zdj:flickr/Tim Green aka atoach/Lic CC
(Łk
19,41-44)
Gdy Jezus
był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: O gdybyś i
ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte
przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą
cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci
z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało
czasu twojego nawiedzenia.
Mili Moi...
No i zostałem prawie sam... Mówię prawie, bo oczywiście jeśli chodzi o towarzystwo w domu, to jest nieoceniony o. George. Ale jeśli idzie o obowiązki to jestem zdany na siebie, ponieważ ani jego wiek, ani stan zdrowia nie pozwalają mu się zaangażować w realną pomoc. I właściwie może nie rzecz w tym, że się w te dni jakoś okrutnie przepracuję, ale w tym, że jest wiele rzeczy, których do tej pory nie robiłem, a teraz musze zacząć - jak choćby odbieranie telefonów w domu, czy włączanie alarmu w kościele. Niektóre z nich kosztują mnie wiele wysiłku (choćby te telefoniczne gawędy po angielsku), inne domagają się tylko tego, żeby o nich pamiętać. Tak, czy owak, rozpoczyna się czas wytężonego wysiłku i pierwsza próba samodzielności na wciąż jeszcze nowym terenie.
Ale dzisiejszy dzień, który już prawie się kończy, mogę uznać za udany. Przyjąłem informację, że zamówione krzesła nadejdą niebawem, przyjąłem cztery intencje mszalne, wysłałem kolejny biuletyn do druku poprawiając go uprzednio, wystawiłem zaświadczenie, że pewna nasza parafianka może być śmiało świadkiem bierzmowania, napisałem kazanie po angielsku na niedzielę i prawdopodobnie znalazłem opiekunkę dla pewnego pięciomiesięcznego malucha :) Dziwi was to? A nie powinno. W Ameryce również w takich sprawach dzwoni się do parafii :)
Tymczasem dziś rozmyślam nad moimi nawiedzeniami i próbuję odróżnić te ważniejsze od mniej ważnych; chwilowe i nagłe od tych rozciągniętych w czasie; dotyczące teraźniejszości i przyszłości. Myślę, czy da sie przeprowadzić pomiędzy nimi granice i czy należy to czynić. Taki choćby sobie mały dylemat - czy moja praca doktorska jest takim nawiedzeniem, które wciąż należy do przyszłości, czy też raczej pozostało w przeszłości i dobiegło końca, zanim jeszcze tak naprawdę się zaczęło? No bo jak to jest na dziś? Pisać, czy oddać się sercem i duszą posłudze parafialnej? Jedno z drugim nie do pogodzenia. A wydaje się, że Pan oczekuje cudu. A może On chce sprawić cud? O, to byłoby znacznie lepiej. Nie, wcale nie chodzi o to, żeby coś "samo się zrobiło", ile raczej o to, żeby wśród wielu różnych natchnień usłyszeć również te ważne. A dla mnie dziś ważne jest - jak połączyć ogień i wodę, rzeczywistości tak od siebie odległe? Więc proszę Cię Panie Jezu o nowe nawiedzenie. Takie, żebym pojął i zrozumiał, żebym nie użalał się nad sobą, ale nie bił również głową w mur, żebym nie minął się z Prawdą... I żebyś nie musiał płakać nade mną. Nad moimi ruinami. Bo przecież Ty nie stworzyłeś "katastrofy" o imieniu Michał... Na pewno nie...
Mili Moi...
No i zostałem prawie sam... Mówię prawie, bo oczywiście jeśli chodzi o towarzystwo w domu, to jest nieoceniony o. George. Ale jeśli idzie o obowiązki to jestem zdany na siebie, ponieważ ani jego wiek, ani stan zdrowia nie pozwalają mu się zaangażować w realną pomoc. I właściwie może nie rzecz w tym, że się w te dni jakoś okrutnie przepracuję, ale w tym, że jest wiele rzeczy, których do tej pory nie robiłem, a teraz musze zacząć - jak choćby odbieranie telefonów w domu, czy włączanie alarmu w kościele. Niektóre z nich kosztują mnie wiele wysiłku (choćby te telefoniczne gawędy po angielsku), inne domagają się tylko tego, żeby o nich pamiętać. Tak, czy owak, rozpoczyna się czas wytężonego wysiłku i pierwsza próba samodzielności na wciąż jeszcze nowym terenie.
Ale dzisiejszy dzień, który już prawie się kończy, mogę uznać za udany. Przyjąłem informację, że zamówione krzesła nadejdą niebawem, przyjąłem cztery intencje mszalne, wysłałem kolejny biuletyn do druku poprawiając go uprzednio, wystawiłem zaświadczenie, że pewna nasza parafianka może być śmiało świadkiem bierzmowania, napisałem kazanie po angielsku na niedzielę i prawdopodobnie znalazłem opiekunkę dla pewnego pięciomiesięcznego malucha :) Dziwi was to? A nie powinno. W Ameryce również w takich sprawach dzwoni się do parafii :)
Tymczasem dziś rozmyślam nad moimi nawiedzeniami i próbuję odróżnić te ważniejsze od mniej ważnych; chwilowe i nagłe od tych rozciągniętych w czasie; dotyczące teraźniejszości i przyszłości. Myślę, czy da sie przeprowadzić pomiędzy nimi granice i czy należy to czynić. Taki choćby sobie mały dylemat - czy moja praca doktorska jest takim nawiedzeniem, które wciąż należy do przyszłości, czy też raczej pozostało w przeszłości i dobiegło końca, zanim jeszcze tak naprawdę się zaczęło? No bo jak to jest na dziś? Pisać, czy oddać się sercem i duszą posłudze parafialnej? Jedno z drugim nie do pogodzenia. A wydaje się, że Pan oczekuje cudu. A może On chce sprawić cud? O, to byłoby znacznie lepiej. Nie, wcale nie chodzi o to, żeby coś "samo się zrobiło", ile raczej o to, żeby wśród wielu różnych natchnień usłyszeć również te ważne. A dla mnie dziś ważne jest - jak połączyć ogień i wodę, rzeczywistości tak od siebie odległe? Więc proszę Cię Panie Jezu o nowe nawiedzenie. Takie, żebym pojął i zrozumiał, żebym nie użalał się nad sobą, ale nie bił również głową w mur, żebym nie minął się z Prawdą... I żebyś nie musiał płakać nade mną. Nad moimi ruinami. Bo przecież Ty nie stworzyłeś "katastrofy" o imieniu Michał... Na pewno nie...
Zmieniłabym interpunkcję w ostatnim zdaniu na: na pewno nie !!!
OdpowiedzUsuń:)
Ruiny to brak życia. To często "płacz" po tym, co pozostał tylko w naszej pamięci... A życie ? Życie to .... codzienność, to łączenie ognia z wodą ! Doświadczam ostatnimi dniami "oświecenia" budowania Królestwa Bożego w codzienności ! Boże ! Ty mnie zapraszasz do współbudowania ! Moja codzienność staje się święta ! Dzięki Twojej w niej obecności i dzięki wypełnianiu się Twojej, Panie, woli ! Proszę tylko Panie, bym nie czekała na "lepsze" okazje, bym potrafiła połączyć ogień z wodą... Ktoś może powiedzieć: woda gasi ogień ale .... ktoś inny powie (ja), przemieniony ogień wzniesie się (jako para , jako .... dym kadzidła) ku Bogu, na Jego chwałę ! Życie pełne działania z miłością to ŻYCIE ! Boża obecność czyni je świętym! Czy to nie jest zaczątek Królestwa ? Czy to nie jest ŚWIĘTA BUDOWLA - zawsze pełna życia ?! KOŚCIÓŁ !
OdpowiedzUsuńP.S. przepraszam, że taki długi wpis, ale tak mnie trochę "święcie" poniosło. Pozdrawiam wszystkich budujących i pragnących połączyć ogień z wodą !
Na pewno nie :) To szukanie opiekunki to bardzo pożyteczna praca. Równie ważne osiągnięcie, jak doktorat, jeżeli opiekunka jest dobra
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMichale spokojnie połączysz swoje zaangażowanie z metodyczną pracą naukową. Wymaga to tylko konsekwencji w zarządzaniu czasem. Godzinka dzienne spędzona nad doktoratem i po 3 no może 5 latach będzie Padre PhD Majkel ;o)
OdpowiedzUsuń