poniedziałek, 9 czerwca 2014

wesele...


zdj:flickr/Agence Tophos/Lic CC
Mili Moi...
Żar nam się z nieba leje. U Was też? Dziś cały dzień przy zasłoniętych żaluzjach z włączonym wiatrakiem starałem się uczyć. Budziłem sie trzykrotnie i z uporem maniaka sięgałem po notatki. Nie weszło mi do głowy pewnie zbyt wiele, ale uczciwie sie starałem. Ale jak tu w takim klimacie uczyć sie o pneumatologicznej dyspozycyjności słuchaczy, czy o eschatologicznym wymiarze kazań ślubnych? No da się? No musi się dać...

Wieczorem wizyta u sióstr betanek w Kazimierzu i posługa spowiednicza. U nich jedna różnica - nie ma żaluzji, nie ma wiatraka, jest milion komarów. W uroczej więc atmosferze spędziłem ponad godzinę. Dobrze, że siostry serdeczne jak zawsze i zimną wodą z cytryną i miętą częstują...

Dziś trzecia część tryptyku o zaufaniu. Jakoś tak Pan Bóg to Słowo podsuwa. Dziś Maryja i Jezus na weselu w Kanie Galilejskiej. Zatrzymałem się na sługach. Oni mnie zawsze fascynują. Próbuję sobie wyobrazić ich odczucia wobec polecenia tej stanowczej kobiety i Jej niemniej stanowczego syna. Przecież robią rzecz pozornie pozbawioną sensu. Tyle jest pracy na weselu, tyle obowiązków, taki "kocioł"... Noszenie wody do stągwi, w których nikt nie będzie się obmywał jest rzeczą, którą z pewnością nie przyszłaby im do głowy. Nikt im niczego nie tłumaczy. Jakby nie liczono się z okolicznościami, z trudną sytuacją, z kryzysowym momentem. Być może ci dobrzy słudzy martwią się przewidywaną kompromitacją państwa młodych, a tu jacyś goście wychodzą z takim poleceniem... Może gniew, może utyskiwanie, może złośliwe komentarze... Kto to wie. Ale z cała pewnością potrzeba swoistego samozaparcia i być może nawet zadania sobie gwałtu, żeby wykonać takie polecenie w takiej chwili... Robią to i widzą cud. Są jego świadkami, choć chyba wcale nie byli jego adresatami. I mogą się ucieszyć. I mogą zobaczyć owoc także swojej pracy, wysiłku. Mają w tym swój udział...

Myślę o tym, bo przecież ja sam zdecydowałem się być sługą. Wszedłem w to powołanie sługi z własnej woli, zdając sobie w pełni sprawę z tego, jak życie sługi wygląda. I czasem zadaję sobie proste pytanie - skoro tak, to dlaczego są takie chwile, że tym sługą być przestaję? Dzieje się tak zawsze, ilekroć próbuję kryzysowe sytuacje rozwiązywać po swojemu, ilekroć domagam się, aby wszystko zostało mi ujawnione i wytłumaczone, ilekroć zazdrośnie strzegę swoich sił i nie zamierzam ich używać na pozornie bezsensowne zajęcia... Wówczas przestaję być sługą i po prostu nie doświadczam cudu. Wówczas to wesele, nad którego przebiegiem się trudzę, przestaje cieszyć, a ludzie rozchodzą się z poczuciem jakiegoś niespełnienia. Kogo obwiniają? Mnie? Nie... Boga! Wszak to On jest wszystkiemu winien. On dopuścił, że na tym weselu zabrakło wina... Ostatecznie to zawsze On jest za wszystko odpowiedzialny...

Moje powołanie jest swoistą weselną służbą. Jeśli nie wsłucham się w oczekiwania gości, to wesele może się nie udać. A goście są dwojakiego rodzaju - ci, którzy piją wino i ci, którzy go dostarczają. Dlatego jedna ręka w dłoni Jezusa, a druga w dłoni człowieka. Dlatego w jednej dłoni Pismo Święte, a w drugiej codzienna gazeta. Dlatego wierność Bogu i człowiekowi. Dlatego sługa, a nie pan. Dlatego franciszkanin "człowiek wiatru", a nie wierzba płacząca zapuszczająca długie korzenie.

A wśród gości Ona. Jego Matka. Moja Matka. Tej dziś chcę posłuchać. Bo warto... Wszak Jej pomysły uratowały już niejedno wesele...

1 komentarz:

  1. Po tej stronie Paweł. Jakiś czas temu zadałem Ojcu pytanie: "Czy nasza wiara musi kojarzyć się z męczeństwem?" Ojciec mi na to odpowiedział, jednocześnie zadając mi kilka pytań, na które ja nie miałem czasu odpowiedzieć i nadal nie mam, ale o nich pamiętam.
    Odzywam się teraz dlatego że po raz trzeci pisze Ojciec o zaufaniu. Ja wiem że teraz Pan Bóg się Ojcem posługuje, ponieważ ja mam obecnie olbrzymi problem z zaufaniem. Ja jestem teraz w bardzo trudnej sytuacji, nawet prosiłem Ojca i czytelników Ojca blogu o modlitwę za mnie. Prosiłem także wiele innych osób o modlitwę i nic, jakby ta modlitwa nie była przez Boga wysłuchiwana, aż do pewnego momentu, a dokładnie do ostatniej niedzieli. Niedzieli zesłania Ducha Świętego. Od tego dnia jest dużo lepiej, nadal źle ale w porównaniu z tym co było jest dużo lepiej. Przy tej okazji bardzo dziękuję wszystkim modlącym się za mnie i proszę jeśli możecie się modlić to módlcie się za mnie, za zadania jakie stoją przede mną w tym tygodniu, oraz za osoby związane z tymi zadaniami. Z góry dziękuje za modlitwę.

    OdpowiedzUsuń