zdj:flickr/corrieb/Lic CC
Mili Moi...
Jakiś koszmarny dzień za mną... To znaczy, nic strasznego się nie wydarzyło, ale ja, który nie mam nigdy problemów z rannym wstawaniem, dziś wstawszy normalnie i spędziwszy zwyczajowe dwie godziny z Panem, położyłem się natychmiast ponownie i wstałem... nie przyznam się o której, bo to wstyd :) Na szczęście świadectwa braci potwierdziły mi tylko, że coś wyjątkowego dotknęło dziś nas wszystkich. Niesłychanie przygnębiająco - męczący dzień. Trochę udało mi sie później zrobić, ale z wielkim trudem... Nawet wieczorem wygłosiłem konferencję siostrom betankom w Lublinie... A jutro do Kazimierza... Rano skupienie dla sióstr, a po południu dla młodzieży - przez cały weekend... Sam duchowo odpocznę, skupię się, pomodlę...
A doświadczam dużej potrzeby... Bo Słowo mnie ciosa ostatnimi dniami... Pan po prostu stawia mi dość trudne pytania... Dziś na przykład stanął mi przed oczami Judasz. To w kontekście słów Jezusa - ten, który je ze mną chleb, piętą we mnie godzi... Pomyślałem o Judaszu, jako o kimś, kto konkretnie się sprzeciwił Jezusowi. Choć oczywiście nie mam dostępu do jego motywacji, uczuć, emocji i całego wewnętrznego świata, żeby go ocenić. Ale fakt jest faktem. Zdradził. Odszedł. Sprzeniewierzył się łasce...
Czemu akurat o nim piszę? Bo zdałem sobie sprawę, że nigdy właściwie nie stanąłem w sytuacji, w której za przyznanie się do Jezusa coś by mi groziło... Nigdy nie było niebezpiecznie. Wszelkie więc moje dobre opinie o mojej wierze, moje dobre samopoczucie, jest oparte na domniemaniach, pobożnych życzeniach, nadziejach. Nie wiem jak zachowałbym się, gdyby strach zaczął dyktować warunki. Nie wiem, czy moja wiara okazałaby się tak silna, jak dziś mi się wydaje. Miłe iluzje, bo tak dobrze jest myśleć o sobie w perspektywie zwycięstwa... Moja wiara... Taka silna, taka pewna, taka oddana Jezusowi... Ale czy rzeczywiście??? Nie wiem... Mogę tylko zakładać...
A że jest to temat wart przemyślenia, podpowiada mi również Piotr. Motywacji Judasza nie znam. Ale w zdradzie Piotra jest strach. To on nie pozwala mu przyznać się do Mistrza. A więc skoro nawet jemu udało się "ugodzić Jezusa piętą", to co ze mną??? (Swoją drogą, żeby ugodzić piętą, pomyślałem sobie, trzeba się najpierw do kogoś odwrócić tyłem... tak to sobie wyobrażam). Piotr, który pokazał Jezusowi plecy... Poszedł swoją drogą...
Zanim jednak przyjdzie taka konfrontacja (jeśli rzeczywiście przyjdzie), to przecież cała sfera codziennego "godzenia piętą". A przejawia się ono lekceważeniem Słowa Pana. Przecież mówi do mnie, stawia zadania, oczekuje, zapewnia, że mnie umocni i tak dalej... A co ja? Czy jestem gotów usłyszeć i zareagować? I jaka to reakcja? Cały czas mam w sobie takie pragnienie, żeby odpowiadać natychmiast, ale ta szybkość reakcji z wiekiem spada, znacząco spada... I to jest przestrzeń urealniania swoich wyobrażeń o sobie. Tu jest miejsce odkrywania prawdy. Na co mnie stać??? Tak naprawdę! Na co??? W bezpiecznej przestrzeni lubelskiego domu studiów. Na co mnie stać w perspektywie wezwań Jezusa??? A Ciebie...? Budzimy się...
Jakiś koszmarny dzień za mną... To znaczy, nic strasznego się nie wydarzyło, ale ja, który nie mam nigdy problemów z rannym wstawaniem, dziś wstawszy normalnie i spędziwszy zwyczajowe dwie godziny z Panem, położyłem się natychmiast ponownie i wstałem... nie przyznam się o której, bo to wstyd :) Na szczęście świadectwa braci potwierdziły mi tylko, że coś wyjątkowego dotknęło dziś nas wszystkich. Niesłychanie przygnębiająco - męczący dzień. Trochę udało mi sie później zrobić, ale z wielkim trudem... Nawet wieczorem wygłosiłem konferencję siostrom betankom w Lublinie... A jutro do Kazimierza... Rano skupienie dla sióstr, a po południu dla młodzieży - przez cały weekend... Sam duchowo odpocznę, skupię się, pomodlę...
A doświadczam dużej potrzeby... Bo Słowo mnie ciosa ostatnimi dniami... Pan po prostu stawia mi dość trudne pytania... Dziś na przykład stanął mi przed oczami Judasz. To w kontekście słów Jezusa - ten, który je ze mną chleb, piętą we mnie godzi... Pomyślałem o Judaszu, jako o kimś, kto konkretnie się sprzeciwił Jezusowi. Choć oczywiście nie mam dostępu do jego motywacji, uczuć, emocji i całego wewnętrznego świata, żeby go ocenić. Ale fakt jest faktem. Zdradził. Odszedł. Sprzeniewierzył się łasce...
Czemu akurat o nim piszę? Bo zdałem sobie sprawę, że nigdy właściwie nie stanąłem w sytuacji, w której za przyznanie się do Jezusa coś by mi groziło... Nigdy nie było niebezpiecznie. Wszelkie więc moje dobre opinie o mojej wierze, moje dobre samopoczucie, jest oparte na domniemaniach, pobożnych życzeniach, nadziejach. Nie wiem jak zachowałbym się, gdyby strach zaczął dyktować warunki. Nie wiem, czy moja wiara okazałaby się tak silna, jak dziś mi się wydaje. Miłe iluzje, bo tak dobrze jest myśleć o sobie w perspektywie zwycięstwa... Moja wiara... Taka silna, taka pewna, taka oddana Jezusowi... Ale czy rzeczywiście??? Nie wiem... Mogę tylko zakładać...
A że jest to temat wart przemyślenia, podpowiada mi również Piotr. Motywacji Judasza nie znam. Ale w zdradzie Piotra jest strach. To on nie pozwala mu przyznać się do Mistrza. A więc skoro nawet jemu udało się "ugodzić Jezusa piętą", to co ze mną??? (Swoją drogą, żeby ugodzić piętą, pomyślałem sobie, trzeba się najpierw do kogoś odwrócić tyłem... tak to sobie wyobrażam). Piotr, który pokazał Jezusowi plecy... Poszedł swoją drogą...
Zanim jednak przyjdzie taka konfrontacja (jeśli rzeczywiście przyjdzie), to przecież cała sfera codziennego "godzenia piętą". A przejawia się ono lekceważeniem Słowa Pana. Przecież mówi do mnie, stawia zadania, oczekuje, zapewnia, że mnie umocni i tak dalej... A co ja? Czy jestem gotów usłyszeć i zareagować? I jaka to reakcja? Cały czas mam w sobie takie pragnienie, żeby odpowiadać natychmiast, ale ta szybkość reakcji z wiekiem spada, znacząco spada... I to jest przestrzeń urealniania swoich wyobrażeń o sobie. Tu jest miejsce odkrywania prawdy. Na co mnie stać??? Tak naprawdę! Na co??? W bezpiecznej przestrzeni lubelskiego domu studiów. Na co mnie stać w perspektywie wezwań Jezusa??? A Ciebie...? Budzimy się...
Właśnie... na co mnie stać albo czy w ogóle na coś mnie stać...
OdpowiedzUsuńCo do dnia Ojcze, to musiało być coś w powietrzu ;) pozdrawiam
Pyta Ojciec na co Ojca stać. Odpowiadam z wielką życzliwością, (chociaż może zabrzmi to nieco niegrzecznie, ale ja nie mam tu "niegrzecznej" intencji): Stać Ojca na robienie sobie niepotrzebnych problemów tym pytaniem, tego typu myśleniem. I tu pragnę Ojcu zadać pytanie: Czy nasza wiara musi się kojarzyć głównie z męczeństwem, z ofiarami, wyrzeczeniami i nieustannym "staniem na baczność". Czy musi nam się kojarzyć tylko z zakazami, nakazami i perfekcjonizmem? Czyli z samymi smutnymi sprawami?
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze że ja od dłuższego czasu mam okazję poznać na co mnie stać. I mam już serdecznie dosyć poznawania tego na co mnie stać. Po prostu już mnie to za bardzo nie interesuje na co mnie stać. Wolał bym nie wiedzieć na co mnie stać i nie przechodzić tego typu sprawdzianów. Niestety będę się jeszcze dowiadywał na co mnie stać przynajmniej do końca maja i przyznam że jestem tym przerażony, co spotka mnie w tym czasie. Ja nie zastanawiam się nad tym na co mnie stać, a zastanawiam się jak bardzo będę zmiażdżony po tym okresie i zastanawiam się do kogo się zwrócić z prośbą o modlitwę za mnie przez ten okres. Bo tu będzie potrzebne "morze" modlitwy.
OdpowiedzUsuńNapisał Ojciec że dzisiaj podczas tego "koszmarnego" dnia spędził Ojciec dwie zwyczajowe godziny z Panem. To ja mam prośbę, aby część z tych godzin przeznaczył w mojej intencji. Nie proszę o żadną dodatkową modlitwę, ale jedynie o to aby część tego co i tak przeznacza Ojciec na rozmowę z Panem, przeznaczył w mojej intencji. Może jest to modlitwa brewiarzowa, może różaniec, cokolwiek. Podobną prośbę mam do innych księży którzy czytają Ojca blog, albo zakonnic czy zakonników. Jeżeli odmawiacie bądź odprawiacie jakieś modlitwy, a nie czynicie tego w jakiejś konkretnej intencji, to proszę przeznaczcie część z tych modlitw w mojej intencji. Podobną prośbę mam do osób świeckich. Jeśli zmierzacie uczestniczyć w nabożeństwie majowym, ale bez szczególnej intencji, to bardzo Was proszę przeznaczcie je w mojej intencji, a jeśli nie możecie tego zrobić, ale w kościele podczas nabożeństwa majowego jest wystawiony Najświętszy Sakrament to chociaż westchnijcie za mnie przed Panem wystawionym w Najświętszym Sakramencie. Modlitwa przed najświętszym sakramentem ma ogromną moc, sam się o tym nie raz przekonałem. Dziękuję Wszystkim którzy będą modlić się za mnie.
Dodam, że te trudności mają związek z pewnym zadaniem powierzonym mi przez Pana, a które napotyka na GIGANTYCZNY opór.
I jeszcze jedno. W pierwszym komentarzu zadałem pytanie czy nasza wiara musi kojarzyć się z męczeństwem, a sam teraz piszę jak bym był męczennikiem. Chodzi mi bowiem o to, że nie trzeba "wprowadzać" męczeństwa do wiary tam gdzie go nie powinno być, a pozostawić go tam gdzie ono "być powinno".
witam, to ja mam taką małą prośbę, jeśli mam się modlić za kogoś, to choć chciałbym wiedzieć za kogo, może jakieś imię chociaż... fajnie gdyby była też jakaś informacja o tych trudnościach jakie pokonujesz, ale może nie mas odwagi tego ujawniać albo są bardzo intymne.. dasz radę coś o tym opowiedzieć? będzie łatwiej się na tym skupić, lepiej ukierunkować modlitwę
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za chęć okazania mi pomocy. Mam na imię Paweł. Wystarczy że się będziesz za mnie modlił, im więcej tym lepiej, będzie super jeśli na różańcu.
OdpowiedzUsuńczy Judasz mógł wrócić...? do wspólnoty ...do relacji miłości z Bogiem? jak by go przyjęto? jak móglby się modlić? jak by spojrzal Zmartwychwstałemu w oczy? czy zbyt trudne było dla niego przebudzenie? Zdradził... Sprzedał... i tym samym już odebrał sobie życie, a kiedy zrozumiał jak wiele cenniejsza była jego wiara od życia, przestał chcieć żyć... to zrozumiałe ... taki żal i tęsknota mogą zabić... ale czy mógł wrócić?
OdpowiedzUsuń...a ja? na co mnie stać? ile jeszcze wytrzymam?
Wybaczcie ten ton, ale ciężko znoszę poniedziałki.
Jeszcze dziś spróbuję, jeszcze dziś dam radę.