zdj:flickr/bluman/Lic CC
Mili Moi...
Zakończyłem właśnie weekend skupienia dla rodziców postulantek betańskich w Kazimierzu. Zupełnie nietypowe spotkanie. W tym roku mnie Pan Bóg zaprasza do czynienia rzeczy, których dotąd nie robiłem, spotkań z grupami, których dotąd nie spotykałem. Ma to swój urok, ale też przysparza chyba większego zmęczenia, jak każde spotkanie z czymś nowym. Dodatkowo dziś jeszcze świętowaliśmy zaległe imieniny przełożonego w gronie współbraci lubelskich z pozostałych naszych prowincji. Pełen dom gości. Miłe spotkanie. Ale ostatecznie padłem na pyszczek i obudziłem sie po niemal trzech godzinach... A mam takie odczucie, że gdybym się nie podniósł z łoża, to mógłbym tak przespać do rana... Zbieram siły, bo od jutra nauka :) Od jutra...
A dziś myśl o tym, co ja robię z obietnicami Jezusa? Bo przecież On obiecuje... Pocieszyciela. Tego, który przyjdzie, aby być ze mną. Obiecuje, że nie zostawi mnie sierotą. Obiecuje, że będę miłowany przez Ojca. Czy te Jego obietnice robią na mnie jakiekolwiek wrażenie? A może po prostu przepływają obok, niczym inne, liczne słowa, słyszane każdego dnia. Czy ja wierzę mojemu Bogu? Bo to jest jedyny warunek, żeby te Jego obietnice się zrealizowały. Trudno spodziewać się, żeby było inaczej, trudno oczekiwać, żeby Jego potęga objawiała się w ludzkiej niefrasobliwości. Trudno liczyć na realizację Słowa w życiu tych, którzy nic nie rozumieją...
Jak tę niefrasobliwość pokonać? Myślę sobie, że dziś w pierwszym Słowie Pan daje wskazówkę. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem Filipa, ponieważ widziały znaki... Sam Jezus prosi słuchaczy - jeśli nie wierzycie moim słowom, uwierzcie przynajmniej ze względu na dzieła, które czynię. On je czyni nieustannie. Współcześnie również. To żywe zainteresowanie dziełami Jezusa, to wpuszczenie Go do kręgu swoich zainteresowań, to wpatrywanie się w znaki Jego obecności chroni chyba najskuteczniej przed niefrasobliwością. Jeśli bowiem jestem w stanie zobaczyć Boga działającego, jestem również w stanie usłyszeć Boga obiecującego. Mało tego. Nie tylko usłyszeć, ale również wziąć Go na poważnie. I wierzyć, że Jego obietnice zrealizują się w moim życiu. A wówczas...
A wówczas doświadcza się takiej przemiany, że zupełnie jasne stają się słowa świętego Piotra - bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. Wtedy priorytety są jasne. Wtedy misja staje się czytelna. Wtedy pomysłów na świadectwo nie brakuje. I świat zaczyna wyglądać inaczej. To oddziaływanie komórki. Jednej. Małej. Zdrowej. To jest prawdziwe źródło przemiany. Ono tkwi w sercu każdego człowieka. Dlatego sądzę, że warto postawić sobie to pytanie - co ja robię z obietnicami Jezusa, w jaki sposób ja je traktuję, czy one mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie? Bo szczera odpowiedź na to pytanie pomaga mi narysować mapę mojego życia. Mało tego - jestem w stanie umieścić siebie na tej mapie w miejscu, w którym naprawdę się znajduję... Ważne to... Bo dopiero wówczas mogę wyruszyć w drogę... Do Jedynego Celu...
Zakończyłem właśnie weekend skupienia dla rodziców postulantek betańskich w Kazimierzu. Zupełnie nietypowe spotkanie. W tym roku mnie Pan Bóg zaprasza do czynienia rzeczy, których dotąd nie robiłem, spotkań z grupami, których dotąd nie spotykałem. Ma to swój urok, ale też przysparza chyba większego zmęczenia, jak każde spotkanie z czymś nowym. Dodatkowo dziś jeszcze świętowaliśmy zaległe imieniny przełożonego w gronie współbraci lubelskich z pozostałych naszych prowincji. Pełen dom gości. Miłe spotkanie. Ale ostatecznie padłem na pyszczek i obudziłem sie po niemal trzech godzinach... A mam takie odczucie, że gdybym się nie podniósł z łoża, to mógłbym tak przespać do rana... Zbieram siły, bo od jutra nauka :) Od jutra...
A dziś myśl o tym, co ja robię z obietnicami Jezusa? Bo przecież On obiecuje... Pocieszyciela. Tego, który przyjdzie, aby być ze mną. Obiecuje, że nie zostawi mnie sierotą. Obiecuje, że będę miłowany przez Ojca. Czy te Jego obietnice robią na mnie jakiekolwiek wrażenie? A może po prostu przepływają obok, niczym inne, liczne słowa, słyszane każdego dnia. Czy ja wierzę mojemu Bogu? Bo to jest jedyny warunek, żeby te Jego obietnice się zrealizowały. Trudno spodziewać się, żeby było inaczej, trudno oczekiwać, żeby Jego potęga objawiała się w ludzkiej niefrasobliwości. Trudno liczyć na realizację Słowa w życiu tych, którzy nic nie rozumieją...
Jak tę niefrasobliwość pokonać? Myślę sobie, że dziś w pierwszym Słowie Pan daje wskazówkę. Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem Filipa, ponieważ widziały znaki... Sam Jezus prosi słuchaczy - jeśli nie wierzycie moim słowom, uwierzcie przynajmniej ze względu na dzieła, które czynię. On je czyni nieustannie. Współcześnie również. To żywe zainteresowanie dziełami Jezusa, to wpuszczenie Go do kręgu swoich zainteresowań, to wpatrywanie się w znaki Jego obecności chroni chyba najskuteczniej przed niefrasobliwością. Jeśli bowiem jestem w stanie zobaczyć Boga działającego, jestem również w stanie usłyszeć Boga obiecującego. Mało tego. Nie tylko usłyszeć, ale również wziąć Go na poważnie. I wierzyć, że Jego obietnice zrealizują się w moim życiu. A wówczas...
A wówczas doświadcza się takiej przemiany, że zupełnie jasne stają się słowa świętego Piotra - bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. Wtedy priorytety są jasne. Wtedy misja staje się czytelna. Wtedy pomysłów na świadectwo nie brakuje. I świat zaczyna wyglądać inaczej. To oddziaływanie komórki. Jednej. Małej. Zdrowej. To jest prawdziwe źródło przemiany. Ono tkwi w sercu każdego człowieka. Dlatego sądzę, że warto postawić sobie to pytanie - co ja robię z obietnicami Jezusa, w jaki sposób ja je traktuję, czy one mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie? Bo szczera odpowiedź na to pytanie pomaga mi narysować mapę mojego życia. Mało tego - jestem w stanie umieścić siebie na tej mapie w miejscu, w którym naprawdę się znajduję... Ważne to... Bo dopiero wówczas mogę wyruszyć w drogę... Do Jedynego Celu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz