zdj:flickr/Bev Goodwin/Lic CC
Mili Moi...
Mogę więc z całą pewnością powiedzieć, że rozpocząłem wakacje. Nie wiem czym to wytłumaczyć (może modlitwami życzliwych mi ludzi), ale do żadnego egzaminu w historii nie przystępowałem chyba z takim spokojem. Nie czułem się przeuczony, to fakt. I pewnie zawsze można poświęcić więcej czasu i uwagi określonemu materiałowi, ale byłem pełen pokoju. Dziś o 13.30 spotkaliśmy się z komisją w skład której wchodziło dwóch profesorów z homiletyki i dwóch z liturgiki. Przybył dziekan, przywitał, rozpoczął modlitwą. No i się zaczęło... Ja od razu rzuciłem się do profesora, o którym wiedziałem, że jest najbardziej wymagający - teza - Ewangelizacja nowa w swoim zapale, metodach i środkach. Całkiem przyjemna, a i temat przeze mnie lubiany. Zasadniczo poszło dobrze. Drugi ksiądz - z liturgiki. Zaczynamy - to może niech najpierw ojciec powie coś o sobie... Czujne, ale pełne dobroci oczy... Po moich autoprezentacjach pada pytanie - może by ojciec sobie wybrał tezę, choć ja bym chciał ojca zapytać o źródła przepowiadania, ale gdyby ojciec uznał, że to za trudne, to ma ojciec jeszcze 59 innych tez, proszę sobie wybrać. Nie, księże profesorze, chętnie odpowiem na tezę zadaną... Uroczo i spokojnie... Potem drugi homileta... Znany z miłosiernej postawy - niech ojciec sobie wybierze... Problem w tym, że przy 60 tezach wcale nie tak łatwo wybrać... Trochę przypadkowo, ale - Kerygmatyczne i didaskalijne treści przepowiadania - ta teza została wybrana. No i ostatni liturgista, szef naszego instytutu... Tu padło pytanie o uświęcający i kultyczny charakter liturgii... Kiedy zacząłem mówić o katabatyczno - soterycznym i anabatyczno - latreutycznym kierunku w liturgii, stwierdził - "imponujące" i podziękował... (Spieszę z wyjaśnieniem, że nie był to dowód geniuszu z mojej strony, ile raczej dowód, że najdziwniejsze słowa zapamiętuje sie najlepiej :) ) W każdym razie dziekan, który przyszedł na ogłoszenie wyników stwierdził, że nie tylko każdy z nas otrzymał ogólną ocenę bardzo dobrą, ale przy każdej poszczególnej odpowiedzi na tezę szczegółową również każdy z nas otrzymał ocenę bardzo dobrą. Jedno słowo, które nas uderzyło to - ewenement... Dziekan wyraził swoje współczucie wobec naszych profesorów, bo wynik egzaminu świadczy o tym, że nie jesteśmy łatwymi studentami :) Chwalę się trochę, a co tam... Czasem można... Mam nadzieję... Nowy tytuł przed nazwiskiem (który mnie osobiście "nie kręci") i wakacje, które się właśnie rozpoczęły (co "kręci mnie" znacznie bardziej). No i jest trochę radości, bo nauka nie idzie w las... Moim kolegom z rocznika również należą się gratulacje. Wszyscy odpowiadali jak na ekspertów - naukowców przystało...
A Słowo znów dziś do hojności zachęca. Hojności w miłości. To ona przecież wyróżnia nas spośród pogan. Miłość nieprzyjaciół. O niej się tylko łatwo mówi. I czasem naprawdę zbyt łatwo... Bo kiedy dziś wspominam swoich osobistych wrogów, którzy nie wyrządzili mi aż takiej krzywdy, żebym naprawdę zatrzymał się w drodze, co więcej, przez ich głupotę, złośliwość i niechęć Pan Bóg poprowadził mnie do pięknych doświadczeń w moim życiu - mówiąc najprościej - chcąc zrobić mi krzywdę, wyrządzili mi przysługę, to widzę jak trudno mi ich obdarzyć miłością, nawet taką najogólniejszą, sprowadzającą się do pragnienia dla nich dobra. No bo przecież jednak bolało... No bo oni jednak mieli wobec mnie złe zamiary. Patrząc na to, myślę sobie czasem jak trudno kochać tych, którzy spowodowali prawdziwą lawinę cierpienia, albo krzywdzą bez przerwy od wielu lat... Jednakowoż Pan dziś nie rozważa psychologicznych trudności, ani ludzkich słabości, choć przecież On chyba najbardziej zdaje sobie z nich sprawę. Świadczy to tylko o jednym. Że jak zawsze - zanim czegoś oczekuje, najpierw sam daje. Ta siła do takiej miłości ukryta jest w Nim. I tak kochać potrafią tylko ci, którzy w Nim się zanurzą, Jemu zaufają, od Niego zaczerpną... Bez tego? Cóż nas odróżnia od pogan - to, że ich pierwszym gestem o poranku jest włączenie radia, a naszym znak krzyża??? To chyba jednak trochę mało... Przynajmniej według naszego Pana, który właśnie na krzyżu skonał... Z miłości... Do nieprzyjaciół również...
Mogę więc z całą pewnością powiedzieć, że rozpocząłem wakacje. Nie wiem czym to wytłumaczyć (może modlitwami życzliwych mi ludzi), ale do żadnego egzaminu w historii nie przystępowałem chyba z takim spokojem. Nie czułem się przeuczony, to fakt. I pewnie zawsze można poświęcić więcej czasu i uwagi określonemu materiałowi, ale byłem pełen pokoju. Dziś o 13.30 spotkaliśmy się z komisją w skład której wchodziło dwóch profesorów z homiletyki i dwóch z liturgiki. Przybył dziekan, przywitał, rozpoczął modlitwą. No i się zaczęło... Ja od razu rzuciłem się do profesora, o którym wiedziałem, że jest najbardziej wymagający - teza - Ewangelizacja nowa w swoim zapale, metodach i środkach. Całkiem przyjemna, a i temat przeze mnie lubiany. Zasadniczo poszło dobrze. Drugi ksiądz - z liturgiki. Zaczynamy - to może niech najpierw ojciec powie coś o sobie... Czujne, ale pełne dobroci oczy... Po moich autoprezentacjach pada pytanie - może by ojciec sobie wybrał tezę, choć ja bym chciał ojca zapytać o źródła przepowiadania, ale gdyby ojciec uznał, że to za trudne, to ma ojciec jeszcze 59 innych tez, proszę sobie wybrać. Nie, księże profesorze, chętnie odpowiem na tezę zadaną... Uroczo i spokojnie... Potem drugi homileta... Znany z miłosiernej postawy - niech ojciec sobie wybierze... Problem w tym, że przy 60 tezach wcale nie tak łatwo wybrać... Trochę przypadkowo, ale - Kerygmatyczne i didaskalijne treści przepowiadania - ta teza została wybrana. No i ostatni liturgista, szef naszego instytutu... Tu padło pytanie o uświęcający i kultyczny charakter liturgii... Kiedy zacząłem mówić o katabatyczno - soterycznym i anabatyczno - latreutycznym kierunku w liturgii, stwierdził - "imponujące" i podziękował... (Spieszę z wyjaśnieniem, że nie był to dowód geniuszu z mojej strony, ile raczej dowód, że najdziwniejsze słowa zapamiętuje sie najlepiej :) ) W każdym razie dziekan, który przyszedł na ogłoszenie wyników stwierdził, że nie tylko każdy z nas otrzymał ogólną ocenę bardzo dobrą, ale przy każdej poszczególnej odpowiedzi na tezę szczegółową również każdy z nas otrzymał ocenę bardzo dobrą. Jedno słowo, które nas uderzyło to - ewenement... Dziekan wyraził swoje współczucie wobec naszych profesorów, bo wynik egzaminu świadczy o tym, że nie jesteśmy łatwymi studentami :) Chwalę się trochę, a co tam... Czasem można... Mam nadzieję... Nowy tytuł przed nazwiskiem (który mnie osobiście "nie kręci") i wakacje, które się właśnie rozpoczęły (co "kręci mnie" znacznie bardziej). No i jest trochę radości, bo nauka nie idzie w las... Moim kolegom z rocznika również należą się gratulacje. Wszyscy odpowiadali jak na ekspertów - naukowców przystało...
A Słowo znów dziś do hojności zachęca. Hojności w miłości. To ona przecież wyróżnia nas spośród pogan. Miłość nieprzyjaciół. O niej się tylko łatwo mówi. I czasem naprawdę zbyt łatwo... Bo kiedy dziś wspominam swoich osobistych wrogów, którzy nie wyrządzili mi aż takiej krzywdy, żebym naprawdę zatrzymał się w drodze, co więcej, przez ich głupotę, złośliwość i niechęć Pan Bóg poprowadził mnie do pięknych doświadczeń w moim życiu - mówiąc najprościej - chcąc zrobić mi krzywdę, wyrządzili mi przysługę, to widzę jak trudno mi ich obdarzyć miłością, nawet taką najogólniejszą, sprowadzającą się do pragnienia dla nich dobra. No bo przecież jednak bolało... No bo oni jednak mieli wobec mnie złe zamiary. Patrząc na to, myślę sobie czasem jak trudno kochać tych, którzy spowodowali prawdziwą lawinę cierpienia, albo krzywdzą bez przerwy od wielu lat... Jednakowoż Pan dziś nie rozważa psychologicznych trudności, ani ludzkich słabości, choć przecież On chyba najbardziej zdaje sobie z nich sprawę. Świadczy to tylko o jednym. Że jak zawsze - zanim czegoś oczekuje, najpierw sam daje. Ta siła do takiej miłości ukryta jest w Nim. I tak kochać potrafią tylko ci, którzy w Nim się zanurzą, Jemu zaufają, od Niego zaczerpną... Bez tego? Cóż nas odróżnia od pogan - to, że ich pierwszym gestem o poranku jest włączenie radia, a naszym znak krzyża??? To chyba jednak trochę mało... Przynajmniej według naszego Pana, który właśnie na krzyżu skonał... Z miłości... Do nieprzyjaciół również...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz