zdj:flickr/xomiele/Lic CC
Mt 1, 18-25
18 Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z
Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha
Świętego. 19 Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał
narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. 20 Gdy powziął
tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: "Józefie, synu
Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha
Świętego jest to, co się w Niej poczęło. 21 Porodzi Syna, któremu nadasz imię
Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów". 22 A stało się to
wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: 23 Oto
Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: "Bóg
z nami". 24 Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł
Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, 25 lecz nie zbliżał się do Niej, aż
porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus.
Mili Moi...
Bardzo trudna sobota za mną. Trudna ze względu na to, że znów zachorowałem. Tym razem jednak dużo gwałtowniej, niż ostatnio. Temperatura po południu sięgała 39.3 a ja w takim stanie to zwykle widuję już białe myszki. Teraz jest odrobinę lepiej, choć jeszcze czasem targają mną dreszcze. Całe popołudnie przespałem w fotelu nie mogąc ruszyć ręką ani nogą. Przed południem udało mi sie jeszcze odprawić pogrzeb, ale Mszy popołudniowej już nie byłem w stanie wziąć. No i jakoś musze próbować dojść do siebie...
Dziś wspomnienie Świętego Imienia Jezus, w naszym zakonie bardzo ważne. I w Słowie czytamy o zwiastowaniu św. Józefowi... Myślę o nim w tym bożonarodzeniowym czasie często. Bo i on jest bohaterem. To młody mężczyzna, który pewnie nie planował spędzić życia w dziewiczym związku z żoną. Ma swoją wrażliwość, uczuciowość, ma swoją męską dumę, godność. I w to wszystko dość gwałtownie wkracza Pan, nie pytając go właściwie, w odróżnieniu od Maryi, o zdanie. Józef staje się trochę mimowolnym uczestnikiem zdarzeń. I nic dziwnego, że kotłuje się w nim wiele myśli, odczuć, refleksji.
Tak po ludzku patrząc - ma przyjąć żonę, która jest w ciąży z kimś. Nie tylko ma Jej ufać, ale ma każdego dnia patrzeć na nie swojego syna, którego ma wprowadzić w życie, swojego własnego nigdy nie posiadając. Czy to nie rodzi w nim buntu i oporu? Czy to nie prowadzi go do jakiegoś poczucia przegranej, takiej wielkiej straty czegoś, co się tak naprawdę jeszcze między nim, a Maryją nie zaczęło? I w to kłębowisko uczuć wkracza anioł. Robi to we śnie. Fakt, że Józef postępuje zgodnie z tymi wskazówkami, może pokazywać jak bardzo ten człowiek był spragniony, żeby mu ktoś doradził, żeby mu ktoś powiedział, co powinien zrobić. Osiągnął prawdopodobnie taki stan, że naprawdę czuł się zagubiony.
Zrozumiał jednak, że uczestniczy w czymś wielkim i skoro został w to wplątany, to musi się jakoś w tym odnaleźć. Bóg o nim nie zapomniał. Bóg go nie zlekceważył. Nie potraktował jak pionka na szachownicy, czy marionetkę. Bóg wie kiedy, z kim, do kogo przyjść...
I to jest sedno mojego rozmyślania dziś... Bo i ja mam swoje bunty. Czekam na wizytę anioła, lub inne rozwiązanie wielu spraw w moim życiu od lat. Chciałbym, żeby Pan Bóg zainterweniował, a On przychodzi, czy raczej przyjdzie w sobie znanym, najlepszym czasie. Wczoraj, kiedy się modliłem wieczorem, przyszedł Pan do mnie w swoim Słowie z Księgi Izajasza 49,8 - 8 Tak mówi Pan: "Gdy nadejdzie czas mej łaski, wysłucham cię, w dniu zbawienia przyjdę ci z pomocą". I wierzę, że tak właśnie będzie... Bo On zna czasy i chwile i wie kiedy przyjść najlepiej. Ufam więc, że niczym Józef, silny mężczyzna, trochę zagubiony wśród nadzwyczajnych wydarzeń, i ja przeżyję swoje zwiastowanie. To znaczy - ufam, że i wobec moich różnorodnych pytań i trudności Pan wypowie swoje Słowo rozpoczynające się od zwrotu - nie bój się...
Mili Moi...
Bardzo trudna sobota za mną. Trudna ze względu na to, że znów zachorowałem. Tym razem jednak dużo gwałtowniej, niż ostatnio. Temperatura po południu sięgała 39.3 a ja w takim stanie to zwykle widuję już białe myszki. Teraz jest odrobinę lepiej, choć jeszcze czasem targają mną dreszcze. Całe popołudnie przespałem w fotelu nie mogąc ruszyć ręką ani nogą. Przed południem udało mi sie jeszcze odprawić pogrzeb, ale Mszy popołudniowej już nie byłem w stanie wziąć. No i jakoś musze próbować dojść do siebie...
Dziś wspomnienie Świętego Imienia Jezus, w naszym zakonie bardzo ważne. I w Słowie czytamy o zwiastowaniu św. Józefowi... Myślę o nim w tym bożonarodzeniowym czasie często. Bo i on jest bohaterem. To młody mężczyzna, który pewnie nie planował spędzić życia w dziewiczym związku z żoną. Ma swoją wrażliwość, uczuciowość, ma swoją męską dumę, godność. I w to wszystko dość gwałtownie wkracza Pan, nie pytając go właściwie, w odróżnieniu od Maryi, o zdanie. Józef staje się trochę mimowolnym uczestnikiem zdarzeń. I nic dziwnego, że kotłuje się w nim wiele myśli, odczuć, refleksji.
Tak po ludzku patrząc - ma przyjąć żonę, która jest w ciąży z kimś. Nie tylko ma Jej ufać, ale ma każdego dnia patrzeć na nie swojego syna, którego ma wprowadzić w życie, swojego własnego nigdy nie posiadając. Czy to nie rodzi w nim buntu i oporu? Czy to nie prowadzi go do jakiegoś poczucia przegranej, takiej wielkiej straty czegoś, co się tak naprawdę jeszcze między nim, a Maryją nie zaczęło? I w to kłębowisko uczuć wkracza anioł. Robi to we śnie. Fakt, że Józef postępuje zgodnie z tymi wskazówkami, może pokazywać jak bardzo ten człowiek był spragniony, żeby mu ktoś doradził, żeby mu ktoś powiedział, co powinien zrobić. Osiągnął prawdopodobnie taki stan, że naprawdę czuł się zagubiony.
Zrozumiał jednak, że uczestniczy w czymś wielkim i skoro został w to wplątany, to musi się jakoś w tym odnaleźć. Bóg o nim nie zapomniał. Bóg go nie zlekceważył. Nie potraktował jak pionka na szachownicy, czy marionetkę. Bóg wie kiedy, z kim, do kogo przyjść...
I to jest sedno mojego rozmyślania dziś... Bo i ja mam swoje bunty. Czekam na wizytę anioła, lub inne rozwiązanie wielu spraw w moim życiu od lat. Chciałbym, żeby Pan Bóg zainterweniował, a On przychodzi, czy raczej przyjdzie w sobie znanym, najlepszym czasie. Wczoraj, kiedy się modliłem wieczorem, przyszedł Pan do mnie w swoim Słowie z Księgi Izajasza 49,8 - 8 Tak mówi Pan: "Gdy nadejdzie czas mej łaski, wysłucham cię, w dniu zbawienia przyjdę ci z pomocą". I wierzę, że tak właśnie będzie... Bo On zna czasy i chwile i wie kiedy przyjść najlepiej. Ufam więc, że niczym Józef, silny mężczyzna, trochę zagubiony wśród nadzwyczajnych wydarzeń, i ja przeżyję swoje zwiastowanie. To znaczy - ufam, że i wobec moich różnorodnych pytań i trudności Pan wypowie swoje Słowo rozpoczynające się od zwrotu - nie bój się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz