zdj:flickr/electricnerve/Lic CC
(Mk 3,20-21)
Jezus
przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie
mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: Odszedł od zmysłów.
Mili Moi...
No i nadszedł "dzień Eliasza". Czy to warunki pogodowe, czy nadmiar wolnego czasu z powodu odwołania polskiej szkoły sprawiły, że gdziekolwiek usiadłem, tam zasypiałem. No i dzień płynie... Ale większych wyrzutów sumienia nie mam. Wysiłek i emocje dni minionych zasługują na to, żeby je odespać.
Armagedon śniegowy okazał się mniej groźny, niż się spodziewano. Oczywiście popadało, oczywiście poranek nie był łatwy dla transportu wszelakiego, ale... Według przewidywań w kościele nie było tłumów :) Zaczynałem Mszę z pustymi ławkami, ale na czytania dotarli ofiarodawcy intencji, więc skończyliśmy Mszę w trójkę.
A my dziś przeżyliśmy powtórnie dzień... 6 stycznia. Tego bowiem dnia w naszym zakonie losuj się patrona na cały rok i sentencję, która ma nas w jakiś sposób prowadzić. Niestety nie dotarły do nas sentencje na czas, więc dopiero dziś ten obrzęd się dokonał. Dla mnie to jeden z ważniejszych dni w roku, bo bardzo liczę na tego niebieskiego patrona, którego otrzymuję. Staram się o nim pamiętać, zwłaszcza kiedy odprawiam Mszę Świętą. W najbliższym roku będzie się mną opiekowała bł. Aniela Salawa, nasza franciszkańska dusza, która przeżyła swoje życie jako prosta służąca, obdarowana przez Pana mistycznymi łaskami. Lubię ją bardzo i zawsze chętnie nawiedzam w Krakowie, w naszym, franciszkańskim kościele, gdzie znajdują się jej relikwie. Sentencja zaś, która ma mi przyświecać, pochodzi z Listu do Galatów i brzmi - A co człowiek sieje, to i żąć będzie. Teraz więc mogę wejść w ten rok ze spokojnym sercem.
Dziś również miła niespodzianka - dotarła do mnie paczka z płytami naszego seminaryjnego zespołu "Pokój i Dobro". Jakiś czas temu poprosiłem braci z seminarium, żeby przysłali mi te egzemplarze płyty, na których miałem to szczęście śpiewać, a ja podzielę się tym z naszymi parafianami w Bridgeport. A nuż znajdą się tacy, którzy zechcą naszej twórczości posłuchać w swoich własnych domach. A przy okazji wesprzemy nasze, łódzkie seminarium. No więc dziś sto płyt pojawiło sie na pokładzie, a jutro po Mszy o 11 spróbujemy je wpuścić w obieg.
No a dziś Jezus, który odszedł od zmysłów. Myślę sobie, że takie pogłoski mogli rozsiewać nie tylko wrogowie Jezusa, ale również ludzie całkiem Mu przychylni. Bo przecież intensywność Jego działania i to, że się w żadnym razie nie oszczędzał, mogły rodzić najróżniejsze domysły. Ktoś, kto działa w taki sposób, musi mieć nie po kolei w głowie. I dziś zdałem sobie sprawę, że to moje największe marzenie - zasłużyć na taką samą opinię z dokładnie tych samych powodów.
Ale to musi być niesłychanie trudne. Kiedy przychodzi do Niego rodzina, która w trosce o swoje dobre imię i o swój honor, zamierza Go powstrzymać. Nie wiemy, czy doszło do tego spotkania, ale takie rozmowy zwykle są gwałtowne i nieprzyjemne. Jeśli nawet takie spotkanie miało miejsce, to bliscy Jezusa nic nie wskórali. Nadal działał jak ten, który odszedł od zmysłów...
A wrogowie? To przecież tak doskonały sposób, żeby zdyskredytować kogoś w cudzych oczach. Pokazać cały ogrom wariactwa, niezrównoważenia, ośmieszyć, wyszydzić, zlekceważyć. I tego się boimy, oj jak bardzo się boimy... Ja też. Choć pogardliwe określenia współczesnego świata brzmią mi w uszach najsłodszą melodią, to chyba najtrudniej nieść brzemię "wariata" nałożone przez tych z wnętrza Kościoła, przez wierzących. Szyderstwo i lekceważenie z tej strony boli chyba najbardziej....
Ale tłum nadal czeka... I nawet gdyby nie było czasu na nic innego, to na naśladowanie Jezusa, który odszedł od zmysłów w oczach wielu, czas musi się znaleźć...
Mili Moi...
No i nadszedł "dzień Eliasza". Czy to warunki pogodowe, czy nadmiar wolnego czasu z powodu odwołania polskiej szkoły sprawiły, że gdziekolwiek usiadłem, tam zasypiałem. No i dzień płynie... Ale większych wyrzutów sumienia nie mam. Wysiłek i emocje dni minionych zasługują na to, żeby je odespać.
Armagedon śniegowy okazał się mniej groźny, niż się spodziewano. Oczywiście popadało, oczywiście poranek nie był łatwy dla transportu wszelakiego, ale... Według przewidywań w kościele nie było tłumów :) Zaczynałem Mszę z pustymi ławkami, ale na czytania dotarli ofiarodawcy intencji, więc skończyliśmy Mszę w trójkę.
A my dziś przeżyliśmy powtórnie dzień... 6 stycznia. Tego bowiem dnia w naszym zakonie losuj się patrona na cały rok i sentencję, która ma nas w jakiś sposób prowadzić. Niestety nie dotarły do nas sentencje na czas, więc dopiero dziś ten obrzęd się dokonał. Dla mnie to jeden z ważniejszych dni w roku, bo bardzo liczę na tego niebieskiego patrona, którego otrzymuję. Staram się o nim pamiętać, zwłaszcza kiedy odprawiam Mszę Świętą. W najbliższym roku będzie się mną opiekowała bł. Aniela Salawa, nasza franciszkańska dusza, która przeżyła swoje życie jako prosta służąca, obdarowana przez Pana mistycznymi łaskami. Lubię ją bardzo i zawsze chętnie nawiedzam w Krakowie, w naszym, franciszkańskim kościele, gdzie znajdują się jej relikwie. Sentencja zaś, która ma mi przyświecać, pochodzi z Listu do Galatów i brzmi - A co człowiek sieje, to i żąć będzie. Teraz więc mogę wejść w ten rok ze spokojnym sercem.
Dziś również miła niespodzianka - dotarła do mnie paczka z płytami naszego seminaryjnego zespołu "Pokój i Dobro". Jakiś czas temu poprosiłem braci z seminarium, żeby przysłali mi te egzemplarze płyty, na których miałem to szczęście śpiewać, a ja podzielę się tym z naszymi parafianami w Bridgeport. A nuż znajdą się tacy, którzy zechcą naszej twórczości posłuchać w swoich własnych domach. A przy okazji wesprzemy nasze, łódzkie seminarium. No więc dziś sto płyt pojawiło sie na pokładzie, a jutro po Mszy o 11 spróbujemy je wpuścić w obieg.
No a dziś Jezus, który odszedł od zmysłów. Myślę sobie, że takie pogłoski mogli rozsiewać nie tylko wrogowie Jezusa, ale również ludzie całkiem Mu przychylni. Bo przecież intensywność Jego działania i to, że się w żadnym razie nie oszczędzał, mogły rodzić najróżniejsze domysły. Ktoś, kto działa w taki sposób, musi mieć nie po kolei w głowie. I dziś zdałem sobie sprawę, że to moje największe marzenie - zasłużyć na taką samą opinię z dokładnie tych samych powodów.
Ale to musi być niesłychanie trudne. Kiedy przychodzi do Niego rodzina, która w trosce o swoje dobre imię i o swój honor, zamierza Go powstrzymać. Nie wiemy, czy doszło do tego spotkania, ale takie rozmowy zwykle są gwałtowne i nieprzyjemne. Jeśli nawet takie spotkanie miało miejsce, to bliscy Jezusa nic nie wskórali. Nadal działał jak ten, który odszedł od zmysłów...
A wrogowie? To przecież tak doskonały sposób, żeby zdyskredytować kogoś w cudzych oczach. Pokazać cały ogrom wariactwa, niezrównoważenia, ośmieszyć, wyszydzić, zlekceważyć. I tego się boimy, oj jak bardzo się boimy... Ja też. Choć pogardliwe określenia współczesnego świata brzmią mi w uszach najsłodszą melodią, to chyba najtrudniej nieść brzemię "wariata" nałożone przez tych z wnętrza Kościoła, przez wierzących. Szyderstwo i lekceważenie z tej strony boli chyba najbardziej....
Ale tłum nadal czeka... I nawet gdyby nie było czasu na nic innego, to na naśladowanie Jezusa, który odszedł od zmysłów w oczach wielu, czas musi się znaleźć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz