południu dwie katechezy - o krzywdzie i przebaczeniu ze szczególnym uwzględnieniem relacji małżeńskich. W międzyczasie odprawiłem niedzielną msze po angielsku i zrobiłem jeszcze kilka innych rzeczy. Dobry dzień. Oby więcej takich...
Oczywiście zaproponowałem kontynuację. Czemu raz w roku? A może co miesiąc. Krócej, a częściej. Jakaś stałą formacja. Być może będą jakieś chętne małżeństwa. Uważam, że warto zacząć, bo przecież odnowa Kościoła idzie przez rodzinę. A dla mnie samego to nowe doświadczenie, bo jeszcze z rodzinami nie pracowałem. Chciałbym... Mam takie poczucie odpowiedzialności za nich, takiej miłości, która mnie motywuje do dawania siebie. To takie szczególne poruszenie serca. Rzadkie w swojej intensywności. Zobaczymy jak to wszystko będzie...
Ale to, co mnie urzeka w tym miejscu, to otwarte ucho ludzi na to, co słyszą z ambony. Słyszę sporo komentarzy dotyczących moich kazań. Ale nie są to tylko takie szczere pewnie i życzliwe - pięknie ojciec mówi itp... To nie to... Ludzie są w stanie się odnieść do treści, do czegoś wracają, a co więcej, i to mnie cieszy najbardziej, padają takie stwierdzenia, jak dziś - ojcze, możliwości są dwie - albo muszę zmienić swoje życie, albo musze zmienić parafię - tego się tak po prostu słuchać nie da... To są jedne z najpiękniejszych słów, które usłyszałem i będę się od dziś modlił, żeby jednak słowo okazało się motywujące do zmiany życia...
Ja dziś w Słowie zobaczyłem trzy schody do świętości. Słuchaliśmy dziś opowieści o bogatym młodzieńcu, bo w naszym zakonie święto Wszystkich Świętych Franciszkańskich (i 805 rocznica powstania naszego zakonu). A zatem pierwszym stopniem, taką bazą, jest zachowywanie przykazań. Bez tego nie może być mowy o żadnej świętości, bo nic ciekawego się nie zbuduje bez fundamentu. Po wtóre - wolność. O niej mówi Jezus, kiedy zachęca młodzieńca do sprzedania wszystkiego i rozdania ubogim. Nie być związanym. Nie dać się usidlić. Bo wówczas nie można uczynić żądnego ruchu, nie można być dyspozycyjnym dla Boga. Ta wolność czasem wyraża się w sposób charyzmatyczny i bardzo radykalny, a czasem w sposób mniej spektakularny. Wszystko zależy od drogi, na którą Pan nas w życiu zaprosił i odpowiedzialności, jaką nam zlecił. I wreszcie, po trzecie, radykalizm wyboru, stanięcie po stronie Jezusa, opowiedzenie się za Nim i pójście za Nim... Na tym trzecim stopniu On staje się sensem wszystkiego. Istotą i celem. Źródłem radości.
Tylko trzy stopnie, a wspinaczka może okazać się cięższa, niż na Mount Everest... Ale jestem przekonany, że warto spróbować...
U nas była inna ewangelia Łk. 21 34-36.... Z czego to wynika? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńo. Michale przepraszam za dokonany wpis w którym niewłaściwie oceniłam sytuację i postępowanie osoby.Gosia_p
OdpowiedzUsuńRóżnice w czytanych Ewangeliach wynikają z różnych kalendarzy liturgicznych. Poza ogólnym istneiją różne lokalne kalendarze, lub kalendarze poszczególnych zakonów. Nasz zakon ma wielu świętych, których wspominamy, ale nie wspomina się ich w całym Kościele. Między innymi sobotnie święto Wszystkich Świętych Zakonu Franciszkańskiego jest takim dniem. W naszych kościołach franciszkańskich czyta się więc inne czytani, niż w pozostałych kościołach.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Domyślałam się, ale wolałam się upewnić. Pozdrawiamy serdecznie. j & Cz
Usuń