zdj:flickr/... marta ... maduixaaaa/Lic CC
Mili Moi...
Co za intensywny dzień... Rozpocząłem go Eucharystią z dobrymi siostrami dominikankami. Czasem do nich jadę na koniec Lublina. Prowadzą mały dom dziecka. Cieszę się zwłaszcza mogąc przemówić do nich w krótkim słowie, a i one dają wyrazy swojej radości właśnie z tego powodu. Dziś chyba ostatni raz... Ale tym piękniej było... A potem? Mycie okien... Od dawna miałem się za to zabrać, ale zawsze były rzeczy ważniejsze. Dziś wreszcie się udało. Namęczyłem się okrutnie, a konstruktorowi przyznałbym Nobla. Tak bezmyślnie zaprojektowanych okien w życiu nie spotkałem. A ilość szczelin w samej ramie (w których rzecz jasna brud znalazł swoje miejsce) przyprawia o zawrót głowy. Potem już tylko prasowanie i zakupy. A wieczorem kijaszki (ostatnio niemal codziennie). I właściwie padam na pyszczek. Najgorsze w tym wszystkim, że jeszcze nie ruszyłem rekolekcji dla sióstr w sierpniu. Ale od jutra...
Pan zetknął mnie dziś z tematem prawdziwego i jedynego skarbu. Przypomniał mi co wybrałem. Z własnej woli i z najgłębszego przekonania. I ten wybór domaga się codziennego potwierdzania. Wiem to na pewno. Bo każdy dzień niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Na imię mu - zahipnotyzowanie. Można się dać zahipnotyzować żądzą posiadania. Można utkwić wzrok w rzeczach materialnych i wówczas nie ma już miejsca na podziwianie prawdziwego skarbu. On traci swój blask, staje się mało atrakcyjny. Świat klei sie do oka...
Przeżyłem już w swoim życiu taką fazę fascynacji rzeczami. Wydawało mi się, że jak będę miał to, czy owo - będę szczęśliwszy. Oczywiście w mistrzowski sposób oszukiwałem samego siebie poddając wielce szlachetne motywacje - dla większej skuteczności duszpasterskiej, aby docierać szerzej i tak dalej, i tak dalej... Oczywiście ta "żądza" rozlała się w moim życiu w takiej mikroskali wobec możliwości światowych. Bo jakimiż środkami może dysponować zakonnik? Chodzi jednak o mentalność, o sposób podejścia. Pamiętam jak święta Teresa od Dzieciątka Jezus wspominała o swoim przywiązaniu do jakiegoś grzebyka i dzbanka... Można dać się zahipnotyzować małym rzeczom. Można popaść w niewolę czegoś tak małego jak osobisty kubek do kawy, czy ręcznik z wyszytymi inicjałami... Można...
Jak powiadam, faza rzeczy została gdzieś za mną... Nie łudzę się, że raz na zawsze... Te pokusy zawsze wracają. Niemniej próbując otaczać się rzeczami (pewnie głównie o książkach mowa) zrozumiałem bardzo szybko, że wcale nie czuję się z tym dobrze. Tym bardziej, że budziło to często moją frustrację - książek bowiem przybywało, a ja i tak ich nie czytałem... Nie było na to czasu... Inne rzeczy też nie dawały mi satysfakcji. Ale wówczas przyszedł Pan z przypomnieniem, że powołał mnie do wolności. Tej wewnętrznej również. Od rzeczy. Przekonał mnie znów, że więcej szczęścia jest w dawaniu, niż w braniu... I zacząłem trochę odchudzać mój świat. Zaczęło się od szafy z rzeczami, a najbliższy wyjazd pomoże również odchudzić półki... Wolność...
Żeby ją zyskać trzeba odkleić oko... Od rzeczy tego świata. I skupić je na skarbie jedynym. Wtedy w życiu robi sie jaśniej, czyściej. Znika mnóstwo rzeczy, na których po prostu osiadał kurz. Robi się przestrzenniej, bo niejedna przeszkoda, o którą człek sie potykał, nagle się usuwa. A jeśli do tego umyje sie okna... Robi sie naprawdę przytulnie. W świecie ducha jest dokładnie tak samo...
Słowo wybudza z hipnozy. Słowo odkleja oko od rzeczy tego świata. Słowo jest nauczycielem skromności. Tej skromności, która jest źródłem prawdziwej radości...
Co za intensywny dzień... Rozpocząłem go Eucharystią z dobrymi siostrami dominikankami. Czasem do nich jadę na koniec Lublina. Prowadzą mały dom dziecka. Cieszę się zwłaszcza mogąc przemówić do nich w krótkim słowie, a i one dają wyrazy swojej radości właśnie z tego powodu. Dziś chyba ostatni raz... Ale tym piękniej było... A potem? Mycie okien... Od dawna miałem się za to zabrać, ale zawsze były rzeczy ważniejsze. Dziś wreszcie się udało. Namęczyłem się okrutnie, a konstruktorowi przyznałbym Nobla. Tak bezmyślnie zaprojektowanych okien w życiu nie spotkałem. A ilość szczelin w samej ramie (w których rzecz jasna brud znalazł swoje miejsce) przyprawia o zawrót głowy. Potem już tylko prasowanie i zakupy. A wieczorem kijaszki (ostatnio niemal codziennie). I właściwie padam na pyszczek. Najgorsze w tym wszystkim, że jeszcze nie ruszyłem rekolekcji dla sióstr w sierpniu. Ale od jutra...
Pan zetknął mnie dziś z tematem prawdziwego i jedynego skarbu. Przypomniał mi co wybrałem. Z własnej woli i z najgłębszego przekonania. I ten wybór domaga się codziennego potwierdzania. Wiem to na pewno. Bo każdy dzień niesie ze sobą niebezpieczeństwo. Na imię mu - zahipnotyzowanie. Można się dać zahipnotyzować żądzą posiadania. Można utkwić wzrok w rzeczach materialnych i wówczas nie ma już miejsca na podziwianie prawdziwego skarbu. On traci swój blask, staje się mało atrakcyjny. Świat klei sie do oka...
Przeżyłem już w swoim życiu taką fazę fascynacji rzeczami. Wydawało mi się, że jak będę miał to, czy owo - będę szczęśliwszy. Oczywiście w mistrzowski sposób oszukiwałem samego siebie poddając wielce szlachetne motywacje - dla większej skuteczności duszpasterskiej, aby docierać szerzej i tak dalej, i tak dalej... Oczywiście ta "żądza" rozlała się w moim życiu w takiej mikroskali wobec możliwości światowych. Bo jakimiż środkami może dysponować zakonnik? Chodzi jednak o mentalność, o sposób podejścia. Pamiętam jak święta Teresa od Dzieciątka Jezus wspominała o swoim przywiązaniu do jakiegoś grzebyka i dzbanka... Można dać się zahipnotyzować małym rzeczom. Można popaść w niewolę czegoś tak małego jak osobisty kubek do kawy, czy ręcznik z wyszytymi inicjałami... Można...
Jak powiadam, faza rzeczy została gdzieś za mną... Nie łudzę się, że raz na zawsze... Te pokusy zawsze wracają. Niemniej próbując otaczać się rzeczami (pewnie głównie o książkach mowa) zrozumiałem bardzo szybko, że wcale nie czuję się z tym dobrze. Tym bardziej, że budziło to często moją frustrację - książek bowiem przybywało, a ja i tak ich nie czytałem... Nie było na to czasu... Inne rzeczy też nie dawały mi satysfakcji. Ale wówczas przyszedł Pan z przypomnieniem, że powołał mnie do wolności. Tej wewnętrznej również. Od rzeczy. Przekonał mnie znów, że więcej szczęścia jest w dawaniu, niż w braniu... I zacząłem trochę odchudzać mój świat. Zaczęło się od szafy z rzeczami, a najbliższy wyjazd pomoże również odchudzić półki... Wolność...
Żeby ją zyskać trzeba odkleić oko... Od rzeczy tego świata. I skupić je na skarbie jedynym. Wtedy w życiu robi sie jaśniej, czyściej. Znika mnóstwo rzeczy, na których po prostu osiadał kurz. Robi się przestrzenniej, bo niejedna przeszkoda, o którą człek sie potykał, nagle się usuwa. A jeśli do tego umyje sie okna... Robi sie naprawdę przytulnie. W świecie ducha jest dokładnie tak samo...
Słowo wybudza z hipnozy. Słowo odkleja oko od rzeczy tego świata. Słowo jest nauczycielem skromności. Tej skromności, która jest źródłem prawdziwej radości...
Byłam kiedyś u tych sióstr, mieszkałam tam na stancji 3 miesiące na początku mojej "przygody" z Lublinem.
OdpowiedzUsuńA wolność to chyba umiejętność patrzenia ponad...