zdj:flickr/攝到掛/Lic CC
Mili Moi...
No od wczoraj sobie powtarzam, że trzeba zacząć sie uczyć. Powtarzam i powtarzam... I nic. Ale dziś zrobiłem pierwszy krok. Wydrukowałem różnorakie pomoce i... ułożyłem je w piękny, równiutki stosik na biureczku. Oczekują. A i ja wierze, że do spotkania z nimi dojdzie :)
W domu gość. Egzotyczny. O. Robert pracujący na co dzień w Kenii. Opowieściom nie ma końca. A słucham z otwartą buzią, bo to było kiedyś moje marzenie. Ono się już raczej nie zrealizuje, bo nasza obecność kenijska jest już mocno samodzielna i posiłków z Polski nie oczekuje, ale... Posłuchać zawsze można... Bo kiedyś było naprawdę blisko. Miałem tam nawet kończyć studia. Ale widać Pan potrzebował wówczas tylko mojej decyzji, do której zresztą już nie pierwszy raz się odwołuje. Przypomina mi ją. Bo wówczas powiedziałem "tak". I ono rozbrzmiewa echem w moim życiu...
Dziś zanurzyłem się w tęsknocie Boga. Wierzę, że słowa Jezusa do uczniów, że są darem od Ojca, że pragnie ich uszczęśliwić oglądaniem tej chwały, która należy do Niego, odnoszą się również w jakiś sposób do mnie. Pomyślałem sobie natychmiast o mojej tęsknocie za Nim. Zapisałem sobie nawet, że pragnąłbym, aby ona choć w jakimś procencie była naśladowaniem Jego tęsknoty. Bo jaka jest ta moja? Kiedy myślę o spotkaniu twarzą w twarz, natychmiast przychodzi druga myśl - przecież tyle jest jeszcze do zrobienia... Kiedy myślę o wiernym naśladowaniu Mistrza, natychmiast pojawia się kolejna myśl - tylko nie za ciężki krzyż, bo jestem taki słabiuśki... Kiedy myślę o oddaniu Mu wszystkiego, to natychmiast korekta - ale może wszystkiego jednak nie będzie potrzebował... I takie to falowanie...
Tak, moja tęsknota kojarzy mi się z falowaniem. Podobnym do tego, jakie przeżywał Naród Wybrany na pustyni. Raz całkowicie oddany, a raz szemrzący pod namiotami. Człowieczeństwo. Może to ono tak bardzo trzyma mnie przy ziemi i nie pozwala się wznieść. Musze je jednak jakoś "odchudzić", bo to się nigdy nie zmieni. Jako człowiek się urodziłem i jako człowiek umrę. Ale to, czy będę człowiekiem stęsknionym zależy chyba wyłącznie ode mnie.
Wracając jednak do tęsknoty Boga... Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że tak jak On za mną dziś, tak nikt i nigdy tęsknił nie będzie. Nie mogę tej tęsknoty szukać u ludzi, bo sentymenty mijają. Dziś duchowo blisko, jutro już znacząco oddaleni. Potwierdziły mi to jakoś mocno słowa Roberta, który dziś opowiadał o pracy w Afryce. Dziś jesteś kochany, jutro wyjeżdżasz i nikt o tobie nie pamięta. Życie jest zbyt trudne, żeby tracić energię na sentymenty. I może coś w tym jest... I może to tak naprawdę jest wyzwalające. Zanurzyć się w tęsknocie Boga, a od ludzi jej nie oczekiwać. Wszak oni są też tylko ludźmi. Dokładnie tak, jak ja... I umieją tęsknić po ludzku, nie po Bożemu... Tak jak ja.
Wdzięczny za to, co ludzkie, chcę szukać tego, co Boże...
No od wczoraj sobie powtarzam, że trzeba zacząć sie uczyć. Powtarzam i powtarzam... I nic. Ale dziś zrobiłem pierwszy krok. Wydrukowałem różnorakie pomoce i... ułożyłem je w piękny, równiutki stosik na biureczku. Oczekują. A i ja wierze, że do spotkania z nimi dojdzie :)
W domu gość. Egzotyczny. O. Robert pracujący na co dzień w Kenii. Opowieściom nie ma końca. A słucham z otwartą buzią, bo to było kiedyś moje marzenie. Ono się już raczej nie zrealizuje, bo nasza obecność kenijska jest już mocno samodzielna i posiłków z Polski nie oczekuje, ale... Posłuchać zawsze można... Bo kiedyś było naprawdę blisko. Miałem tam nawet kończyć studia. Ale widać Pan potrzebował wówczas tylko mojej decyzji, do której zresztą już nie pierwszy raz się odwołuje. Przypomina mi ją. Bo wówczas powiedziałem "tak". I ono rozbrzmiewa echem w moim życiu...
Dziś zanurzyłem się w tęsknocie Boga. Wierzę, że słowa Jezusa do uczniów, że są darem od Ojca, że pragnie ich uszczęśliwić oglądaniem tej chwały, która należy do Niego, odnoszą się również w jakiś sposób do mnie. Pomyślałem sobie natychmiast o mojej tęsknocie za Nim. Zapisałem sobie nawet, że pragnąłbym, aby ona choć w jakimś procencie była naśladowaniem Jego tęsknoty. Bo jaka jest ta moja? Kiedy myślę o spotkaniu twarzą w twarz, natychmiast przychodzi druga myśl - przecież tyle jest jeszcze do zrobienia... Kiedy myślę o wiernym naśladowaniu Mistrza, natychmiast pojawia się kolejna myśl - tylko nie za ciężki krzyż, bo jestem taki słabiuśki... Kiedy myślę o oddaniu Mu wszystkiego, to natychmiast korekta - ale może wszystkiego jednak nie będzie potrzebował... I takie to falowanie...
Tak, moja tęsknota kojarzy mi się z falowaniem. Podobnym do tego, jakie przeżywał Naród Wybrany na pustyni. Raz całkowicie oddany, a raz szemrzący pod namiotami. Człowieczeństwo. Może to ono tak bardzo trzyma mnie przy ziemi i nie pozwala się wznieść. Musze je jednak jakoś "odchudzić", bo to się nigdy nie zmieni. Jako człowiek się urodziłem i jako człowiek umrę. Ale to, czy będę człowiekiem stęsknionym zależy chyba wyłącznie ode mnie.
Wracając jednak do tęsknoty Boga... Po raz kolejny zdałem sobie sprawę, że tak jak On za mną dziś, tak nikt i nigdy tęsknił nie będzie. Nie mogę tej tęsknoty szukać u ludzi, bo sentymenty mijają. Dziś duchowo blisko, jutro już znacząco oddaleni. Potwierdziły mi to jakoś mocno słowa Roberta, który dziś opowiadał o pracy w Afryce. Dziś jesteś kochany, jutro wyjeżdżasz i nikt o tobie nie pamięta. Życie jest zbyt trudne, żeby tracić energię na sentymenty. I może coś w tym jest... I może to tak naprawdę jest wyzwalające. Zanurzyć się w tęsknocie Boga, a od ludzi jej nie oczekiwać. Wszak oni są też tylko ludźmi. Dokładnie tak, jak ja... I umieją tęsknić po ludzku, nie po Bożemu... Tak jak ja.
Wdzięczny za to, co ludzkie, chcę szukać tego, co Boże...
"Dziś duchowo blisko, jutro już znacząco oddaleni."... bywa i tak...
OdpowiedzUsuń"Dziś jesteś kochany, jutro wyjeżdżasz i nikt o tobie nie pamięta."... watpie, ze to takie proste, chociaz zgadzam sie ze "Życie jest zbyt trudne, żeby tracić energię na sentymenty. I może coś w tym jest..."
Chciałam Ojcu serdecznie podziękować za tak osobiste i ciepłe wpisy na blogu. Czytam go codziennie rano i zawsze daje mi on sporo do myślenia. Uważam to za duży dar, że przez ten blog mogę obcować z tak wrażliwą duchowością. Mam nadzieje, że Ojciec nie zapomni o Nas w Stanach i, pomimo nowych obowiązków, dalej będzie dla Nas "głosem wołającego na pustyni". Pozdrawiam Mariola M.
OdpowiedzUsuń"Dziś jesteś kochany, jutro wyjeżdżasz i nikt o tobie nie pamięta. Życie jest zbyt trudne, żeby tracić energię na sentymenty." Z tego samego źródła wiem, że to mentalność Afrykańczyków i chyba dość odległa od naszej, nawet jeśli jest się tam, na miejscu. Tęsknota, przyjaźń, sentymenty, wpisują się w naszą egzystencję, również w jakiąś ofiarę, obumieranie każdego dnia, a to jest piękne. Pozdrawiam Marysia
OdpowiedzUsuń