zdj:flickr/Aleteia Image Partners/Lic CC
Mili Moi...
Taki piękny dzień dobiega końca. Piękny, bo spadł deszcz i znacząco się ochłodziło, co dla naszych mieszkań na poddaszu jest nie bez znaczenia. Ale piękny również dlatego, że mój przełożony odbył dziś kolokwium habilitacyjne i od dziś ma przed nazwiskiem - doktor habilitowany. Jestem z niego bardzo dumny, bo jest człowiekiem wielce kompetentnym w swojej dziedzinie, a poza tym bardzo pracowitym, i nader skromnym. O jego skromności dziś wspomniało kilka osób podczas obiadu w publicznych przemówieniach, nie jest więc to tylko moja opinia. Tak po prostu, po ludzku się cieszę razem z nim. Spożyliśmy znakomity obiad w gronie wybitnych naukowców, ale kiedy się rozeszli, pozostali tylko bracia. Kilku. Życzliwych. Prowincjał i inni goście. I dziś pierwszy raz od bardzo dawna naszła mnie taka myśl - jak dobrze mieć braci... Nie to, żebym na co dzień myślał przeciwnie. Chodzi raczej o to, że dziś dotarło to do mnie z jakąś zwielokrotnioną siłą, która przedarła się przez szarość codzienności i zaświtała nową jakością...
A poza tymi żyjącymi i dziś obecnymi, mam jeszcze zacnego współbrata, którego dziś też Kościół przywołuje - świętego Antoniego. Słowo, które my, franciszkanie, dziś czytamy, pochodzi z zakończenia Ewangelii świętego Marka. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu... To takie mocne polecenie. Ono nie uwzględnia żadnych granic, ono nie domaga się znajomości języków. Ono nie dba o szczegóły. Chodzi o rzecz tak ważną, że cała reszta schodzi na plan dalszy. Bo przecież świat dzisiaj jest globalną wioską. Wszędzie zrobiło sie niesłychanie blisko. Kilka godzin wystarczy, żeby udać się w najodleglejsze zakątki naszego globu. Jeśli tylko jest wola, chęć, pragnienie... Bo posłanie jest wciąż aktualne... Nie trzeba znać wielu języków, bo jeśli mamy zwiastować zbawienie wszelkiemu stworzeniu, to potrzebne będą nam również takie języki, których nie jesteśmy w stanie się nauczyć, a które mogą być tylko darem Ducha Świętego. Podstawowym zaś językiem, jest język miłości, bo to jest język zbawienia. A stworzenie, które wraz z nami i poprzez nas uczestniczy w skutkach grzechu pierworodnego, wciąż oczekuje na Dobrą Nowinę o kresie panowania grzechu. Święty Antoni przypomina dziś wszystkim franciszkanom, że kto jak kto, ale to właśnie my jesteśmy do tego posłani...
Niewątpliwie jednak potrzeba nam do tego wiary. Dziś wyraźnie Jezus dokonuje podziału na wierzących i nie wierzących. Nie da się od niego uciec. Na nic zda sie łagodzenie słów Pana, na nic próby pokrętnego tłumaczenia. Albo wierzysz i będziesz zbawiony, albo nie... i... sam Pan mówi - będziesz potępiony... Czujecie o jak wielkich rzeczach On mówi? A dzięki komu mają uwierzyć ci, którzy dziś jeszcze tej wiary nie mają? No dzięki komu??? Tak, tak... Nie jest to trudne pytanie. Dzięki nam. I nie ma innej drogi, bo właśnie tę Pan zaplanował i nam ją zlecił. Uczynił to, abyśmy poczuli się za siebie nawzajem ODPOWIEDZIALNI. Odpowiedzialni z miłości. Jest to jednak możliwe tylko wówczas, kiedy sami jesteśmy wierzący, bo tylko wówczas wiemy co to znaczy dar zbawienia, tylko wówczas potrafimy docenić, czym jest dar wiary i tylko wówczas jesteśmy w stanie ruszyć z miejsca, a nie siedzieć na tyłku i konserwować swoje dobre samopoczucie wynikające z jakże poruszających doświadczeń...
Całe stworzenie czeka... Tak wiele miejsc, sytuacji, okazji do głoszenia, świadczenia. Ale nie uzdrowisz, nie wskrzesisz, nie uwolnisz, nie przemówisz, jeśli nie uwierzysz... Jezus powiedział "idźcie" i... poszli. I nikt ich nie zatrzyma... Dołączysz???
Taki piękny dzień dobiega końca. Piękny, bo spadł deszcz i znacząco się ochłodziło, co dla naszych mieszkań na poddaszu jest nie bez znaczenia. Ale piękny również dlatego, że mój przełożony odbył dziś kolokwium habilitacyjne i od dziś ma przed nazwiskiem - doktor habilitowany. Jestem z niego bardzo dumny, bo jest człowiekiem wielce kompetentnym w swojej dziedzinie, a poza tym bardzo pracowitym, i nader skromnym. O jego skromności dziś wspomniało kilka osób podczas obiadu w publicznych przemówieniach, nie jest więc to tylko moja opinia. Tak po prostu, po ludzku się cieszę razem z nim. Spożyliśmy znakomity obiad w gronie wybitnych naukowców, ale kiedy się rozeszli, pozostali tylko bracia. Kilku. Życzliwych. Prowincjał i inni goście. I dziś pierwszy raz od bardzo dawna naszła mnie taka myśl - jak dobrze mieć braci... Nie to, żebym na co dzień myślał przeciwnie. Chodzi raczej o to, że dziś dotarło to do mnie z jakąś zwielokrotnioną siłą, która przedarła się przez szarość codzienności i zaświtała nową jakością...
A poza tymi żyjącymi i dziś obecnymi, mam jeszcze zacnego współbrata, którego dziś też Kościół przywołuje - świętego Antoniego. Słowo, które my, franciszkanie, dziś czytamy, pochodzi z zakończenia Ewangelii świętego Marka. Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu... To takie mocne polecenie. Ono nie uwzględnia żadnych granic, ono nie domaga się znajomości języków. Ono nie dba o szczegóły. Chodzi o rzecz tak ważną, że cała reszta schodzi na plan dalszy. Bo przecież świat dzisiaj jest globalną wioską. Wszędzie zrobiło sie niesłychanie blisko. Kilka godzin wystarczy, żeby udać się w najodleglejsze zakątki naszego globu. Jeśli tylko jest wola, chęć, pragnienie... Bo posłanie jest wciąż aktualne... Nie trzeba znać wielu języków, bo jeśli mamy zwiastować zbawienie wszelkiemu stworzeniu, to potrzebne będą nam również takie języki, których nie jesteśmy w stanie się nauczyć, a które mogą być tylko darem Ducha Świętego. Podstawowym zaś językiem, jest język miłości, bo to jest język zbawienia. A stworzenie, które wraz z nami i poprzez nas uczestniczy w skutkach grzechu pierworodnego, wciąż oczekuje na Dobrą Nowinę o kresie panowania grzechu. Święty Antoni przypomina dziś wszystkim franciszkanom, że kto jak kto, ale to właśnie my jesteśmy do tego posłani...
Niewątpliwie jednak potrzeba nam do tego wiary. Dziś wyraźnie Jezus dokonuje podziału na wierzących i nie wierzących. Nie da się od niego uciec. Na nic zda sie łagodzenie słów Pana, na nic próby pokrętnego tłumaczenia. Albo wierzysz i będziesz zbawiony, albo nie... i... sam Pan mówi - będziesz potępiony... Czujecie o jak wielkich rzeczach On mówi? A dzięki komu mają uwierzyć ci, którzy dziś jeszcze tej wiary nie mają? No dzięki komu??? Tak, tak... Nie jest to trudne pytanie. Dzięki nam. I nie ma innej drogi, bo właśnie tę Pan zaplanował i nam ją zlecił. Uczynił to, abyśmy poczuli się za siebie nawzajem ODPOWIEDZIALNI. Odpowiedzialni z miłości. Jest to jednak możliwe tylko wówczas, kiedy sami jesteśmy wierzący, bo tylko wówczas wiemy co to znaczy dar zbawienia, tylko wówczas potrafimy docenić, czym jest dar wiary i tylko wówczas jesteśmy w stanie ruszyć z miejsca, a nie siedzieć na tyłku i konserwować swoje dobre samopoczucie wynikające z jakże poruszających doświadczeń...
Całe stworzenie czeka... Tak wiele miejsc, sytuacji, okazji do głoszenia, świadczenia. Ale nie uzdrowisz, nie wskrzesisz, nie uwolnisz, nie przemówisz, jeśli nie uwierzysz... Jezus powiedział "idźcie" i... poszli. I nikt ich nie zatrzyma... Dołączysz???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz