piątek, 19 września 2014

pytając o wiele...

zdj:flickr/Mr Jaded/Lic CC

(Łk 2,41-52)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.


Mili Moi...
W chałupie prawdziwa rewolucja... Zrywanie starodawnych dywanów to wielki hałas i niemniejszy bałagan. A właściwie poza zerwaniem staroci nic dziś więcej się nie dokonało. Aż strach pomyśleć ile potrwa kładzenie nowych. Tak, czy owak, nasze życie toczy się jakoś do przodu. A moje wysiłki skupiły się dziś na wyprasowaniu kolejnej partii alb z kościoła. Jeszcze jutro mała porcja i ten rozdział będziemy mieli zakończony. Ale oprócz tego... Stworzyłem dziś pierwsze kazanie po angielsku. Musze przyznać, że chcąc opisać ten proces, użyłbym jednego z ulubionych powiedzeń mojej nauczycielki języka łacińskiego z liceum, która szczególnie odpornym na wiedzę powiadała - twoja odpowiedź przypomina poród kleszczowy... Prawdopodobnie moje wypociny mieszczą się w zakresie umiejętności opisywanych przez panią magistrę nostrę... Ale z zadowoleniem stwierdzam, że powiedziałem w tym kazaniu to, co chciałem powiedzieć i to jest chyba najważniejsze. Rzecz jasna nie poddałem go jeszcze miażdżącej ocenie o. Georga, Amerykanina, który z nami tu zamieszkuje. Zobaczymy co on na to powie. Choć z moich irlandzkich doświadczeń wynika, że znacznie lepiej dawać kazania do sprawdzenia świeckim, ponieważ duchowni poza językiem zawsze poprawiają treść, czyniąc z cudzego kazania swoje własne. Tak już chyba wszyscy mamy...

Z duchowych radości - nasz Generał ogłosił, że 12 października do grona błogosławionych zostanie włączony nasz współbrat, męczennik, o. Francesco Zirano z prowincji Sardyńskiej, zamęczony przez Muzułmanów w 1603 roku. Jego charyzmatem, któremu całkowicie się oddał, był wykup niewolników i praca dla tych, których wykupić się nie dało, aby nie utracili chrześcijańskiej wiary. Generał w swoim słowie do braci podkreśla, że nasz nowy błogosławiony może stać się patronem współczesnych migrantów, którzy częstokroć również w jakiejś mierze są niewolnikami - systemów, władzy, pieniądza... O. Francesco, posłuszny swojej misji zakonnik, który oddał życie dla tych, którym służył...

Posłuszeństwo... To jest temat, który mocno wybrzmiewa mi w dzisiejszym namyśle nad Słowem. Jezus, który jako zwykły - niezwykły młodzieniec odkrywa powoli wolę swojego Ojca i wchodzi w jej posłuszną realizację, a jednocześnie usiłuje być posłuszny swojej Matce i ziemskiemu ojcu Józefowi. Jest w Nim jakieś napięcie, którego wyrazem jest chyba ta jego "samowolka" pozostania w Jerozolimie. Wola Ojca jest czymś, czego i ziemscy rodzice Jezusa musza się nauczyć. Trzydniowe poszukiwania... Czemu tak długo? Czyżby świątynia była ostatnim miejscem, do którego zajrzeli? Czyżby nie pomyśleli, że ich zwyczajny syn mógłby właśnie tam się zatrzymać? A jednak właśnie tam Go odnajdują... Co działo się z Nim przez te dni? Gdzie spał, co jadł? Tych szczegółów Łukasz nie przybliża... Ale rysuje napięcie posłuszeństwa...

Byłoby łatwiej... Byłoby łatwiej nie słyszeć Boga, nie brać na poważnie wewnętrznych poruszeń, nie "szukać kłopotów". Byłoby łatwiej zostać w Polsce i robić swoje. Byłoby łatwiej nie wychylać się i robić tylko to, co się lubi. Po swojemu. Nazywając to "wolą Boża"... Zdecydowanie łatwiej. Bo nie byłoby tego napięcia, którego pełna jest moja codzienność. Wszystko nowe, czasem trudne, czasem niezrozumiałe... Ale kiedy pojawia się myśl, że byłoby łatwiej, natychmiast pojawia się następna - wola Ojca jest ważniejsza, niż moja własna. A ja w moim życiu chcę czynić tylko to, co On chce. Dlatego pozwoliłem Mu na to, żeby jedni mnie "zgubili", a inni mnie "znaleźli". Ale zanim mnie znajdą pytam Jego... o wiele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz