zdj:flickr/Moyan_Brenn/Lic CC
(Mt
1,16.18-21.24a)
Jakub był
ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z
Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha
Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał
narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę
myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie
bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest
to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem
zbawi swój lud od jego grzechów . Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak
mu polecił anioł Pański.
Mili Moi...
No i znów gonitwa, a ważne sprawy leżą odłogiem :) Ale tak to już jest, że cokolwiek tu człek chce załatwić, musi wsiąść w samochód i objechać pół miasta. No i dziś pół dnia jeździłem... Przy tym ciekawe dialogi... Z panią w banku: o celibacie... Pani prawosławna, wielka oponentka katolickich zwyczajów. Nie bardzo orientująca się w zasadach swojej religii, ale za to doskonale wiedząca, że Jezus był mężem Marii Magdaleny... Bardzo miła rozmowa... A potem w aptece kolejna... Ze starszym panem... Ale nie wiem o czym, bo prowadzona głównie po hiszpańsku :) W każdym razie chyba temat musiał być zabawny, bo pan śmiał się nieustannie...
A potem było spotkanie w kapłańskim gronie... Nasz biskup powołał do istnienia nowy wikariat (odpowiednik polskiego dekanatu) dla wszystkich parafii w Bridgeport. Mieliśmy więc dziś spotkanie z biskupem, który tłumaczył tę decyzję, a przy okazji wsłuchiwał się w głosy księży w Bridgeport pracujących. Niektóre te głosy były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Podziwiałem biskupa, że sobie radził. Mówię tu o różnych odmianach języka angielskiego, bo sporo na naszym terenie parafii etnicznych. Ja się nie odzywałem, żeby nie pogłębiać biskupiej konfuzji :)
Za to wieczorem prawdziwe święto... Kolejna odsłona naszych rekolekcji ewangelizacyjnych. Dziś pierwsze spotkanie w grupach dzielenia. Jak zawsze jest to dla wielu osób doświadczenie nowe i zaskakujące. Ale zdaje się, że wszyscy sobie jakoś poradzili i mam nadzieję, że będzie to piękne doświadczenie dla wszystkich uczestników. A przyszło ich do grup dzisiaj 45 osób. Bardzo mnie ta liczba cieszy...
Zawsze mnie zdumiewa Józef, który na podstawie snu był gotów zaufać Bogu we wcale nie błahej sprawie... Ja bez szczególnej łaski zupełnie sobie tego nie wyobrażam... Ale dziś skupił mnie Józef jako człowiek ciszy... On najpiękniejsze chwile z Jezusem i Maryją przeżył w zupełnej tajemnicy. Nie wiemy o nich nic. Nikomu bliżej nie znany cieśla, nikt sławny ani znaczący... Mężczyzna, który przeżywał swoje życie, życie swojej rodziny w ukryciu... I to dotyka najgłębszych moich tęsknot... Wycofać się na pustynię, gdzie będę tylko ja i Bóg. Nie być wciąż na świeczniku. Doświadczyć obecności Boga samego... SAMEGO!
Oczywiście nie mógłbym tak przeżyć całego życia, bo wyraźnie powołuje mnie Pan do czego innego... Ale potrzebuję choćby kilku chwil... A może każdy potrzebuje... Takiego oddechu Jezusem... Oddechu świętego Józefa...
Mili Moi...
No i znów gonitwa, a ważne sprawy leżą odłogiem :) Ale tak to już jest, że cokolwiek tu człek chce załatwić, musi wsiąść w samochód i objechać pół miasta. No i dziś pół dnia jeździłem... Przy tym ciekawe dialogi... Z panią w banku: o celibacie... Pani prawosławna, wielka oponentka katolickich zwyczajów. Nie bardzo orientująca się w zasadach swojej religii, ale za to doskonale wiedząca, że Jezus był mężem Marii Magdaleny... Bardzo miła rozmowa... A potem w aptece kolejna... Ze starszym panem... Ale nie wiem o czym, bo prowadzona głównie po hiszpańsku :) W każdym razie chyba temat musiał być zabawny, bo pan śmiał się nieustannie...
A potem było spotkanie w kapłańskim gronie... Nasz biskup powołał do istnienia nowy wikariat (odpowiednik polskiego dekanatu) dla wszystkich parafii w Bridgeport. Mieliśmy więc dziś spotkanie z biskupem, który tłumaczył tę decyzję, a przy okazji wsłuchiwał się w głosy księży w Bridgeport pracujących. Niektóre te głosy były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Podziwiałem biskupa, że sobie radził. Mówię tu o różnych odmianach języka angielskiego, bo sporo na naszym terenie parafii etnicznych. Ja się nie odzywałem, żeby nie pogłębiać biskupiej konfuzji :)
Za to wieczorem prawdziwe święto... Kolejna odsłona naszych rekolekcji ewangelizacyjnych. Dziś pierwsze spotkanie w grupach dzielenia. Jak zawsze jest to dla wielu osób doświadczenie nowe i zaskakujące. Ale zdaje się, że wszyscy sobie jakoś poradzili i mam nadzieję, że będzie to piękne doświadczenie dla wszystkich uczestników. A przyszło ich do grup dzisiaj 45 osób. Bardzo mnie ta liczba cieszy...
Zawsze mnie zdumiewa Józef, który na podstawie snu był gotów zaufać Bogu we wcale nie błahej sprawie... Ja bez szczególnej łaski zupełnie sobie tego nie wyobrażam... Ale dziś skupił mnie Józef jako człowiek ciszy... On najpiękniejsze chwile z Jezusem i Maryją przeżył w zupełnej tajemnicy. Nie wiemy o nich nic. Nikomu bliżej nie znany cieśla, nikt sławny ani znaczący... Mężczyzna, który przeżywał swoje życie, życie swojej rodziny w ukryciu... I to dotyka najgłębszych moich tęsknot... Wycofać się na pustynię, gdzie będę tylko ja i Bóg. Nie być wciąż na świeczniku. Doświadczyć obecności Boga samego... SAMEGO!
Oczywiście nie mógłbym tak przeżyć całego życia, bo wyraźnie powołuje mnie Pan do czego innego... Ale potrzebuję choćby kilku chwil... A może każdy potrzebuje... Takiego oddechu Jezusem... Oddechu świętego Józefa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz