zdj:flickr/Lawrence OP/ Lic CC
Mili Moi...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Takie mam wrażenie... Od samego rana, do tej chwili. Bez zmian. Wytrwale. Konsekwentnie. Bezrefleksyjnie. Ciężkie chmury spowijają niebo. Wszystko płynie jakby wolniej. Oczy się zamykają... Trudno uwierzyć, że to koniec czerwca. Siedzę sobie obolały, z lekką gorączką. Ale to minie. Z racji na wrześniowy wyjazd zdecydowałem się zabrać za długo odkładane korekty zdrowotne. Drobne sprawy, ale domagające się kilku bolesnych zabiegów. I dziś jeden z nich... Wzbudziłem jednak ważną intencję i ufam, że to moje drobne cierpienie nie pójdzie tak całkiem na marne, ale Pan posłuży sie nim jako darem dla ratowania grzeszników.
Ostatnie przygotowania również do wyjazdu na wakacje. Od poniedziałku Sztum. Ale w weekend jeszcze dobre siostry betanki i młodzież zakonna, która w niedziele zostanie wprowadzona do nowicjatu, a ja będę im w tym towarzyszył. Wiele różnych drobiazgów domaga sie uporządkowania. Choćby numer telefonu, który chcę zachować, ale musze zmienić taryfę. Przeboje z operatorami są arcywesołe... Tłumaczę, że interesuje mnie opcja na kartę z minimalnym doładowaniem rocznym w kwocie pięciu złotych. A pan mi na to, że ma znacznie korzystniejsza ofertę - abonament za dziesięć złotych miesięcznie. Mówię - panie, jak pan to liczysz...? Pan się gubi, jąka, używa ogólników. Kurtyna... No ale się ostatecznie udało. I takich drobiazgów jest całkiem sporo...
Ale jest na szczęście Słowo, które codziennie świeże, niezależnie od pogody, mi towarzyszy. Fundamenty... Wiele myśli w tym temacie, ale jedna mocno mnie przykuwa. Wiele mam działań zewnętrznych, wiele aktywności, ewangelizacja traktowana priorytetowo. Ale Pan mnie ciągle pyta o... adorację. Jak wiele czasu spędzam z Nim. Tylko z Nim. Bez nadmiernego obmyślania, medytowania, szeptania wargami. Tak po prostu - wpatrując się w Niego. Tracąc dla Niego czas. Bardzo mocno wybrzmiały mi dziś słowa Matki Teresy, która bardzo wytrwale zachęcała kapłanów do godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu dziennie. Na jednym ze spotkań wstał pewien zapracowany proboszcz i powiedział z wyrzutem - Matka nie zdaje sobie sprawy jak wiele zadań musimy podejmować każdego dnia, jak liczne obowiązki na nas ciążą. Godzina, to zbyt trudne. To niemożliwe. Matka Teresa miała odpowiedzieć - ma ksiądz rację, w księdza przypadku to powinny być dwie godziny. Proste. Im więcej zajęć, tym głębiej muszą być wykopane fundamenty i tym większą uwagą budowniczego muszą się cieszyć. Bo jeśli fundamenty będą właściwie położone i zadbane...
Nikt z nas nie jest wolny od życiowych tąpnięć. Trudności, kłopoty, tragedie, są tak samo wpisane w nasze życie, jak deszcz padający za oknem. Czasem pada długo. Czasem grozi to powodzią. Czasem burze, które się z tym wiążą niosą ze sobą niebezpieczeństwo rozpaczy. Można jej uniknąć tylko w jeden sposób. Dbając o fundamenty. Pamiętam jak na pogrzebie mojej mamy zebrała się cała rodzina i jeden z moich niewierzących wujków, obserwując mnie, wówczas szesnastolatka, stwierdził z niemałym zdziwieniem - ale ty to wszystko przeżywasz jakoś inaczej... Nie umiał tego nazwać. Nie umiał wypowiedzieć. Ale była w tym również nuta zazdrości. Wytłumaczyłem mu bardzo szybko skąd płynie ta siła... Czy zrozumiał? Wątpię... Może jeszcze kiedyś... Dziś jestem grubo po trzydziestce... Nie wiem czy przeżyłem jakieś trudniejsze doświadczenie. Wszystkie późniejsze wyglądają dość blado. Tak, ale nie brakowało różnych małych, czy większych problemów. Fundament jednak był jeden. Zawsze ten sam. Jezus. I nie chcę w żadnym razie pozwolić, aby fundament się zmienił. Absolutnie... Muszę i chcę tylko więcej na Niego patrzeć... Być... dla... Niego także. Nie... Dla Niego przede wszystkim!
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny... Takie mam wrażenie... Od samego rana, do tej chwili. Bez zmian. Wytrwale. Konsekwentnie. Bezrefleksyjnie. Ciężkie chmury spowijają niebo. Wszystko płynie jakby wolniej. Oczy się zamykają... Trudno uwierzyć, że to koniec czerwca. Siedzę sobie obolały, z lekką gorączką. Ale to minie. Z racji na wrześniowy wyjazd zdecydowałem się zabrać za długo odkładane korekty zdrowotne. Drobne sprawy, ale domagające się kilku bolesnych zabiegów. I dziś jeden z nich... Wzbudziłem jednak ważną intencję i ufam, że to moje drobne cierpienie nie pójdzie tak całkiem na marne, ale Pan posłuży sie nim jako darem dla ratowania grzeszników.
Ostatnie przygotowania również do wyjazdu na wakacje. Od poniedziałku Sztum. Ale w weekend jeszcze dobre siostry betanki i młodzież zakonna, która w niedziele zostanie wprowadzona do nowicjatu, a ja będę im w tym towarzyszył. Wiele różnych drobiazgów domaga sie uporządkowania. Choćby numer telefonu, który chcę zachować, ale musze zmienić taryfę. Przeboje z operatorami są arcywesołe... Tłumaczę, że interesuje mnie opcja na kartę z minimalnym doładowaniem rocznym w kwocie pięciu złotych. A pan mi na to, że ma znacznie korzystniejsza ofertę - abonament za dziesięć złotych miesięcznie. Mówię - panie, jak pan to liczysz...? Pan się gubi, jąka, używa ogólników. Kurtyna... No ale się ostatecznie udało. I takich drobiazgów jest całkiem sporo...
Ale jest na szczęście Słowo, które codziennie świeże, niezależnie od pogody, mi towarzyszy. Fundamenty... Wiele myśli w tym temacie, ale jedna mocno mnie przykuwa. Wiele mam działań zewnętrznych, wiele aktywności, ewangelizacja traktowana priorytetowo. Ale Pan mnie ciągle pyta o... adorację. Jak wiele czasu spędzam z Nim. Tylko z Nim. Bez nadmiernego obmyślania, medytowania, szeptania wargami. Tak po prostu - wpatrując się w Niego. Tracąc dla Niego czas. Bardzo mocno wybrzmiały mi dziś słowa Matki Teresy, która bardzo wytrwale zachęcała kapłanów do godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu dziennie. Na jednym ze spotkań wstał pewien zapracowany proboszcz i powiedział z wyrzutem - Matka nie zdaje sobie sprawy jak wiele zadań musimy podejmować każdego dnia, jak liczne obowiązki na nas ciążą. Godzina, to zbyt trudne. To niemożliwe. Matka Teresa miała odpowiedzieć - ma ksiądz rację, w księdza przypadku to powinny być dwie godziny. Proste. Im więcej zajęć, tym głębiej muszą być wykopane fundamenty i tym większą uwagą budowniczego muszą się cieszyć. Bo jeśli fundamenty będą właściwie położone i zadbane...
Nikt z nas nie jest wolny od życiowych tąpnięć. Trudności, kłopoty, tragedie, są tak samo wpisane w nasze życie, jak deszcz padający za oknem. Czasem pada długo. Czasem grozi to powodzią. Czasem burze, które się z tym wiążą niosą ze sobą niebezpieczeństwo rozpaczy. Można jej uniknąć tylko w jeden sposób. Dbając o fundamenty. Pamiętam jak na pogrzebie mojej mamy zebrała się cała rodzina i jeden z moich niewierzących wujków, obserwując mnie, wówczas szesnastolatka, stwierdził z niemałym zdziwieniem - ale ty to wszystko przeżywasz jakoś inaczej... Nie umiał tego nazwać. Nie umiał wypowiedzieć. Ale była w tym również nuta zazdrości. Wytłumaczyłem mu bardzo szybko skąd płynie ta siła... Czy zrozumiał? Wątpię... Może jeszcze kiedyś... Dziś jestem grubo po trzydziestce... Nie wiem czy przeżyłem jakieś trudniejsze doświadczenie. Wszystkie późniejsze wyglądają dość blado. Tak, ale nie brakowało różnych małych, czy większych problemów. Fundament jednak był jeden. Zawsze ten sam. Jezus. I nie chcę w żadnym razie pozwolić, aby fundament się zmienił. Absolutnie... Muszę i chcę tylko więcej na Niego patrzeć... Być... dla... Niego także. Nie... Dla Niego przede wszystkim!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz